[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Ledwie odeszli od niego, a rycerz sposêpnia³ coS bardzo.Pod oddech ciê¿ki, jakby kamieñjaki toczy³ mu siê w piersiach i opada³ nagle, pod westchnienie g³uche. Nie têsknij¿e, panie, tak strasznie, na Boga! Od was to mam - mruknie têskliwiec ponury.Ale goliard, który pilnie baczy³ na jego zachowanie siê przed ¯ydem i lekarzem, odzyska³by³o tymczasem utracon¹ pewnoSæ klerka.Poci¹ga znów wisiory kaptura. Md³e mamy serce dla ¿a³oSników.A i lekarz prawdziwie powiada³, ¿e têskliwiec tylko siêznêdznia przed ¿yciem.Okpi go, wyszydzi i pognêbi ka¿da chytroSæ zimna.I odepchniewreszcie precz ¿ycie nawet samo. O kim¿e ty to mówisz?! - A¿ siê w zdziwieniu rycerz na miejscu zatrzyma³.- O mnie czyo sobie to powiadasz? Nie ¿yjesz¿e ty sam, cz³ecze, zarojeniami tylko? Czy¿ nie wyszydzawas za to powszechnoSæ ca³a? My po zarojenia nasze garSci¹ w ¿ycie nie siêgamy.Ani siêgaæ nie uczymy - jak to czyni¹¿onglerzy, którzy lubi¹ ¿yæ w zgodzie z powszechnoSci¹. Wolê ja po stokroæ gor¹ce s³owo ¿onglerów, które w ¿ycie wiedzie! Wierzêæ, panie! JesteS wszak sam z nich ca³y: z ¿onglerów ducha.A wielu dziS takich naSwiecie.Chcia³ by³ obruszyæ siê na to rycerz, ale spojrzawszy na goliarda, machn¹³ tylko rêk¹ wzgar-dliwie. Bli¿si nam przedsiê bêd¹ zawsze ci, którzy z nami naszym sercem ¿yj¹ - a nie klerki, niepoety. Doznajê tego w ¿yciu swym.I poszli dalej w milczeniu.Têskliwcowi ka¿da, by najdrobniejsza, gorycz chwili a niepewnoSæ siebie samego zwracaniechybnie mySli ku kobiecie.Wróci³a tedy na niego ta fala têsknoty i objê³a ca³kiem.A¿ goz tego otêpienia goliard poci¹ganiem za p³aszcz cuciæ musia³. Panie, panie! - nagli³ go szeptem - nie krewny, to twój czasami: tamten, po drugiej stronieulicy? Cz³ek, widzê, zasobny. Chyba nie - odrzek³ jak ze snu, nie obejrzawszy siê nawet uwa¿nie za przechodniem onym. Chyba!.- podrzexnia³ goliard, wielce podra¿niony nagle t¹ niedok³adnoSci¹.- Chyba.No,tak czy nie: koniec koñców?!A spojrzawszy na jego twarz markotn¹, na ten mêt roztêsknionego wejrzenia w pró¿niê, wpad³oto goliard w ostatni¹ ju¿ pasjê: Po³knij, panie, z miejsca wszystko ziele, jakie ci da³ lekarz, i przestañ ju¿ raz mySleæ o ko-biecie.Lecz on w nag³ym nap³ywie gniewu do g³owy: Powiadaj, co ludzie o niej mówi¹! - warknie g³ucho.Goliard wzrusza³ ramionami. W ¿onglerowych opowieSciach lubowa³a siê niegdyS pani - wieo tym miasto ca³e. I.? My, igrce, pañ Swiêtych nie przysparzamy KoScio³owi Bo¿emu.32Jak w ciemiê uderzony opuSci³ rycerz g³owê, tym najbardziej dociSniêty, ¿e przed samym sob¹upokorzeñ.Wbi³y mu siê oczy w ziemiê.Po chwili te oczy smutne zapatrzy³y siê jakoS niesamowicie, zaS twarz, dotychczas w gnie-wie czerwona, sta³a siê nagle szara jak ten mur. Co z tob¹, panie?! Nic to! Nic to! - odpycha go od siê jak to z³o, by nie nastêpowa³o na duszê.- Zwidzia³o misiê ju¿ po raz drugi dzisiaj. Co takiego, na Boga?! Czerwona rêkawica króla.Tu ju¿ goliard przerazi³ siê zupe³nie tym ponurym zwidem ostatniego prawa na ziemi.I za-krz¹tawszy siê gor¹czkowo, odci¹ga³ go czym prêdzej na rynek miêdzy ludzi; bo w t³umie,powiada³, trac¹ moc wszelk¹ - nie tylko duch cz³eczy, ale i duchy zaSwiata: wszelkie zmory,zwidzenia i przeczucia.Na rynku wreszcie, rychlej nixli w ulic pustce, odszukaæ siê da jakikrewny lub powinowaty, za którym wszak ogl¹daj¹ siê wci¹¿ po mieScie.Oto idzie wraz naprzeciw nich pan bardzo pysznie przystrojony, o tuszy i minie wielce po-tê¿nej; mieszek jak wór kolebie mu siê u pasa.Gdyby¿ to by³ krewny jaki!Przytakuje rycerz tym razem.Istotnie familiant to jego bliski, konia mu nawet winien od daw-na, ale prosiæ go o nic nie bêdzie. Rycerzem b³êdnym dawniej by³ i osiad³ - powiada z po-gard¹ dla niego.- I oto jak uty³ w dostatkach! Na có¿ by nam, panie, przyda³ siê tu chudopacho³ek jaki? Nie chcê go znaæ!Goliard machn¹³ rêk¹ w zniechêceniu ostatnim. Widzê, my w tym mieScie po¿yczki nie znaj-dziemy wcale!Wydostali siê niebawem w ludu zgie³kliwoSæ odpustow¹ i Spiewne obwo³ywania siê kupców.Najwiêcej jednak gwaru i Scisku rozbrzêcza siê w d³ugim ulu sukiennic.Tu jakbyS w têczê wst¹pi³: mru¿¹ siê powieki przed kramów barwistoSci¹ i wesel¹ oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|