[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzięła na cel groźną bryłę i przyci­snęła guziki spustowe.Czerwone błyskawice pomknęły ku dziobowi, ale po chwili zniknęły w objęciach czarnej dziury.Danni zaczęła razić kadłub nieprzyjacielskiego okrętu długimi seriami niosących pełną ener­gię strzałów.Raz po raz kierowała lufy to ku dziobowi, to ku rufie.Yuuzhan Vongowie pochłaniali wszystkie strzały.Musieli jednak przy tym przekazywać więcej energii do wytwarzających grawitacyjne ano­malie dovin basali i prędkość korwety wyraźnie zmalała.Danni strzelała, dopóki kanonierka nie znalazła się bardzo blisko nie­przyjacielskiego krążownika.Dopiero wtedy piloci koralowych skoczków i korwety zrezygnowali z pościgu i zawrócili.Skierowała lufy laserowych działek w stronę dziobu yuuzhańskiego okrętu.Zauważyła, że średnica świetlistej kuli zmalała do zaledwie dwustu metrów, chociaż fałszywe słońce wciąż jeszcze wyglądało jak kometa trzeciej klasy.W przestwo­rzach przed kulą unosił się krążownik Yuuzhan Vongów.Wyglądał jak gigantyczna bryła korala o rozmiarach niewielkiego księżyca.W kierun­ku świecącej kuli szybowały kuie plazmy i magmy.Złocista sfera, raz po raz rażona strzałami Yuuzhan Vongów, spłaszczyła się i kurczyła coraz szybciej.Chwilę później wrogowie podjęli próbę wessania jej w głąb bezdennego leja czarnej dziury.- Przygotować pociski i torpedy.Wybrać indywidualne cele -rozka­zała Saba.- Strzelać dopiero na jej rozkaz.Jeszcze nie teraz.Jeszcze nie.Zniekształcona świecąca kula wyglądała teraz jak tarmoszona wichrem korona kwiatu.Zmalała mniej więcej do rozmiarów paznokcia Danni.- Wszyscy ognia! -rozkazała nagle Saba.-Zlikwidować świecącą kulę! Miniaturowe fałszywe słońce zamigotało i zgasło, a kompletnie wyczerpany Izal runął na pokład sterowni.Widząc coraz bliżej złowiesz­czo czarną bryłę krążownika, artylerzyści gorączkowo kierowali ku niej lufy działek.Dzicy Rycerze wystrzelili drugą, a potem trzecią salwę pro­tonowych torped i pocisków udarowych.Nagle w ciemności przestwo­rzy przed dziobem kanonierki ukazafy się świecące spirale smug rozża­rzonych jonów i strug plazmy.- Przyciemnić iluminatory - rozkazała Saba.Posługując się Mocą, uniosła Izala i umieściła go z powrotem na fotelu.Obeszła go naokoło, aby zapiąć pasy ochronnej sieci.- Przygotować się na silny wstrząs -ostrzegła.- Silny wstrząs?! - wykrzyknęła niedowierzająco Danni, niemal odruchowo zaciskając pasy ochronej sieci.-Zamierzasz go staranować?-Staranować? - Saba wybuchnęła syczącym śmiechem.Roześmiał się nawet poważny dotąd Wonetun.- Danni Quee, jakaś ty szalona!Dopiero wtedy młoda kobieta przypomniała sobie pozostawioną w przestworzach bryłę durastali - gigantyczny blok, którego Yuuzhan Vongowie nie mogli dostrzec, kiedy usiłowali wessać świecącą kulę w głąb czarnej dziury.Pamiętała, że były to dwie tony litej durastali le­cące z prędkością niewiele mniejszą niż prędkość światła.A zatem ener­gia zderzenia będzie równa masie pomnożonej przez kwadrat prędkości i podzielonej.Wciąż jeszcze przeliczała to w pamięci, kiedy w przestworzach przed kanonierką nastąpiła eksplozja o jasności supernowej.ROZDZIAŁ16Coufee opadło.Święty przybytek wypełnił się zapachem krwi nie­wiernego i niekończącym się zawodzeniem.Tsavong Lah zaczekał, aż kapłani rozpoczną najważniejszą część obrzędu, a potem cofnął się od obryzganej krzepnącą krwią krawędzi jamy i pogrążył w zadumie.Mu­siał się zastanowić, dlaczego zorganizowana w tajemnicy wyprawa się nie udała.- Nie pragniesz poznać woli Yun-Yammki? - odezwała się Vergere, kierując jedno oko na wojennego mistrza, a drugie na zawodzącego nie­wolnika.- Wola Uśmierciciela nie jest dla mnie tajemnicą- odparł Tsavong Lah.- Cały problem w tym, jak ją wcielić w życie.- Niecierpliwym gestem dał znak kapłanom, że mogą składać ofiarę.- Oni służą bogom na swój sposób, a ja na swój - dodał.Podobne do dzioba usta Vergere lekko się rozchyliły.Tsavong Lah znał ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, że oznacza to coś w rodzaju kpiące­go uśmiechu.- Wątpisz w wiarygodność przepowiedni jasnowidzów Yaecry? -zapytała istota.-Nieomylni są tylko bogowie.- Tsavong Lah pochylił się i zajrzał w głąb jamy.Uśmiechnął się na widok tego, co się tam działo.- Kapłani są wiernymi sługami bogów, ale dopóki mi nie powiedzą, w jaki sposób Jeedai dokonują swoich cudów, powinienem skupić całą uwagę na wy­konywaniu własnych obowiązków.- Chyba trochę przeceniasz możliwości Jedi - zauważyła Vergere.Przekrzywiła głowę i zerknęła do ofiarnej jamy, skąd nie przestawały dobiegać jęki bólu.W pewnej chwili nad zakrwawioną krawędzią uka­zała się podobna do obucha głowa torturowanego Ithorianina.Istota skierowała na nią szkliste oczy, z których uchodziła ostatnia iskierka życia.Przestała krzyczeć i zawodzić o wiele szybciej niż powinna.Te­raz milczała, jakby pogrążona w niezwykłym transie, w jaki czasami zapadali krótko przed śmiercią inni składani w ofierze niewolnicy.Chwilę później obok istoty pojawił się kapłan.Na próżno usiłował uprzytomnić Ithorianinowi znaczenie odczuwania bólu podczas rytualnej ofiary.- Inwazja zakończyła się żałośnie.- Głos Vergere przypominał marudzenie zawiedzionego dziecka.- Z pewnością kapłani nie będą tym zachwyceni.Tsavong Lah zauważył, że piórka istoty przylegają do ciała.Wie­dział, że oznacza to zawód i rozczarowanie.Czasami wydawało mu się, że Vergere jest w większym stopniu istotą rasy Yuuzhan Vong niż nie­którzy jego wojownicy.- Lecące do Arkanii okręty inwazyjnej floty powstrzymała niewiel­ka eskadra Jeedai- powiedział, nawiązując do jej poprzedniej uwagi.-A tylko dwie Jeedai wystarczyły, żeby zmusić nas do poświęcenia No­wego Plymptona.- A zatem zabij talfagliańskich zakładników - doradziła Vergere.-To z pewnością wywrze na Jedi duże wrażenie.Tsavong Lah uniósł brew.- Mam poświęcić Noma Anora? - zapytał.- Nie uważałabym tego za wielkie poświęcenie.Tsavong Lah nieznacznie się uśmiechnął.- Jak na tak niepozorną istotę masz ogromne ambicje.Do splugawionej krwią krawędzi ofiarnej jamy podeszła Yaecta, uniosła głowę i popatrzyła na Tsavonga Laha.Była sędziwą istotą płci żeńskiej o spadzistych ramionach i pomarszczonej twarzy.Nie skłoniła się przed wojennym mistrzem ani nie skrzyżowała na piersi splamio­nych krwią ofiar rak na znak pozdrowienia.Kapłanka uznawała zwierzch­ność jedynie lorda Shimrry.Nawet za cenę życia nie skłoniłaby się przed nikim innym.- Milczenie niewolnika nie ucieszy Uśmierciciela -powiedziała.-Nie powinieneś był wydawać rozkazu tego ataku.Tsavong Lah zerknął w kąt świętego przybytku.- To ja podejmuję decyzje - odparł zwięźle.- Tak powiedział lord Shimrra - przyznała kapłanka.- Dał mi jed­nak do zrozumienia, że we wszystkim, co postanowisz i co zrobisz, po­winieneś kierować się wolą bogów.Tsavong Lah nie przestawał spoglądać w kąt sanktuarium.- Ale to ja podejmuję decyzje - powtórzył.Yaecta nie uznała za stosowne mu zaprzeczyć.-To dobrze.- Dopiero teraz Tsavong Lah spojrzał z góry na ka­płankę.- Poprosisz, żeby Yun-Yammka ukarał dowódców, którzy po­zwolili uciec całej eskadrze Jeedai.Wydam rozkaz ich zastępcom, aby wykonali pozorowany atak na planetę, a potem się wycofali.- Jeżeli zakpisz z Yun-Yammki, będzie się domagał następnych ofiar - ostrzegła Yaecta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl