[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Doskonalewiedziała, kim są.- Przyszliśmy zadać ci parę pytań.- Nie mam zamiaru z wami rozmawiać.Nie wierzę, że miałaś czelność tu przyjść jak normalnyczłowiek, chociaż jesteś.jesteś.- Republikanką? - spytałam, zaczynając czerpać z tego przyjemność.- Mamy tylko kilka pytań i sobie pójdziemy - dodała Jessica.Wiedziałam, że nie mogła się doczekaćswojej kolejnej kwestii.- Pytań o dziecko, które kiedyś urodziłaś.Ant - niestety - nie była nawet odrobinę zaskoczona, co oznaczało, że ojciec zdążył ją ostrzec o swojejmałej gafie.To irytujące.I zaskakujące.Ojciec tkwił pod wychuchanym pantoflem Antonii.%7łył wstrachu przed gniewnie zaciskającymi się, chirurgicznie napompowanymi ustami.Zamiast tego wzięła oddech i być może zmarszczyła czoło, ale była tak nabotoksowana, że trudnobyło mieć pewność.- Zajmij się swoimi sprawami i wynocha, bo to nie twoje zmartwienie.I nie wierzę, że przyjechałaścałą drogę tylko po to, żeby mnie o to zapytać.To było dawno i nieprawda.- Całą drogę? - spytał Marc.- Mieszkasz w Edinie, nie w głębi Afryki.- I chyba nie będziemy tak stali w holu cały wieczór? - poskarżyła się Jessica.- I tak dziwię się, że zaszliśmy tak daleko - odparłam.- Nie, nie będziecie tak stali cały wieczór.Tak się składa, że właśnie wychodzicie.- Włożyła rękę dokieszeni i wyciągnęła krzyżyk zrobiony z patyczków po lodach.- Od sideł szatańskich wyzwól nas,Panie! Od sideł szatańskich wyzwól nas, Panie!Wybuchłam śmiechem, choć Tina i Sinclair cofnęli się i odwrócili wzrok.- Już mówiłam - odezwała się Jessica - że to działa tylko na czarnych.- Dlaczego tobie wolno tak żartować, co?! - jęknął Marc.- No zastanów się, Marc - odparła cierpliwie.- Wynocha z mojego domu, wy gnijące umarlaki!- To samo powiedziała harcerzom sprzedającym bożonarodzeniowe wieńce - wyjaśniłam pozostałym.Podeszłam do niej krok bliżej i wyrwałam z rąk krzyżyk.- Gdzieś ty to zrobiła, na ZPT? Nie chciałosię pójść do jubilera i kupić ładnego? Dziwię się, że nie zmusiłaś ojca, żeby wydał parę patyków namodel z diamentami.- Wynocha z mojego domu - warknęła.- Nie powinniście móc tak sobie wchodzić.- Co ty powiesz? Słuchaj, mamy zamiar zadać ci kilka pytań o dziecko ojca i nie ruszymy się bezodpowiedzi.- Nie mam zamiaru niczego wam mówić, wy gnijące umarlaki.Wynocha, bo ja idę spać.- Och - odezwał się Sinclair, podchodząc do niej bliżej, gdy schowałam już patyczki do torebki - senbędzie ostatnią rzeczą, o jakiej będzie pani myślała, pani Taylor.Rozdział 7Wróciłam do salonu po pięciu radosnych minutach spędzonych na wlewaniu perfum Ant do suszarki inaciśnięciu wiruj".Antonia siedziała na krańcu kanapy pochylona do przodu i w nabożnymskupieniu wpatrywała się w twarz Sinclaira.Trzymała dłonie na udach i nieświadomie drapałapaznokciami po skórze, wciąż patrząc w jego oczy.Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwna.Po co -tak dokładnie - to robiliśmy? Nawet nie byłampewna, co o tym wszystkim myśleć, a mimo to byliśmy tu i grzebaliśmy w małym móżdżku Antonii.Iczemu Sinclair tak się tym interesował? Nie miał czegoś bardziej królewskiego do roboty? Przymiarkigarnituru? Szkolenia dla palantów, w którym miał wziąć udział -albo poprowadzić? A mimo tosiedział na dżinsowym podnóżku, trzymał męskie dłonie Antonii w swoich i wszystko z niej wyciągał.Wszystko.-.i wtedy chciałam go zmusić do oświadczyn, ale nie chciał, bał się, że Betsy się na niego wścieknie,jeśli zostawi jej matkę, więc się rozstaliśmy.- Tak, a co z dzieckiem? - spytał Sinclair.- Dziecko.dziecko.- Ludzie, ona zaczyna wariować - wyszeptał do mnie Marc.- Spójrz no na nią.Spojrzałam.Drapu, drapu drapały jej paznokcie po skórzanej spódniczce, a kącik jej ust opadał jakbybyła po udarze.Czułam zapach jej niepokoju.Był jak palący się klej.- Nie pamiętam.- Antonia, pamiętasz - zapewnił ją Sinclair.- Po prostu od lat o tym nie myślałaś.Celowo.Czy dzieckoprzeżyło?Szeroko otworzyła usta i poruszała wargami, jakby chciała odpowiedzieć, ale nic nie wyszło z jej ust.Po chwili, szukając po omacku, znalazła dłonie Sinclaira, a wtedy reszta tej wstrętnej historii poprostu.z niej wypłynęła.Jak wymiociny.- To nie ja, nie ja! Zaszłam w ciążę, żeby wyjść za mąż, ale nie wyszło, a potem dziecko już było i tonie byłam ja! - Ona nie krzyczała, darła się, wrzeszczała, a jej paznokcie wbijały się w dłonieSinclaira, jakby chciała ratować życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|