[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero później rozumiemy, co prorok miał na myśli.A więc, bądźmy cierpliwi, poczekajmy i zobaczmy, co się wydarzy.Spiszemy to wszystko dziś wieczorem, po powrocie".Do tego czasu radosna nowina dotarła już lotem błyskawicy do położonych w pobliżu wiosek i chat porozrzucanych wśród gajów oliwnych i winnic.Wieśniacy zbiegali się ze wszystkich stron i słali swe płaszcze i chusty na drodze przed jadącym prorokiem.Wśród nich było także wiele kalek, chorych i nędzarzy odzianych w łachmany.Od czasu do czasu Jezus odwracał głowę i patrzył za siebie.Nagle poczuł ogromną samotność.Odwrócił się i zawołał:- Judaszu! - ale stroniący od ludzi uczeń szedł na samym końcu i nie słyszał go.- Judaszu! - zawołał ponownie Jezus z rozpaczą w głosie.- Jestem! - odpowiedział rudobrody.Rozepchnął na boki innych uczniów, żeby przedostać się do przodu.- Czego chcesz, Rabbi?- Zostań przy mnie, Judaszu.Dotrzymaj mi towarzystwa.- Nie martw się, Rabbi, nie opuszczę cię.- Wziął postronek z rąk Piotra i wysunął się na czoło.- Nie opuszczaj mnie, Judaszu, mój bracie - powiedział ponownie Jezus.- Dlaczego miałbym cię opuścić, Rabbi? Czy nie zdecydowaliśmy już o wszystkim?W końcu zbliżyli się do Jerozolimy.Święte miasto, lśniąco białe w promieniach bezlitosnego słońca, wyrosło przed nimi na górze Syjon.Przechodzili przez maleńką wioskę, słysząc spokojną, słodką, ciepłą jak wiosenny deszcz pieśń żałobną, która płynęła z jednego końca na drugi.- Kogo one opłakują? Kto umarł? - zapytał Jezus i wzdrygnął się.Ale wieśniacy, którzy biegli za nim roześmiali się.- Nie martw się, Mistrzu.Nikt nie umarł.Dziewczęta z wioski śpiewają pieśń żałobną obracając żarna.- Ale dlaczego?- Dla wprawy, Mistrzu.Żeby umiały lamentować, gdy przyjdzie na to czas.Wspięli się brukowaną drogą i weszli do żarłocznego miasta.Hałaśliwe, bogato odziane tłumy ze wszystkich gett żydowskich na świecie - każdy przynoszący własne zapachy i brud - ściskały się i całowały wzajemnie: pojutrze było nieśmiertelne święto i wszyscy Żydzi byli braćmi! Kiedy zobaczyli Jezusa siedzącego na skromnym osiołku i idący za nim tłum wymachujący gałązkami palmowymi, zaczęli się śmiać.- A to co za jeden, u licha?Kalecy, chorzy i oberwańcy unieśli w górę pięści i zawołali groźnie:- Zaraz się przekonacie! To Jezus z Nazaretu, król żydowski!Jezus zsiadł z osiołka i szybko wspiął się po schodach świątyni, przeskakując po dwa stopnie na raz.Dotarł do Portyku Salomona, zatrzymał się i rozejrzał wokół siebie.Ujrzał stojące kramy.Tysiące ludzi sprzedawały, kupowały, targowały się, spierały i krążyły zachwalając swoje towary: kupcy, ludzie zajmujący się wymianą pieniędzy, oberżyści, prostytutki.Jezusa ogarnął gniew.Podniósł w górę swój oścień i zaczął z rozmachem rozwalać każdy stragan z winem, kram z przekąskami i warsztat; wywracał stoły, uderzał handlarzy i krzyczał:- Precz! Precz stąd! Precz! - W jego sercu zaś rozległo się ciche, gorzkie błaganie: “Panie, Panie, to co postanowiłeś musi się stać, niech się stanie - ale szybko.Nie proszę cię o nic więcej.Szybko, teraz gdy jeszcze ciągle mam w sobie siłę".Tłum ruszył za nim plądrując kramy i krzycząc te same słowa: - Precz stąd! Precz stąd!Jezus zatrzymał się w królewskiej arkadzie, nad doliną Cedronu.Całe jego ciało parowało, długie, kruczoczarne włosy spływały mu na ramiona, a oczy miotały płomienie.- Przyszedłem, aby podpalić świat! - oznajmił.- Jan wołał na pustyni: “Żałujcie za grzechy! Żałujcie! Nadchodzi dzień Pański!" A ja wam powiadam, nie macie już czasu, by żałować za grzechy.Dzień Pański już nadszedł.To ja jestem dniem Pańskim! Na pustyni Jan chrzcił wodą; ja chrzczę ogniem.Chrzczę ludzi, góry, miasta, łodzie.Widzę już, jak ogień ogarnia cztery strony świata, cztery części duszy - i raduję się.Nadszedł dzień Pański: mój dzień!- Ogień! Ogień! - wrzasnął tłum.- Przynieś ogień, spal świat!Lewici chwycili za piki i miecze.Na ich czele stanął Jakub, brat Jezusa; na jego szyi wisiały amulety.Rzucili się, by pojmać Jezusa.Ale jego uczniowie zdobyli się na odwagę i jak jeden mąż ruszyli z głośnym rykiem, by włączyć się do walki.Z wysokiej wieży pałacowej obserwowali ich ze śmiechem rzymscy wartownicy.Piotr porwał z jednego z kramów zapaloną pochodnię.- Za nami bracia - zawołał.- Ogień, chłopcy.Wybiła godzina!Morze krwi popłynęłoby na Bożym dziedzińcu, gdyby z wieży pałacu Piłata nie zabrzmiały groźnie rzymskie trąby.Ze świątyni wyszedł arcykapłan Kajfasz i rozkazał lewitom zaprzestać walki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl