[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Przybył, dosiadając ptaka.I okazał swą moc.Teraz więc wioska będzie składać ofiary Lurghdze i zabiegać o jego łaski.Nikt zaś nie będzie już słuchać stów Matki, nikt nie ofiaruje jej pierwszego owocu ze swych.- Ale skąd przybył ptak, którego dosiadał Lurgha? Czy możesz mi to wyjawić, ty, która czekasz nadejścia Matki?- Jakąż różnicę czyni to, skąd przybył Lurgha? Czy to coś ujmuje lub przysparza jego mocy? - Cassca przeszła pod sklepieniem łuku.- A może tak, w jakiś dziwny sposób? Powiedz mi, Assha.- Może tak.Odpowiedz, proszę.Obróciła się powoli i wskazała za swe prawe ramię.- Stamtąd przybył.Przyglądałam mu się uważnie, wiedząc, że chroni mnie moc Matki, i że nawet pioruny Lurghy nie mogą mnie pożreć.Czy ta wiedza czyni Lurghę mniejszym w twoich oczach, Assha? Przecież on pożarł wszystko, co do ciebie należało, wraz z twoimi krewnymi.- Może tak - powtórzył Ashe.- Nie sądzę, by Lurgha przybył ponownie.Wzruszyła ramionami, a ciężki płaszcz załopotał na wietrze.- Stanie się, co ma się stać, Assha.A teraz odejdź.Nie jest właściwe, by przebywał tu jakikolwiek mężczyzna.I Cassca wycofała się w głąb zielonej doliny, a Ross i McNeil wyszli ze swego ukrycia.McNeil spoglądał w stronę, którą wskazała kapłanka.- Północny wschód - mruknął w zamyśleniu.- Tam właśnie znajduje się Bałtyk.8Dziesięć dni później Ashe leżał wygodnie wyciągnięty na szpitalnym łóżku w arktycznej bazie, ze starannie zabandażowaną nogą i kubkiem gorącej kawy w ręce.Z ponurym uśmiechem spoglądał na Nelsona Millairda.Millaird, Kelgames, doktor Webb - szefowie projektu - nie tylko przeszli przez wrota transportera, aby spotkać się z trójką przybyszy z Brytanii, ale teraz tłoczyli się w ciasnym pokoju, niemal przygniatając do ściany Rossa i McNeila.Bo to właśnie było to! To, na co polowali od wielu miesięcy, mieli niemal w zasięgu ręki!Tylko Millaird, dyrektor naczelny, nie był o tym do końca przekonany.Ten potężny mężczyzna o nalanej twarzy i bujnej, rozwichrzonej czuprynie siwiejących włosów nie wyglądał na intelektualistę.Jednak Ross siedział w tym projekcie wystarczająco długo, by wiedzieć, że właśnie grube, owłosione ręce Millairda pozbierały wszystkie luźne sznurki poruszające operacją Retrograde i splotły je w sprawnie funkcjonującą całość.Teraz zaś dyrektor siedział rozparty niedbale na krześle, znacznie zresztą za małym na jego potężne cielsko, i gryzł w zamyśleniu drewnianą wykałaczkę.- No to mamy pierwszy trop - skomentował bez nadmiernej ekscytacji.- Raczej porządną brukowaną drogę! - wszedł mu w słowo Kelgarries.Major był zbyt podniecony, by stać spokojnie.Przestępował z nogi na nogę, jakby był gotów już w tej chwili obrócić się na pięcie i gnać na wroga.- Czerwoni nie niszczyliby Gog, gdyby nie uważali tego posterunku za zagrożenie.W tym sektorze czasowym musi się znajdować ich główna baza!- Powiedzmy raczej, jakaś większa baza - studził jego zapał Millaird.- Nie ta, której szukamy.W dodatku teraz właśnie mogą zmieniać sektor czasowy.Myślisz, że spokojnie tu na nas zaczekają, aż pojawimy się z większymi siłami?A jednak spokojny ton głosu Millairda nie zgasił entuzjazmu majora.- Jak długo trwa rozmontowanie dużej bazy? - zapytał.- Co najmniej miesiąc.Jeśli poślemy tam ekipę, jeśli się pospieszą.Millaird uderzył swymi ciężkimi łapskami o tłuste uda i roześmiał się, choć był to raczej wisielczy humor.- A gdzie konkretnie poślemy tę ekipę, Kelgarries? Na północny wschód od Brytanii? To raczej nieprecyzyjny namiar, delikatnie mówiąc.Oczywiście - zwracał się teraz do Ashe'a - dowiedziałeś się wszystkiego, czego było można.A ty, McNeil, nie masz nic do dodania?- Nie, sir.Zmietli nas w momencie, gdy Sandy był przekonany, że jesteśmy bezpieczni jak u mamusi.Nie mam pojęcia, jak nas znaleźli, chyba że namierzyli sygnał komunikacyjny.A jeśli tak, to musieli nas poszukiwać od dłuższego czasu, bo używamy bardzo nieregularnych częstotliwości nadawania.- Czerwoni są cierpliwi i niegłupi.Mogą też mieć urządzenia, o jakich nie mamy pojęcia.My też jesteśmy cierpliwi i niegłupi, ale nie mamy ich gadżetów.I czas działa na naszą niekorzyść.Jakieś wnioski, Webb? - Millaird zwrócił się do trzeciego, dotąd milczącego mężczyzny.Doktor poprawił okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa.- Tylko jeden punkt, którym chciałbym uzupełnić nasze przypuszczenia - odparł.- Sądzę, że mają bazę w rejonie Bałtyku.Nawet obecnie te tereny są dla nas niedostępne, a wtedy znajdowały się tam liczne szlaki handlowe.Nie wiemy wiele o tej części Europy.Ich baza może być w okolicach granicy z Finlandią.Tam mogliby ukryć instalacje na sto różnych sposobów.Millaird wydobył notes i sięgnął do kieszeni po długopis.- Nie zaszkodzi wysłać tam kilku agentów w naszych czasach.Uruchomimy wywiad wojskowy, a może i cywilny.Może znajdą coś ciekawego.Ale to spory rejon.Webb przytaknął.- Mamy jedną wskazówkę - szlaki handlowe.W czasach kultury pucharów dzwonowatych były bardzo dobrze oznaczone.Najważniejszy w tym rejonie był szlak bursztynowy.Większość mieszkańców stanowili wtedy łowcy, było też trochę rybaków wzdłuż wybrzeża.W interesujących nas czasach mieli już kontakty z handlarzami.- Zdjął okulary nerwowym ruchem.- Poza tym Czerwoni sami mogą mieć tam kłopoty.- To znaczy? - zainteresował się Kelgarries.- Inwazja plemion należących do kultury czekanów bojowych.Jeśli jeszcze się nie pojawili, przybędą niedługo.To była jedna z większych fal migracyjnych w tym kraju.Prawdopodobnie byli przodkami późniejszych Celtów i plemion nordyckich.Nie wiemy nawet, czy wytępili pierwotnych mieszkańców czy też zasymilowali się z nimi.- Szkoda, że nie wiemy - skomentował McNeil - bo dla nas ta różnica może się sprowadzać do topora w czaszce lub też nie.- Nie sądzę, żeby atakowali handlarzy.Dzisiejsze znaleziska świadczą, że lud pucharu kontynuował swój handel, mimo zmiany klientów - uspokoił go Webb.- O ile oczywiście ktoś nie będzie ich podżegał - Ashe podał pusty kubek Rossowi.-Nie zapominajcie o gniewie Lurghy.Począwszy od tego momentu nasi wrogowie mogą podejrzewać każdą faktorię handlarzy, która pojawi się w pobliżu ich terytorium.Webb pokręcił w zamyśleniu głową.- Taki totalny atak przeciwko handlarzom oznaczałby wpływanie na bieg historii.Na to Czerwoni by się nie odważyli, zwłaszcza że mają tylko ogólne podejrzenia.Pamiętaj, że oni wcale nie mniej obawiają się majstrować w przeszłości niż my.Nie, raczej skupią się na uważnych obserwacjach.Musimy zrezygnować z komunikowania się radiem.- Wykluczone! - przerwał mu gwałtownie Millaird.- Możemy zmniejszyć liczbę połączeń, ale nie poślę tam chłopców pozbawionych możliwości szybkiego kontaktu.Niech chłopcy w laboratorium spróbują pomajstrować trochę przy radiu, tak aby nie można było go wykryć.Czas! - zabębnił palcami na swym grubym kolanie.- Wszystko sprowadza się do kwestii czasu.- Którego nie mamy - wtrącił Ashe cichym jak zazwyczaj głosem.- Jeśli Czerwoni obawiają się, że zostali wykryci, muszą zdemontować swoją bazę w tamtym czasie.I już nad tym intensywnie pracują.Możemy nie dostać drugiej takiej szansy, aby ich namierzyć.Trzeba ruszać jak najszybciej.Millaird miał przymknięte powieki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|