[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Tonem autorytatywnym, jakimprzemawiała jako kapłanka, oznajmiła: Co mi jest, wiedzą bogowie i wiem ja sama.Dożyłam już lat, kiedy się umiera.Moje ciało, które takczęsto doświadczało potęgi Słońca Niezwyciężonego, jestjuż stare.Zdobyła się na słaby uśmiech.Lekarzy nie zadowoliłyjej wyjaśnienia.Co miała na myśli, wspominając swegoboga? Kiedy i jak doszło do kontaktu z nim? A może dałjej coś specjalnego, jakiś napój, jakieś jedzenie? Czypamięta, ile ma lat? Czy może podać dzień, godzinęi położenie księżyca w chwili, gdy się urodziła?Julia Kordelia patrzyła na nich z błaganiem w oczach.Aurelian stał jak skamieniały, niezdolny do żadnego ruchuani protestu.Drgnął, gdy usłyszał za sobą głos Elkana: Czy nie mógłbyś powiedzieć tym kretynom, żebydali spokój twojej matce? Zamęczą ją swym gadulstwem.Najzwyklejsza akuszerka wiedziałaby, czego potrzebujeJulia Kordelia, i dałaby jej napar uśmierzający ból, dziękiktóremu zasnęłaby choć na trochę.Puliniusz westchnął z żalem. Obawiam się, że twój rządca ma rację, Aurelianie.Sprowadzając ich tutaj, miałem nadzieję, że dobrze robię.W obecności lekarza jest zawsze więcej nadziei.A ci nie sąnajgorsi, zapewniam cię.Jednak są tylko lekarzami!Elkan, nie czekając dłużej, nakazał im wszystkimopuścić pokój.Lekarze poczuli się urażeni, ale swojeniezadowolenie wyrazili dopiero wtedy, gdy zamknęły sięza nimi drzwi komnaty.Narobili takiego hałasu, żePuliniusz musiał wyjść i ich uspokoić.Julia Kordelia uśmiechnęła się z wdzięcznością doElkana.W tym czułym uśmiechu Aurelian dopatrzył siępodobieństwa z grymasem na pysku konia w chwili agonii.Powinno to było go wzruszyć, ale pozostał obojętny.Gorąca fala wstydu zalała mu pierś.Przypomniałsobie, z jakim chłodem Klodia powiadomiła go o chorobiematki.Czyżby oboje byli tak do siebie podobni, tak samonieczuli?Przymusił się, żeby podejść do łóżka.Julia Kordeliawyciągnęła do niego rękę, którą niezręcznie chwycił.Dałamu znak, żeby usiadł obok niej na łóżku. Znam ten chłód, który teraz czujesz powiedziałałagodnie. Aurelian chciał zaprotestować, alemrugnięciem powiek nakazała mu, by milczał. Nie róbsobie z tego powodu wyrzutów, mój synu.I nie miej za złeKlodii.Tak właśnie musi być.Moja śmierć nie powinnawas osłabiać.Taka jest wola bogów.Zamilkła, by odetchnąć.Elkan podszedł z gorącym,pachnącym napojem.Oczy Julii Kordelii zabłysły lekkimożywieniem. Elkan daje mi czułość, jakiej potrzebuję.Od dawna.Bez jego wsparcia i miłości nigdy nie zostałabymw Sirmium arcykapłanką.Na zniszczonej wiekiem twarzy rządcy pojawił sięrumieniec.Spojrzał na Julię Kordelię z wyrzutemw oczach.Pragnął zachować dla siebie tę tajemnicę niczymdrogocenny klejnot.Aurelian skinął głową, ściskając mocniej rękę matki. Wiem. Wiedziałeś? Elkan nie krył niezadowolenia.Klodia ci powiedziała? Czy to ważne? odrzekł Aurelian, nie spuszczającwzroku z Julii Kordelii. Moja matka wie, co ma robić zeswą duszą i swoim sercem.%7łyczeniem ojca było, by takwłaśnie się stało po jego śmierci.Zapadła krępująca cisza.Elkan namawiał JulięKordelię, by wypiła wywar.Ona jednak odsunęła kubek. Masz rację, Aurelianie.To nie ma znaczenia.SłuchajKlodii.Podobnie jak przeze mnie również przez nią ma sięspełnić twoje przeznaczenie.Nie opieraj się na próżno.Bogowie chcą, abyś został Augustem. Matko. Bogowie chcą, byś został Augustem! Powtórzyłaz wysiłkiem, krzywiąc się przy tym z bólu. Rozejrzyj sięwokół siebie.Popatrz, jaki chaos ogarnął Rzym.Jakiezamieszanie panuje na ulicach.Mimo choroby słyszę to.Czekają na tego, kto zdoła stawić czoło wyzwaniu bogów.I ty nim jesteś, Aurelianie.Nikt inny, tylko ty! To nie jest takie proste, matko.Nie wystarczy,żebym.Aurelian urwał.Julia Kordelia, ściskając rękę syna,wygięła się w łuk od nagłego bólu.Elkan odrzucił kubek,podsunął ramię pod głowę swojej pani.Julia Kordeliapuściła rękę Aureliana.Jęcząc, objęła za szyję ukochanego,który przytulił ją do swej piersi.Trwali tak objęci jakiśczas.Aurelian widział, jak przez ciało matki przechodząfale bólu.Mimo chłodu panującego w pokoju, czołoElkana zrosiły kropelki potu.Z zamkniętymi oczamipragnął przejąć cierpienie ukochanej kobiety.Wreszcie kryzys minął.Julia Kordelia opadła na poduszki.Elkan, całyspocony, spojrzał twardo na Aureliana. Pozwól jej odpocząć.Zajmę się nią.Idz doPuliniusza.Czeka na ciebie.Macie pewne sprawy doomówienia.Aurelian zawahał się.Elkan mówił autorytatywnymtonem ojca, nie jak wyzwoleniec.Czy miał się poczuć tymurażony?Elkan pogłaskał Julię Kordelię po policzkach, jakbybyła dzieckiem, które chciał ukołysać do snu. Nigdy żadna kobieta nie była dla mnie droższai piękniejsza szepnął. Całą czułość, jakiej nie umiałaokazać tobie i twojej siostrze, przelała na mnie.* * * Włóż ten płaszcz powiedział Puliniusz. Padalodowaty deszcz.Niewolnik podał Aurelianowi wełnianą pelerynęz kapturem.Aysa głowa Puliniusza zniknęła pod baraniączapką osłaniającą policzki i kark.Jego twarz przywodziłana myśl starego, złośliwego cherubina.Aurelianzastanawiał się w duchu, skąd ten wątły mężczyznaznajdował w sobie tyle energii i odwagi, jakiej wymagałopełnione przez niego stanowisko.Poszli spacerem pod pięknym portykiem, okalającymcałą posiadłość, tworzącym doskonały kwadratz podwójnego rzędu czerwonych kolumn.Puliniuszwskazał palcem na niebo. Pogoda nie sprzyja spacerom, ale lepiej będzie, jeśliporozmawiamy na dworze.Mam nowych niewolników.Jeszcze nic wiem, czy mogę im zaufać. Zamilkł i stanął.Czy wiesz, że ten ogród zaprojektował Tytus? Nieczekając na odpowiedz, która wcale go nie interesowała,chwycił ramię Aureliana.Wyraz niezwykłego zadowoleniabardzo go odmłodził. Po długiej nieobecności Rzymwydaje mi się cudowny, mimo jego nieprzyjemnegoklimatu.Mój dom nie jest tak piękny jak znajdujący się tużobok dom Wergiliusza.Ale kocham go.Kocham go tak,jak mógłbym kochać kobietę w młodości.Mieszkam tujuż.pięćdziesiąt lat, a może więcej? Ty się jeszcze wtedynie urodziłeś.Augustem był wówczas szalony Heliogabal,który tańczył nago przed swym ojcem SłońcemNiezwyciężonym! Zaśmiał się i zerknął na Aureliana,sprawdzając, czy go słucha. Czy wiesz, że willaWergiliusza jest teraz zajęta przez jakiegoś prymitywnegohandlarza prześcieradłami? To wyzwoleniec.Dziesięć alboi dwadzieścia razy bogatszy ode mnie.No cóż, tak dziśdzieje się w Rzymie.Rzym jest opanowany przezwyzwoleńców.Nie jestem bogaty, mój przyjacielu.W każdym razie nie tak, jak ludzie uważają.Na pewno nie!Ale przynajmniej jestem sobą! Westchnął i pokiwałpoważnie głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|