[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wallie wiedział jednak z doświadczenia, że jak na tutejszezwyczaje jeniec był dobrze traktowany.- Jesteśmy w Casr.Armia jeszcze nie wyruszyła.- Więc wygrałeś?- Na razie.Jeśli pójdziesz teraz z nami na pokład Szafira, panie, pozwolimy ci sięwykąpać i damy czyste ubranie, choć nie twoje własne.Szaty przydają czarnoksiężnikomautorytetu.Zabierając ją, uczyniliśmy cię niegroznym.Rotanxi zmarszczył brwi, ale po chwili skinął głową.- I co teraz?Arogancja gdzieś zniknęła.Mężczyzna odruchowo kulący się pod ścianą był niemalżałosny.Wallie wziął do ręki sznur.- Niech mnie diabli, jeśli wiem! Oczywiście muszę cię skrępować.Nigdy nieprzypuszczałem, że złapię Siódmego.- Zaśmiał się.- Widzisz, lordzie Rotanxi, sytuacja jestobecnie dość skomplikowana.Na jednym brzegu są czarnoksiężnicy, na drugim szermierze.Niesławny Shonsu i jego nikczemna banda krążyli miedzy dwoma obozami, w obu wywołujączamieszanie.Gdybyś wystawił mnie teraz na licytację, szermierze przebiliby cenę, żeby tylkodostać mnie w swoje ręce.Czarnoksiężnik przyglądał mu się przez chwilę z ciekawością, a potem sięgnął pobuty.- Wątpię.Jesteś podatny na przekupstwo, lordzie Shonsu?Wallie pomyślał o mocy półboga i uśmiechnął się.- Nie, nawet gdybyś zaproponował mi cały Zwiat.Przyrzekam, że nie będzie żadnychtortur i najmniej upokorzeń, jak to możliwe w takich okolicznościach.Więcej jesteś wartżywy niż martwy, więc nic ci nie grozi.- Więc mam zachowywać się grzecznie? Bierzesz mnie za głupca, Shonsu.Rotanxi nie nabrał aż takiej pokory, żeby nie uśmiechnąć się pogardliwie.Wstałsztywno.Wallie wzruszył ramionami.- Nie mogę złożyć ci żadnej solennej obietnicy, bo moje życie wisi na włosku, ale jeślimistrz Nnanji mnie zastąpi, uszanuje każde moje życzenie.Ruszył do drabinki.On i Nnanji już zdążyli się umyć.Thana i Katanji doprowadzalisię do porządku, Honakura i kapłani odpłynęli.- Dokąd mnie zabieracie w takim pośpiechu? Węgle stygną?- W świątyni zbiera się zjazd.Pokażę cię szermierzom i zażądam przywództwa.Rotanxi przyjrzał mu się uważnie.- A potem?- Potem szermierze oskarżą lorda Shonsu o zdradę - warknął Nnanji.- A gdyprzestanie chronić go kodeks honorowy, zabiją,- Rozumiem! - Czarnoksiężnik w zamyśleniu przesunął wzrok z jednego szermierza nadrugiego.- Wyczuwam nieporozumienia co do strategii.Czyim będę jeńcem, kiedy Shonsuzginie?- Moim - odparł Nnanji wściekłym tonem.- Ale ja zginę zaraz po nim.Wtedy będziesznależeć do zjazdu.Miłego dnia, panie.Na znajomej przystani czekał nerwowy kapłan szóstej rangi, stary i pękaty.Wallieukląkł na oślizłych deskach i wyciągnął rękę do Tomiyano.- Kapitanie, jeśli Nnanji albo ja.Zaopiekuj się Jją i Vixinim.I dziękuję za wszystko.%7łeglarz uniósł brwi, aż wytatuowane statki dotknęły linii włosów.Uścisnął podanądłoń.- Co sobie życzysz na kolację, panie? Przekażę Linie.Wallie uśmiechnął się i wstał.Ruszył za kapłanem.Droga wiodła obok pamiętnego refektarza, między nie używanymi budynkami, przezwypaczone furtki w pochyłych płotach, zarośnięte ścieżki, obok starych lodowni,opuszczonych kaplic, porzuconych stajni, dormitoriów i dawnych trawników, obecniestanowiących nieprzebyty gąszcz krzaków.Wszystkie te budowle mogły jeszcze posłużyćrozrastającej się świątynnej administracji, gdy do Casr wróci dobrobyt.Do świątyni weszli boczną bramą i ruszyli przez nie kończące się korytarze oraz holecuchnące stęchlizną.Z oddali dobiegał śpiew.Przewodnik odwrócił się i położył palec naustach.Wolno uchylił jakieś drzwi.Chóralna pieśń rozbrzmiała głośniej.Znalezli się w pokoiku, czy też raczej w dużej wnęce, której jeden bok stanowiłakoralikowa zasłona.Za nią znajdowała się świątynna nawa.Z tego miejsca można byłodyskretnie ją obserwować.Wallie odniósł w pierwszej chwili wrażenie, że przybytek jest dużo mniejszy odświętej budowli w Hann.Po lewej stronie zobaczył pięciu Siódmych.W stosownej od nichodległości ustawiło się w rzędzie trzydziestu lub czterdziestu Szóstych, a za nimi z koleiszeregi czerwonych Piątych.Co najmniej tysiąc mężczyzn, którzy zasłaniali kolorowe kiltyśrednich rang, tak że widać było tylko głowy i rękojeści mieczy, ale nawa wcale nie wyglądałana zatłoczoną.Wielkością dorównywała katedrom, które Wallie zwiedzał w życiu na Ziemi.Zgromadzili się w niej nie tylko szermierze.Za Pierwszymi stali heroldowie, minstrele,muzycy, zbrojmistrze, uzdrowiciele miejscowi notable.Po prawej stronie Wallie miał niezmordowany chór, zwrócony ku kamiennej Bogini.Siedząca kobieta z rozpuszczonymi włosami, odziana w długą szatę, patrzyła na siedemłukowatych bram i Rzekę.Rzezba stanowiła kopię ogromnego, zwietrzałego posągu z Hann,lecz artyście nie udało się oddać jego majestatu.Niebieska farba łuszczyła się płatami, jakbybóstwo miało egzemę.Na podwyższeniu leżały dary, bardzo skromne w porównaniu zniezmierzonymi skarbami niszczejącymi w Hann.Może świątynię w Casr ograbiono kilkarazy.Wallie instynktownie zbadał drogi ucieczki.Spojrzał ku głównemu wejściu.Brakująceszyby wyglądały od środka jak oczyszczone z warstwy brudu, która w innych miejscachzasłaniała widok na Rzekę i odległe RegiVul.Całą przestrzeń między nim a frontem budowlizajmowali szermierze.Na wprost siebie dostrzegł drugą zasłonę z koralików.Za niąprawdopodobnie znajdowały się drzwi.Kolejne powinny być ukryte za posągiem.Nagle Wallie zobaczył Boariyiego.Zamiast na czele armii, przed innymi Siódmymi,dowódca stał samotnie, zupełnie z boku.Gdyby Shonsu wyszedł za koralikową zasłonę, obajszermierze znalezliby się twarzą w twarz jak równi sobie, tyle że w dwóch końcach nawy.Honakura rzeczywiście sprawuje władzę nad kapłanami.Kadywinsi był niepewnymsojusznikiem.Zwykle popierał ostatniego rozmówcę.Wallie miał nadzieję, że podczas niekończącego się zawodzenia chóru Honakura podtrzymuje morale najwyższego kapłana.Z powodu odległości nie mógł dostrzec wyraz twarzy Boariyiego.W ciągu ostatnichdni Siódmy zapewne nie miał dużo czasu na fechtowanie, ale przynajmniej nie wytrząsł się naGryfonie, W tym momencie Wallie uświadomił sobie, jak bardzo jest zmęczony.Wśród Siódmych wypatrzył Tivanixiego z zabandażowanym ramieniem.Obejrzał sięna towarzyszące mu osoby.Czarnoksiężnik wyglądał kiepsko w zle dopasowanej niebieskiejszacie, ze związanymi rękami i szyderczym uśmiechem przylepionym do ust.Nnanji trzymałkoniec sznura i nadrabiał miną.Uważał, że plan się nie powiedzie, a zazwyczaj trafnie oceniałzachowanie szermierzy.Thana uparła się, żeby iść z nimi.Drobny Katanji szczerzył się od ucha do ucha, a w czarnych oczach błyszczała radość.U jego pasa wisiał mały skórzany woreczek.Wallie domyślił się, że jest w nim fortuna wkamieniach szlachetnych, nieuczciwie zdobyta w Gi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|