[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Żałuję tylko, że tak ciemno.Ach! Gdyby księżyc pokazał się wcześniej, chętnie bym rozpruł kilku z tych opryszków.Nie śmiałem kłuć na serio, bojąc się was przedziurawić.Ale powiedzcie mi, kawalerowie, za czym węszycie w tym bagnistym zakątku?_ My.my przechadzaliśmy się - odparł zmieszany Filip d'Aunay.Olbrzym wybuchnął śmiechem._ Przechadzaliście się! Piękne miejsce i piękna godzina na przechadzkę! Przechadzaliście się w błocie po pośladki.Niezły dowcip! I chcą, żeby im uwierzyć! Ach! Młodość! - mówił jowialnie, przygniatając ramię Filipa.- Wciąż w pogoni za miłostką, a pluderki w ogniu! Dobrze to być w waszym wieku.Nagle spostrzegł połyskujące jałmużniczki.- Psiakrew! - zawołał.- Pludry w ogniu, ale piękna ozdoba.Ważył w ręku jałmużniczkę Gautiera.- Zręczna robota.cenna tkanina.I błyszczy jak nowa.To nie żołd giermka pozwala na zakup takich sakiewek.Rzezimieszki nieźle by się obłowiły.Kręcił się, gestykulował, ryżawy w półmroku, olbrzymi, hałaśliwy, sprośny.Zaczai naprawdę grać na nerwach obu braciom.Lecz jak powiedzieć komuś, co przed chwilą ocalił wam życie, żeby się nie mieszał do nie swoich spraw?- Miłość popłaca, moi najmilsi - ciągnął, wciąż chodząc między nimi.- Zaprawdę, wasze kochanki to damy bardzo wysokiego rodu i bardzo szczodre.Młodzi d'Aunayowie! I kto by w to uwierzył?- Dostojny Pan się myli - rzekł dość chłodno Gautier.- Te sakiewki darowała nam rodzina.- Właśnie, tego byłem pewny - mówił d'Artois.- Rodzina, którą odwiedza się koło północy pod murami wieży Nesle!.Dobrze, dobrze, zamilczmy.W imię czci waszych ślicznotek.Pochwalam was, moi najmilsi.Trzeba bronić czci dam, które się pieści.Niech was Bóg strzeże, kawalerowie.I nie wychodźcie w nocy z całą waszą biżuterią.Wybuchnął śmiechem, zderzył obu braci serdecznie ich ściskając i pozostawił zaniepokojonych i podrażnionych, nie dając im nawet czasu raz jeszcze podziękować.Już szedł przez mostek przerzucony przez fosę, już oddalał się przez pola w kierunku Saint-Germain-des-Pres.Bracia d'Aunay wrócili do bramy Buci.- Dobrze by zrobił, nie rozgłaszając po całym dworze, gdzie nas zastał - rzekł Filip.- Myślisz, że potrafi przymknąć swój wielki pysk?- Myślę, że tak - odparł Gautier.- To niezłe chłopisko.Już by nas tu nie było bez jego wielkiego pyska, jak mówisz, i bez jego szerokich barów.Nie okazujmy niewdzięczności, przynajmniej nie tak od razu.- Przede wszystkim mogliśmy zapytać, co on sam robił w tym zakątku.- Szukał ladacznic, przysiągłbym na to! A teraz na pewno idzie do jakiegoś burdelu - rzekł Filip.Mylił się.Robert d'Artois zboczył tylko przez Pre-aux-Clercs.Po chwili wrócił na brzeg w pobliżu wieży.Gwizdnął tym samym lekkim gwizdnięciem, które poprzedziło bijatykę.Jak poprzednio, sześć cieni wyłoniło się z ciemności i jeszcze dołączył się siódmy cień, który wyszedł z barki.Ale tym razem cienie zachowały postawę pełną szacunku.- Świetnie, dobrze wypełniliście zadanie - powiedział d'Artois.- Wszystko poszło tak, jak chciałem.Łap, Karl--Hans! - dodał, wzywając przywódcę łotrzyków.- Podzielcie się.Rzucił im sakiewkę.- Wyście mnie potężnie uderzyli w ramię, Dostojny Panie - rzekł rzezimieszek.- Ba! To zostało włączone do rachunku - odpowiedział ze śmiechem d'Artois.- Teraz wynoście się.Wezwę was, jeżeli kiedykolwiek będę was potrzebował.Później wsiadł do barki zakotwiczonej przy zbiegu fosy z rzeką; pod jego ciężarem zanurzyła się głębiej w wodę.Ten sam człowiek, który przewiózł braci d'Aunay, ujął za wiosła.- Czy rad jesteście, Dostojny Panie? - zapytał.Już nie lamentował, wydawał się młodszy o dziesięć lat i nie szczędził sił.- Najzupełniej, mój dzielny Lormet! Znakomicie się spisałeś - powiedział olbrzym.- Teraz już wiem, co chciałem wiedzieć.Zwalił się na dno barki, wyciągnął potężne nogi, a wielką łapę zanurzył w czarnej wodzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|