[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieopodatkowane, rozumie pani?- Więc robisz to tylko dla pieniędzy?- Zgadza się.Carver pożegnała się z Tonym, po czym weszła do domu.Ciało miałalepkie i ciężkie, ale w głowie czuła natłok myśli, nerwowych iniespokojnych.Podeszła do biurka, wyjęła kopertę z torby i wrzuciła jądo szuflady.Nie zapaliła żadnej lampy, ale księżyc świecił jasno.Koperta lśniła.Jaskrawobiała na zielonym tle.Zazwyczaj, po otwarciu jej, wysypywałapieniądze do szuflady.Normalnie ją to cieszyło.Lubiła też chodzić dobanku, patrzeć, jak rosną jej oszczędności.Nie była w banku już od dawna, więc w szufladzie nagromadziła sięgóra pieniędzy.Aż nadto, by się wymknąć, po prostu zniknąć.Znaczniewięcej ma w banku.Ale wszystko to pisane było palcem na piasku.Zakażdym razem, gdy wyobrażała sobie, jak leży na wspaniałej plaży,nareszcie wolna, wkraczał on.Wizja ta wydawała się jej realna dopiero wtedy, gdy on się w niejpojawiał i wszystko psuł.Ta pierwsza część przekraczała granice jejwyobrazni.Widziała ją zawsze jak za mgłą -mętną i ulotną.Lecz gdy onsię ukazywał, każdy szczegół nabierał wyrazu.Stał nad nią, uśmiechającsię.Mówił, że też ma coś do załatwienia w banku, zagranicznym.Nadzwyczajne - powiadał.Znowu się spotykają.Cóż to za miły zbiegokoliczności.Carver zatrzasnęła szufladę.Poszła na górę i rozebrała się.Długomyła się pod prysznicem, nim wpełzła do łóżka.A gdy101 sen nie przychodził, otworzyła szufladkę przy nocnym stoliku.Znalazła jeszcze jedną strzykawkę.Tą się uśpiła.Reese skończyła rozmowę z Cherise, wydobyła z niej wszystko, co siętylko dalo.Wyszły razem z kawiarni.Reese dała swą wizytówkędziewczynie, gdy zbliżały się do rogu.Potem patrzyła, jak idzie wzdłużbloku, przechodzi przez następną ulicę, potem jeszcze kawałek i wchodzido drzwi.Tych, które nadal obserwował Gus Miller.Gdy wróciła do samochodu, usiłowała nadać swemu głosowientuzjastyczne brzmienie.- Tę bym ozłociła  oznajmiła.Taak? Czego się dowiedziałaś?Santerre przychodzi tu regularnie.Wybiera sobie dziewczyny, tylkomłodziutkie.Znała denatkę.Właściwie sama mogłaby nią być.Po tych słowach Reese opuściło sztuczne ożywienie.Zamilkła iposmutniała.- Chcesz spróbować jeszcze z innymi? - zapytał Miller.- Nie, wracajmy.Rozdział szesnastyDwójka detektywów w milczeniu jechała na posterunek.Lecz gdydotarli do Piątej Alei, Miller zapytał Reese, czy chce, by podrzucił ją dodomu.Skorzystała z tej propozycji.Miller odgadł, że coś ją gnębi, idobrze o tym wiedziała, lecz mimo to nadal niewiele się odzywali podrodze do śródmieścia.Zatrzymał się przed budynkiem, w którym mieszkała.- Martwisz się o nią, prawda? - zapytał.- Słucham?Ciągle się martwisz o Carver.A może pojadę teraz do niej?Zadzwonię do ciebie, gdyby się coś działo.Przecież byłeś tam zeszłej nocy.Jeśli ktoś powinien tam pojechać, toraczej ja.Tak, ale ty ją obrabiasz.Jeśli cię zobaczy, będziesz załat-102 wioną na cacy.A jeżeli ujrzy mnie  do diabła, nawet mnie niepozna.W najgorszym razie pomyśli, że Santcrre kogoś na nią nasłał.A nasłał?- Nie mam pojęcia.Siedzieli jeszcze przez chwilę, po czym Miller odezwał się:- Idz do domu i spróbuj się przespać.Któreś z nas powinno mieć jutrojasną głowę.- Dobrze - zgodziła się, ale jeszcze się nie poruszyła.- Na pewnochcesz tam jechać?- Absolutnie.- Dzięki - rzekła i wysiadła z samochodu.Zaczekał, aż weszła do środka.Widziała, że jeszcze tam siedzi, gdyczekała na windę, Pomachała do niego, gdy winda przyjechała.Choć była tak zmęczona, nie mogła usiedzieć na miejscu.Miotała siępo całym mieszkaniu.Wiedziała, że chodzi o Carver.%7łe sama chciała tampojechać.Ale Miller miał rację.I wiedziała, że zadzwoni, gdyby coś sięstało.Napuściła wody na kąpiel, bo zazwyczaj to ją uspokajało.Wchodzącdo wanny, zanurzając się w wodzie, czuła, jak jej ramiona opadają.Opadły ją też różne myśli.Cofnęły się w przeszłość.Na początku dowcześniejszych godzin tego dnia, gdy odwoziła Carver do pociągu.Tazapytała, jakie to uczucie, gdy się kogoś zabije.Ta rozmowa miała drugiedno, przynajmniej dla Reese [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl