[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pani Rozalia siedziała przy stole w holu i układała pasjansa, mowy nie było, żebym mogła stąd zadzwonić do Ali tak, żeby ona nie słyszała tego, co mówię.- Dzień dobry, pani Madziu.Na targ?- Dzień dobry, na targ.- Po serek?- Po serek.- Po pomidorki?- Po pomidorki.- A ja rozkładam, widzi pani, prześcieradło Napoleona.Tak się ten pasjans nazywa.- Często wychodzi?- Jak mu pomóc, to szczerze pani powiem, zawsze.Dzień będzie ładny.Spojrzała za okno i zmieniła swoją prognozę.- E tam, ładny! Już chmurzysko jakieś wlecze się tutaj.Niech pani weźmie moją parasolkę na wszelki wypadek, jest na wieszaku.Wzięłam parasolkę pani Rozalii i wyszłam.Na pocztę miałam niedaleko, ale musiałam jeszcze kupić kartę do automatu, w końcu zaczęłam się bać, że nie zastanę Ali w domu.I nie zastałam, telefon przyjął Olo.- Olu, dzwonię, bo mam wielką prośbę.- Tak, kotku?- Słuchaj, u was są zapasowe klucze do mojego mieszkania.- Są.- Czy ty albo Ala moglibyście tam pójść i zajrzeć do biurka? W największej szufladzie jest pudełko z moją biżuterią.Utknęłam, myślałam, że Olo zapyta mnie, co z tym pudełkiem mają zrobić, albo czy coś mi z niego przysłać, ale on milczał.- Olu!- Tak, słucham.- W tym pudełku jest łańcuch z literą "M".- Jest.- Właśnie nie wiem, może go nie ma.- Jest.- Skąd wiesz?- Byłem tam wczoraj i sprawdzałem, Kacper dzwonił i prosił mnie o to.Poszedłem, sprawdziłem, jest.Kacper zadzwonił drugi raz i powiedziałem mu.Nie powtórzył ci tego?- Nie wiedziałam, że dzwonił.Kacper też nie wie, że ja dzwonię, więc mu nie mów.- Bawicie się w głuchy telefon?- Nie, w złodziei i policjantów.- Podesłać ci kajdanki, czy wzięłaś ze sobą?- Wygląda na to, że nie będą mi potrzebne.Olu.- No co, kotku?- Spadł mi ciężar z serca, wiesz? Bałam się, że ten łańcuch mi gdzieś zginął.- Magdusiu, nie oszukuj starego Ola, stary Olo jest mądrzejszy, niż myślisz.- Kacper coś mówił?- Prawie nic, ale za to ja chciałbym powiedzieć coś tobie.- Co?- Dobrze byłoby, żebyś miała do Kacpra większe zaufanie.- Olu, ta dziewczyna jest beznadziejna.- Nie wiem, przecież prawie jej nie znam.- Ala mówiła, że według ciebie jest słodka, a przecież bywa, że kiedy człowiek coś słodkiego rozgryzie, okazuje się gorzkie w środku.- Tak czy inaczej łańcuch ci nie zginął, prawda? Ucałować od ciebie twojego psa?- Tak, Olu, czule.Z uczuciem ogromnej ulgi poszłam na targ.Rzeczywiście kupiłam dla nas ser i pomidory, tak jak to przewidziała pani Rozalia, oprócz tego całą torbę jabłek, gruszek, moreli.W piekarni dostałam świeże bułki i rogale z makiem.Wracając "Pod Kołatkę", usłyszałam, że pogwizduję sobie cicho, było lepiej.Przechodząc przez park, świadomie nie spojrzałam w stronę ławki, na której, płacząc, siedziałam poprzedniego wieczora, nie chciałam na nią patrzeć ani o niej pamiętać.Smutne są opustoszałe bocianie gniazda.Z okna mojego pokoju widać jedno, pozostawione przez ptaki, które spędziły tu lato, jak ludzie przyjeżdżający do Osady tylko w sezonie.Patrząc na niezamieszkany ptasi dom, zastanawiam się, czy bociany, które podglądałam tak długo, dotarły szczęśliwie w miejsce przemyślnie wybrane, i czy będąc tam, tęsknią czasami za przytulnym kątem obok wysokiego komina starej cegielni.Patrzę na gniazdo z nadzieją, że z nastaniem wiosny ptaki pojawią się znowu, żeby tu wychować swoje kolejne pokolenie.Od okna wiało jesiennym chłodem.Pomyślałam z żalem, że muszę je w końcu zamknąć, bo siedząc nad swoim tłumaczeniem, czułam, jak z wolna ogarnia mnie zimno.I wtedy usłyszałam podjeżdżający "Pod Kołatkę" samochód, a potem go zobaczyłam.Był to wysłużony opel, żadne cudo.Zamknęłam szybko okno i wróciłam do swojego biurka, bo nie chciałam, żeby ten cały Achmed Yacobi, bo czegoś byłam pewna, że to on właśnie przyjechał, więc, aby Achmed Yacobi pomyślał, że go tu wypatruję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|