[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle że nie wszyscy mieli ochotę nosić uniform, wykonywać niekończącesię dygnięcia i być na rozkazy ludzi, którzy byli dokładnie tacy sami, jakoni, tyle że za arystokracją stały pieniądze.Lily znała to uczucie aż za dobrze, ponieważ taki właśnie miałastosunek do osób pokroju lady Irenę.Westchnęła, myśląc o czasach młodości, o gniewie i urazie, które wsobie nosiła.Teraz ludzie nie rozumieli znaczenia słowa  klasa".Teraz zapieniądze można było kupić wszystko.Ale wtedy pieniądze były niczymw kontakcie z murem zaciętego podziału klasowego.Kto przyszedł naświat w klasie chłopskiej, w takiej też umierał.Złość na żelazne barieryniczego nie zmieniała.Jodi jednak nie spodziewała się takich złożonychwspomnień.- Zabrałam się za poznawanie historii Rathnaree, ale niewieleznalazłam na ten temat.Nie ma ani jednej książki, co jest niezwykłe,prawda? Na pewno zna pani mnóstwo historii i w ogóle.Bardzo bymchciała je usłyszeć, ale.- Jodi zawahała się.- Tylko wtedy, jeśli pani maochotę ze mną porozmawiać.Nie chciałabym pani zmęczyć.139 - Ach, kochanie - odparła życzliwie Lily - rozmowa mnie nie męczy.Możemy się spotkać i wtedy o wszystkim porozmawiać.Jodi bardzo by się spodobał karton, który Lily trzymała schowany wpokoju dla gości, a w którym znajdowały się listy, fotografie i jej cennypamiętnik, a także programy sztuk teatralnych, karty dań z restauracji,puzderko ze sztucznego złota, kiedyś wypełnione pudrem Tea Rose,zasuszone kwiatki z jej niewielkiego bukietu ślubnego, stara książeczka zkartkami żywnościowymi, różne drobiazgi towarzyszące życiu przedpięćdziesięciu laty.Kiedy Lily rozmawiała z Jodi, jej myśli natychmiastpomknęły ku temu kartonowi.Wyjęła go z kryjówki i postawiła obok fotela w salonie, planując gootworzyć i ponownie przejrzeć zawartość.Nie uczyniła tego jednak.Karton stał tam nadal, zakurzony i zamknięty.Lily uznała, że ma ochotę spotkać się z tą młodą Australijką, ale niebyła pewna, czy chce podzielić się ze światem cenną zawartością swegokartonu.Skrywał on tajemnice - nic, co zagrażałoby bezpieczeństwupaństwowemu, uśmiechnęła się do siebie.Niemniej jednak tajemnice.Rzeczy, o których nigdy nikomu nie powiedziała.Istniała tylko jedna osoba, której skłonna by była powierzyć swetajemnice, a osobą tą była Izzie.Może najlepiej byłoby napisać dla Izzie kartkę i nakleić ją na kartonie,który znalazłaby pewnego dnia, gdy Lily by już odeszła.Ale może Izzienie była jeszcze gotowa na tajemnice swej babci.Poza tym Lily była pewna, że Izzie absorbują jakieś własne sekrety.Ilekroć ostatnio dzwoniła z Nowego Jorku, sprawiała wrażeniezatroskanej, nieco skrępowanej, trochę tak, jak kiedy była młodsza i miałacoś do ukrycia.- Wszystko w porządku, skarbie? - zapytała ją Lily w niedzielnywieczór, podczas ich ostatniej rozmowy.- Tak - odparła dziarsko Izzie w sposób, który Lily boleśnieprzypominał Alice, matkę Izzie.140 Izzie mówiła dokładnie tak, jak jej matka: miała ten sam miękki głos,w ten sam sposób podkreślała pewne słowa, tak że jej głos płynął niczymwoda, szybka i bystra.Kiedy Izzie dorosła, kilka lat po śmierci matki, dlaLily słuchanie jej głosu było czasami nieznośnie wzruszające: czuła się,jakby Alice wróciła do świata żywych.Wyglądem bardzo się od siebie różniły: Izzie była wysoka i silna,miała oczy Lily i mleczną celtycką cerę, do której pasowały śliczne włosyw kolorze toffi.Alice była niska i drobna, miała ciemne włosy i oliwkowącerę babci Lily, budzącej strach babci Sive.Babcia Sive była potomkinią duchów - tak mówili ludzie, kiedy Lilybyła mała, czym dawali jednocześnie do zrozumienia, że boją się jej jakdiabli.Ale Lily nigdy się jej nie bała.Babcia Sive była po prostu tbezkompromisowa i inna, nowoczesna kobieta w dawnychczasach.Nic dziwnego, że wszyscy się jej lękali.Babcia Sive to by dopiero miała całe mnóstwo świetnych historii doopowiedzenia.Jaka szkoda, że w swoim czasie nie pojawił się nikt, kto by ichwysłuchał.Lily westchnęła.Miała nadzieję, że postąpiła właściwie w kwestiipamiętnika i całego kartonu.Niełatwo było odgadnąć, czy coś jestwłaściwe.Ale od czasu telefonu od Jodi Beckett Lily dręczył niepokój.Miała - jak by to opisać - poczucie, że czas przyspieszył.Tak jakbymusiała zadzwonić do Izzie i z nią porozmawiać, ale dziwnie by tozabrzmiało, gdyby zadzwoniła w środku tygodnia i powiedziała, że czujesię nieswojo.Biedna Izzie jeszcze by pomyślała, że jej babciadziecinnieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl