[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lada chwila wszyscy powinniwracać na obiad.Zaraz, czy ona w ogóle zadysponowała ten obiad.? Krokiecikiz wczorajszego mięsa z rosołu, to tak, zupka.Co z zupką.?Powęszyła w kierunku kuchni.Marcelina była niezawodna, cebulowa z żółtymserem i z grzankami, znakomicie.Deser, mówiła chyba o deserze.? Placuszkiz jabłek w cieście. Marcelino, bardzo przepraszam  powiedziała ze skruchą, wszedłszy dokuchni. Ja chyba tylko napomknęłam o jabłkach w cieście.? Bo zupę, zdajesię, Marcelina sama dobrała, doskonale, świetny wybór, ale ten deser.? A to już przecież ciasto mam rozrobione i jabłka we wiórkach, tak jak panilubi  odparła Marcelina, zarazem dumna z siebie i zgorszona. A co do zupy,to zawsze przecież przy pierogach i naleśnikach albo cebulowa, albo pomidorowa.Tom zrobiła cebulową, bo przecier się skończył.A deser, jam nie głucha, panimówiła. Marcelina jest czystym błogosławieństwem.Powiedziałabym wyraznie, alepewnie tylko mamrotałam, bo czytam właśnie papiery panny Dominiki.Marce-lina znała pannę Dominikę z Błędowa?Marcelina, niemal wstrząśnięta, odwróciła się od patelni. A któż by nie znał?! Toć dzieckiem małym przy niej się uczyłam! Z Błędo-wa przecież jaśnie pani jeszcze przed wojną mnie wzięła! W dwudziestem dzie-wiątem roku pannie Dominice się zmarło, a ja wtenczas już owdowiała u jaśniepani nastałam i cały dom na mnie spoczywał, bo jaśnie pani co i raz to w podróżjechała.Co też w tych papierach panna Dominika pisze? Przepisy miała sekretne,może coś tam z nich zostało? Mazurek królewski na ten przykład, niby każdenwie, ale swoje dodatki w tajemnicy trzymała.?Tak potężna chciwość i ciekawość zabrzmiała w głosie wiernej sługi, że Ju-styna niemal się zawstydziła.Po tym siedemnastokrotnym suflecie przepisy ku-linarne nieco zlekceważyła i zaniedbała, mazurek królewski umknął jej uwadze.Doceniając Marcelinę, postanowiła natychmiast nadrobić niedopatrzenie. Dam Marcelinie do czytania.Panna Dominika porządna była, przepisy sąoddzielnie, razem związane, tylko niech Marcelina da sobie spokój z tym sufletemna brzoskwiniach.I tort mocca, to nie na dzisiejsze czasy, kto by jajka ubijał36 dwanaście godzin bez przerwy. Pani sama by mogła  powiedziała surowo Marcelina, rozbestwiona pro-pagandą ustrojową, po czym nagle zreflektowała się. Chociaż nie, w paninymstanie to więcej trzeba w nogach nizli w rękach, jakby deptać, to tak.Ale ubijać,możliwe, że nie.Ja poproszę, poczytam, co po pannie Dominice, to jakby czystezłoto.Klucz we drzwiach zazgrzytał, wracała Barbara.Nim dowołano się Pawełkaz ogrodu, Justyna zdążyła spełnić obietnicę, cały plik papierów rozmaitego for-matu wręczyła Marcelinie.Zakodowała sobie w pamięci, żeby nazajutrz wydaćścisłe dyspozycje, bo lektura, jak widać, może ją nieco ogłuszyć.Po czym, poobiedzie, zaproponowała mężowi wizytę u rodziny.Ludwik, Hortensja i Darek oficjalnie zajmowali we własnym domu trzy po-koje wyłącznie dzięki temu, że Ludwik wplątał się w wyścigi i prowadził cośw rodzaju biura genealogii koni, miał zatem prawo do oddzielnego pokoju do pra-cy, jakby biura czy archiwum.Dorota z Tadeuszem zajmowali dwa, symulującrozpad pożycia małżeńskiego.Gieni teoretycznie przysługiwał jeden.Nad dalszączęścią domu, na piętrze, dach się szczęśliwie zawalił, zrujnował wszystko, po-mieszczenia nie nadawały się do użytku w sposób rażący, reszta zaś, zawierającaw sobie przed wojną jeszcze siedem komnat, całkowicie legła w gruzach, nie do-kwaterowano im więc nikogo.Przed dzikimi lokatorami Hortensja potrafiła sięobronić, zdewastowana willa wciąż zatem należała do rodziny.Justyna wystąpiłaenergicznie. Stryju, ten pamiętnik prababci.Stryj mówił, że został uratowany.Może jago wreszcie dostanę i przeczytam? Stryjenka sama mówiła, że ostatnia wola, torzecz święta.Ludwik zakłopotał się okropnie. Zgadza się, moje dziecko, on jest, to znaczy powinien być, zabrał go mójojciec, twój stryjeczny dziadek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl