[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Golem wydał serię ryków,warknięć, świstów i zgrzytnięć zębami.Zadziwiające, jaki był zdolny do języków - oczywiście na tym właśnie polegały jegomagiczne talenty.Po chwili smok rzucił się gwałtownie naprzód, usiłując pochwycić całąłódz, ale nie dosięgną! jej.Woda uniosła się w małym tsunami.- Spytałem, czy nie zechciałby przepuścić kilku miłych osób - nas - płynących wmisji Króla - powiedział Grundy.- A on odparł.- Widzieliśmy jego odpowiedz - rzekł Dor.- No cóż, wypróbujemy inny sposób.Spojrzał ku wybrzeżu i zawołał:- Hej, diuno!Jego magia zadziałała.- Wołałeś mnie, smakołyku?- Chcę zawrzeć z tobą układ.- Ha! I tak cię zjem! Jaki układ możesz zaproponować?- My wszyscy stanowimy zbyt mały kąsek dla kogoś takiego, jak ty.Aleumożliwimy ci prawdziwy posiłek, jeżeli pozwolisz nam odejść.- Ja właściwie nie zjadam, - powiedziała diuna.- Ja konserwuję.Oczyszczam ichronię kości stworzeń, by można je było podziwiać po tysiącleciach.Moje skarby nazywacieskamielinami.A więc ów potwór, jak wiele jemu podobnych, uważał się za dobroczyńcę Xanth! Czyistniała jakaś istota lub rzecz, choćby nie wiem jak okropna, która nie starała się w podobnysposób wyjaśnić swej egzystencji? Ale Dor nie mógł z nią dyskutować.- Może zechciałabyś raczej zakonserwować smoka, a nie nas, biadolące odrobinki?- Sama nie wiem.Płaczki są pospolite, ale smoki też.Dla zbioruskamielin ważne są nie tyle rozmiary, co jakość i kompletność.- Czy masz już w swej kolekcji smoka wodnego?- Nie, większość z nich opada na mego kuzyna, muł głęboko-morski; tak, jakwiększość ptaków zbiera inny mój kuzyn, bajoro smołowe.Ogromnie chciałabym mieć takiokaz.- Ofiarujemy ci tego tam smoka wodnego - powiedział Dor.- Musisz jedyniepogłębić kanał, by mógł tu wpłynąć.Wówczas zwabimy go tutaj, a wtedy zamkniesz kanał iuzyskasz okaz do skamienienia.- To może się udać - zgodziła się diuna.- Zgoda!- Zacznij od kanału! Przepłyniemy nim pierwsi, prowadząc za sobą smoka.Obiecaj,że pozwolisz nam odpłynąć.- Jasne.Wy odpływacie, smok zostaje!- Nie dowierzam jej - zamruczała Iren.- Ani ja - odparł Dor.- Ale nie mamy wyboru.Chet, czy mógłbyś zastosować swojekalkulacje?- Rachunki.Kamienie.Najmniejszy z kamieni można nazwać ziarenkiem -powiedział Chet.- To znaczy ziarenkiem piasku.A piasek ma pewne właściwości.-przerwał, a potem poweselał.- Czy masz nasiona trawy morskiej? - spytał Iren.- Mnóstwo.Ale jak.- Jej oczy nagle zabłysły.- Och, już wiem! Zaraz będęgotowa, Chet!Piasek zaczął usuwać się na boki, tworząc dwa blizniacze pagórki, rozdzielonewąskim pasmem wody.Chet prowadził łódz tym kanałem.Smok dostrzegł tę ich niby-ucieczkę i gniewnie zaryczał, zgrzytnąwszy zębami.- Powiedz: Mamy nadzieję, iż nie wie, że woda jest tu głęboka - nakazał DorGrundiemu.- W języku smoków.Grandy uśmiechnął się zimno.- Znam swe obowiązki.I wydał serię smoczych dzwięków.Smok natychmiast zbadał wylot kanału, zanurzając tam łeb.Z pełnym zadowoleniaokrzykiem wpłynął w kuszące go przejście.Wkrótce był tuż za nimi.Całe smocze cielsko znalazło się pomiędzy rozdzielonądiuną.- Teraz! Zamknij go! - zawołał do niej Dor.I diuna uczyniła to.Kanał zaczął się gwałtownie zwężać i zanikać, zasypywanypiaskiem.Smok zbyt pózno zauważył niebezpieczeństwo.Próbował zawrócić i uciec, aledroga była już zamknięta.Ryczał i rzucał się, lecz na tej płyciznie był w prawdziwychtarapatach.Diuna zasypywała również kanał przed łodzią.- Hej, pozwól nam przepłynąć! - krzyknął Dor.- Dlaczegóż miałabym stracić okazy tak świetnie nadające się na skamieliny? -spytała rozsądnie.- W ten sposób pozyskam i was, i smoka.To łup stulecia!- Obiecałaś przecież! - jęknął żałośnie Dor. Zawarliśmy ugodę!- Obietnice i ugody nie są warte tchu zużytego na ich wypowiedzenie, a ja nawet nieoddycham.- Wiedziałem - rzekł Chet.- Zdrada.- Czyń swą powinność, Iren - nakazał Dor.Iren nabrała nasion w obie dłonie.- Rośnijcie! - wrzasnęła, rozrzucając je szeroko.Po obu stronach łodzi trawawykiełkowała gwałtownie i zaczęła szybko rosnąć, wwiercając w piasek długie korzenie,chwytając go i wiążąc.- Hej! - wrzasnęła z kolei diuna, zupełnie jak Dor, potknąwszy się o siebie samątam, gdzie unieruchomiła ją trawa.- Zerwałaś naszą umowę! - zawołał Dor - To kara! Piasek w tym rejonie nie mógłjuż się przesuwać, trawa przekształciła go w zwyczajny grunt.Rozwścieczona diuna zdobyła się na ostatni wysiłek.Potężnie uniosła się ponadrosnącą trawą i potoczyła naprzód z takim impetem, że wsypała się do kanału, zamykając go.- Wsysa łódz! - krzyknął Dor.- Opuścić statek!- Trochę wdzięczności! - poskarżyła się łódz.- Niosłam was lojalnie przez całyXanth, narażając swój kil, a wy opuszczacie mnie w potrzebie.Miała słuszność, lecz nie mogli tracić czasu na dyskusje.Nie zważając na jej skargiopuścili pokład w chwili, gdy wtargnął tam piach.Pognali przez resztki związanego trawąpiasku, a łódz niknęła w diunie.Wydma nie mogła ich ścigać, wyczerpała się - zdzbła trawyprzerastały już nowy pagórek, przykuwając go do podłoża.Główna masa diuny musiałacofnąć się i zająć smokiem, który wciąż miotał się, próbując przebić się do morzazanikającym kanałem.Stali na brzegu zatoki.- Utraciliśmy łódz - powiedziała Iren.- I latający dywan, i obręcz ucieczki, iżywność.- Mój łuk i strzały - dodał chmurnie Chet. Zdołałem uratować tylko tykwę.Zabardzo ryzykowaliśmy.Te potwory są silniejsze i sprytniejsze niż sądziliśmy.-Uczymy się nabłędach.Dor milczał.Był ich przywódcą.To on ponosił odpowiedzialność.Jeżeli nie potrafiłbez katastrof pokierować zwykłą wyprawą na południe, to jakże mógł mieć nadzieję, żeporadzi sobie na Wyspie Centaura? A jakim byłby Królem, gdyby musiał naprawdę wstąpićna tron?Nie mogli tu jednak zbyt długo pozostać, czy to w rozpaczy, czy w zamyśleniu.Wkrótce dostrzegą ich tubylcy.Mięsożerna trawa zajmowała połacie opuszczone przez trawęmorską i wysyłała ku nim zgłodniałe pędy.Liany drżały, a na ich powierzchni ukazały siębłyszczące krople soku-śliny.Dał się słyszeć łopot skrzydeł - niebawem ukaże się jakiśpowietrzny potwór.Słoneczna ryba ściemniała wreszcie i powróciła noc; dzienne stworzenia wycofały siębezładnie, wychynęły stwory nocne.- Jest tylko jedna rzecz gorsza od dnia na bezludziu - powiedziała Iren dygocąc.-Noc.Co teraz zrobimy?Dor pragnął znać odpowiedz na jej pytanie.- Twe rośliny już raz nas uratowały - odrzekł Chet. Może masz jakąś inną roślinę,która mogłaby nas bronić lub transportować?- Sprawdzę! - Włożyła rękę do torby z nasionami i przeszukiwała ją po omacku.-Przede wszystkim rośliny żywnościowe i efekty specjalne : piwowiec - skąd się tu wziął?.wodne drzewo świętojańskie.sitowie".- Sitowie! - odezwał się Chet.- Czy to te trzciny, które zawsze się spieszą"?- Tak, gnają" wszędzie - przyznała mu rację.- A jeżeli spletlibyśmy z nich łódz lub tratwę, czy zdołamy nad nią zapanować?- Myślę, że tak, jeśli założysz jej umiejętnie pierścień na nos.Ale.- Zróbmy tak - powiedział centaur.- I tak będzie to lepsze od czekania tu na to, comoże nas napaść.- Zacznę hodować sitowie.Możemy je spleść, zanim dojrzeje.Ale musicie znalezćpierścień, zanim skończymy.- Dor i Grundy, przepytajcie, proszę, swych informatorów i spróbujcie zlokalizowaćjakiś pierścień - zaproponował centaur.Zabrali się do tego.Dor przepytywał nieożywione, a Grundy - ożywione
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|