[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Czy ja popadam w obłęd? — rozpłakała się.— Ależ nie! Po prostu.bardzo się martwisz o Lindena, nic więcej.W końcu jesteście.jesteście sobie bardzo bliscy.No więc.martwisz się i tyle — paplał bard.— Nic więcej.Niedługo wszystko będzie dobrze, zobaczysz.— A jeśli to mi się znów zdarzy? Co mam robić? Powiedz!Służący wnieśli stosy prześcieradeł i drewna na opał.Położyli je na podłodze i poszli po więcej.Tasha kazała rozłożyć koce przed kominkiem.— Dobrze.Dajcie grubszą warstwę.Chcę go odizolować od zimnej posadzki.Wystarczy.Ułóż prześcieradła tam.Sprawdź, czy okna są szczelnie zamknięte.Para Ludzi Smoków weszła do pokoju, omijając krzątającą się służbę.Oboje chyba ubierali się w pośpiechu.Kief Shaeldar miał na sobie tylko bryczesy.Tasha nie zdążyła przeprosić za hałasy, które ich obudziły.— Co się dzieje, do licha? — zapytał Lord Smok.— Gorąco tu jak.— zaczęła narzekać Tarlna.— W łaźni parowej — dokończyła triumfalnie Tasha.— A będzie jeszcze goręcej.Skoro nie mogę sprawić, by Linden Rathan wydalił z siebie truciznę, ani wyleczyć go, musi to wypocić.Kief i Tarlna popatrzyli na siebie.Tasha spodziewała się sprzeciwu z ich strony, ale postanowiła postawić na swoim.To jej pacjent i nie pozwoli się nikomu wtrącać.— To niepotrzebne — Kief wskazał stos drewna.— Możemy pomóc.Jesteśmy na twoje rozkazy, Uzdrawiaczko.Tasha odetchnęła z ulgą.— Doskonale.Quirel, odpraw służących.Zaczynamy.— Widząc zdumione spojrzenie Lorda Smoka, dodała cicho: — On może majaczyć w gorączce.Chyba nie wszyscy powinni słyszeć pewne rzeczy, prawda?Kiwnął głową i szepnął:— To prawda.Dziękujemy.Kiedy drzwi się zamknęły i zostali sami, Tasha powiedziała:— Potrzebny mi duży ogień, Quirel.Tu musi być tak gorąco, jak to tylko możliwe.Lordzie Smoku, mówiono mi, że to ty przyniosłeś Lindena Rathana do domu, zatem udźwigniesz go.Mógłbyś ułożyć go tutaj? — Rozpostarła prześcieradło na posłaniu z koców.— Mam zamiar owijać go tym i zmieniać na suche, ilekroć nasiąknie potem z trucizną.Oby z niego wyszła.Jeśli się nie uda.— nie dokończyła.Wolała o tym nie myśleć.Skinęli głowami i zabrali się do pracy.Tarlna i Quirel rozpalili ogień; wystarczyło jedno zaklęcie Lady Smok, by drewno się zajęło.Buchnęły płomienie i Tasha zaczęła się pocić.Wstrzymała oddech, gdy Tarlna włożyła ręce do żaru kominka i wymamrotała pod nosem magiczne słowa.Była pewna, że dłonie Lady Smok spalą się na węgiel, ale Tarlna nie zrobiła sobie żadnej krzywdy.Ogień dawał teraz dwukrotnie więcej ciepła niż przedtem, choć drewna wcale nie ubywało szybciej.— Chyba wystarczy? — zapytała Tarlna.— Tak — odrzekła Tasha.Żałowała, że przyzwoitość nie pozwala jej zdjąć tuniki.Quirel nie miał takiego problemu i ściągnął swoją.Zwróciła się do Lorda Smoka:— Jesteśmy gotowi, Wasza Dostojność.Kief Shaeldar odkrył Lindena i uniósł ostrożnie z łoża.Tasha podziwiała jego siłę; Linden Rathan ważył niemało, a niski Kief nie wyglądał na mocarza.Pomogła ułożyć pacjenta na prowizorycznym posłaniu i razem z Quirelem owinęli go pierwszym prześcieradłem.Z zadowoleniem zauważyła pierwsze krople potu na czole chorego.Starła je ściereczką i powąchała.Dziwny odór wiszący w powietrzu na tkaninie był jeszcze mocniejszy.Kwaśna, mysia woń coś jej przypominała.Skąd ja to znam? — zastanawiała się.Ale nie mogła jej rozpoznać.Odezwała się głośno:— Chyba się uda, choć jest za wcześnie, by stwierdzić to z całą pewnością.Quirel, zaparz kocimiętkę.Po tym będzie się pocił jeszcze bardziej.Pozostało czekać na efekty kuracji.Temperatura w pokoju rosła.Tasha czuła strużki potu na plecach i między piersiami, Tarlna Aurianne związała wysoko długie blond włosy i wachlowała się dłonią.Nagie torsy mężczyzn lśniły w blasku ognia.Co jakiś czas ktoś wychodził do chłodnego holu, ale zaraz wracał, jakby jego nieobecność mogła zaszkodzić Lindenowi.Jedynie Tasha nieprzerwanie trwała na posterunku.Badała puls pacjenta i dotykała prześcieradła.Wciąż było suche.— Dołóż do ognia — rozkazała Quirelowi.Skrzywił się, ale posłuchał.Upał w sypialni stał się nie do wytrzymania.Tasha oddychała z trudem.A stan pacjenta nie zmieniał się.Zaczęło ją ogarniać zwątpienie.Jeszcze trochę.Warto poczekać jeszcze trochę.Żadnej zmiany.Już miała dać za wygraną, kiedy nastąpił przełom.Suche prześcieradło nagle zrobiło się mokre.Kwaśny odór uderzył wszystkich w nozdrza.Nie powstrzymywała Kiefa Shaeldara, gdy wstał, zatoczył się i otworzył okno.Dusił się.— Co to jest? — wykrztusił.— Nie wiem — wyznała.— Ale mogę dać głowę, że właśnie to mu tak zaszkodziło.Zdejmijmy z niego to prześcieradło, trzeba wziąć świeże.Wyglądało na to, że organizm Lindena Rathana wreszcie zdecydował się wyrzucić z siebie truciznę.Pacjent wił się i przewracał z boku na bok, próbował zerwać z siebie prześcieradło.Musieli go przytrzymywać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|