[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinieneś mi był powiedzieć, Echozarze.- Skąd mogłem wiedzieć? Nie jestem płaskogłowym! - Echo-zar wypluł niemal to słowo.- Znałem tylko moją matkę i An-dovana.Aylę zdziwiła jadowitość w jego głosie.- Powiedziałeś, że twoja matka została przeklęta? A jednak przeżyła, żeby cię wychować? Musiała być niezwykłą kobietą.Echozar spojrzał prosto w szaroniebieskie oczy wysokiej blondynki.Nie było w nich wahania, próby uniknięcia jego wzroku.Czuł dziwny pociąg do tej kobiety, której nigdy przed­tem nie widział, czuł się przy niej bezpiecznie.- Niewiele o tym mówiła.Napadło na nią kilku mężczyzn, którzy zabili jej towarzysza życia, kiedy próbował jej bronić.Był bratem przywódcy jej klanu i ją obwiniano za jego śmierć.Przywódca powiedział, że sprowadziła nieszczęście.Później jed­nak, kiedy zorientowała się, że będzie miała dziecko, wziął ją na drugą kobietę przy swoim ognisku.Kiedy ja się urodziłem, orzekł, że to dowód, iż jest kobietą przynoszącą nieszczęście.Nie tylko doprowadziła do śmierci swojego towarzysza życia, ale jeszcze urodziła zdeformowane dziecko.Rzucił na nią klątwę, klątwę śmierci.Mówił do tej kobiety bardziej otwarcie niż do kogokolwiek innego i dziwił się samemu sobie.- Nie jestem pewien, co to znaczy “klątwa śmierci".Tylko raz mi o tym wspomniała, a i wtedy nie mogła dokończyć.Wy­jaśniła, że wszyscy się od niej odwrócili, jakby jej nie widzieli.Powiedzieli, że ona już nie żyje, i chociaż próbowała zmusić ich, żeby na nią spojrzeli, zachowywali się, jakby jej tam nie było, jakby była martwa.To musiało być straszne.- I było - cicho powiedziała Ayla.- Bardzo jest ciężko żyć, kiedy nie istniejesz dla tych, których kochasz.- Jej oczy zamgliły się od wspomnień.- Matka wzięła mnie i odeszła, żeby umrzeć, zgodnie z klą­twą, ale znalazł ją Andovan.Już wtedy był stary i żył samotnie.Nigdy mi nie powiedział, dlaczego opuścił swoją jaskinię, cho­dziło o jakiegoś okrutnego przywódcę.- Andovan.- przerwała mu Ayla.- Czy był z S'Armunai?- Tak, chyba tak.Nie mówił dużo o swoich ludziach.- Wiemy coś o ich okrutnym przywódcy - rzekł ponuro Jon-dalar.- Andovan się nami zaopiekował - ciągnął swą opowieść Echozar.- Nauczył mnie polować.Nauczył się języka gestów mojej matki, ale ona nigdy nie potrafiła powiedzieć więcej niż kilka słów.Ja nauczyłem się obu języków.Bardzo była zdziwio­na, że potrafiłem wymawiać słowa.Andovan zmarł parę lat temu, a razem z nim jej chęć życia.Klątwa śmierci wreszcie ją do­padła.- Co zrobiłeś wtedy? - spytał Jondalar.- Żyłem sam.- To nie jest łatwe - odezwała się Ayla.- Nie, to nie jest łatwe.Próbowałem znaleźć kogoś, kto by mnie przyjął.Żaden klan nie pozwalał mi nawet się zbliżyć.Rzucali we mnie kamieniami i mówili, że jestem zdeformowany i przynoszę nieszczęście.Także żadna jaskinia nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.Mówili, że jestem ohydą ze zmieszanych duchów, pół człowiekiem i pół zwierzęciem.Po pewnym czasie przestałem próbować.Nie chciałem dłużej być sam.Pewnego dnia skoczyłem z urwiska do rzeki.Następne, co pamiętam, to twarz Dalanara.Zabrał mnie do swojej jaskini.A teraz jestem Echozar z Lanzadonii - zakończył z dumą, zerkając na wyso­kiego mężczyznę, którego wielbił.Ayla pomyślała o swoim synu, wdzięczna, że został zaakcep­towany jako niemowlę, i wdzięczna, że istnieli ludzie, którzy go kochali i chcieli, kiedy musiała go zostawić.- Echozarze, nie czuj nienawiści do ludzi twojej matki -powiedziała.- Oni nie są źli, oni są tylko tak pradawni, że trudno im się zmienić.Ich tradycje są tak bardzo stare, że nie rozumieją nowości.- I to są ludzie - Jondalar zwrócił się do Dalanara.- To jedna z rzeczy, których się dowiedziałem w tej podróży.Spotkaliśmy parę tuż przed wejściem na lodowiec - to inna historia - i oni planują spotkanie na temat kłopotów, jakie mają z niektórymi z nas, szczególnie z grupą młodych mężczyzn z Losadunai.Ktoś nawet zwrócił się do nich w sprawie wymiany handlowej.- Płaskogłowi mają spotkania? Handel? Ten świat zmienia się szybciej, niż jestem w stanie zrozumieć - zdziwił się Dalanar.- Nie uwierzyłbym w to przed poznaniem Echozara.- Ludzie mogą mówić na nich: płaskogłowi i zwierzęta, ale ty wiesz, że twoja matka była dzielną kobietą, Echozarze -powiedziała Ayla i wyciągnęła do niego obie ręce.- Wiem, co to znaczy nie mieć ludzi.Teraz jestem Ayla z Mamutoi.Czy powitasz mnie, Echozarze z Lanzadonii?Ujął jej ręce i poczuła, że się trzęsą.- Witam cię, Aylo z Mamutoi.Jondalar postąpił krok naprzód z wyciągniętymi rękami.- Pozdrawiam cię, Echozarze z Lanzadonii.- Witam cię, Jondalarze z Zelandonii, ale ciebie nie trzeba tu witać.Słyszałem o synu ogniska Dalanara.Nie ma wątpliwo­ści, że urodziłeś się z jego ducha.Jesteś tak do niego podobny.Jondalar uśmiechnął się złośliwie.- Wszyscy tak mówią, ale czy nie uważasz, że on ma więk­szy nos?- Ja tak nie uważam.Myślę, że twój nos jest większy od mojego - roześmiał się Dalanar i objął ramiona młodszego męż­czyzny.- Chodźcie do środka.Jedzenie stygnie.Ayla zwlekała jeszcze chwilę, żeby porozmawiać z Echoza-rem, a kiedy odwróciła się do wejścia, zatrzymała ją Joplaya.- Chciałabym porozmawiać z tobą, Aylo.Echozarze, nie odchodź jeszcze.Chcę pomówić także z tobą.- Echozar szybko odsunął się, żeby zostawić obie kobiety same, ale Ayla zdążyła jeszcze zobaczyć wyraz uwielbienia w jego oczach, kiedy patrzył na Joplayę.- Aylo, ja.ja chyba wiem, dlaczego Jondalar cię kocha.Chciałam powiedzieć.Chciałam życzyć wam obojgu szczęścia.Ayla przyglądała się ciemnowłosej kobiecie.Wyczuła w niej jakąś zmianę, zamknięcie się, jakieś ponure zdecydowanie.Nagle Ayla zrozumiała, dlaczego tak się nieswojo przy niej czuła.- Dziękuję, Joplayo.Bardzo go kocham.Niezmiernie byłoby trudno żyć bez niego.Zostawiłoby mi to pustkę wewnątrz, którą bardzo trudno byłoby znieść.- Tak, bardzo trudno znieść - powtórzyła Joplaya, na moment przymykając oczy.Jondalar wyjrzał z jaskini.- Nie chcecie jeść?- Idź, Aylo.Ja jeszcze muszę najpierw coś zrobić.25Echozar zerknął na duży kawałek obsydianu i odwrócił wzrok.Fałdy na błyszczącej, czarnej powierzchni zniekształcały jego odbicie, ale nic nie mogło go zmienić, dzisiaj zaś nie chciał siebie widzieć.Miał na sobie tunikę ze skóry jeleniej, obramo­waną futrem i ozdobioną paciorkami z wydrążonych kości pta­sich, pofarbowanymi kolcami i ostrymi zębami zwierzęcymi.Nigdy nie posiadał niczego równie wspaniałego.Joplaya zrobiła to dla niego na ceremonię, podczas której został oficjalnie zaad­optowany do Pierwszej Jaskini Lanzadonii.Idąc do miejsca zgromadzeń w środku jaskini, czuł dotyk miękkiej skóry i wygładzał ją z szacunkiem, bo wiedział, że zrobiły to jej ręce.Sama myśl o niej niemal bolała.Kochał ją od samego początku.To ona mówiła do niego, słuchała go, próbowała go włączyć w życie jaskini.Gdyby nie ona, nie od­ważyłby się stanąć przed tymi wszystkimi Zelandonii na Letnim Spotkaniu, a kiedy zobaczył, jak mężczyźni tłoczą się wokół niej, chciał umrzeć.Przez całe miesiące zbierał odwagę, by ją poprosić; jak ktokolwiek z jego wyglądem mógł się ośmielić zamarzyć choćby o takiej kobiecie jak ona? Kiedy nie odmówiła, obudziła się w nim nadzieja.Tak długo jednak nie dawała żadnej odpowiedzi, że był pewien, iż to jej sposób odmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl