[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdyby on to mógł słyszeć.- On słyszy na pewno.Wyrzuciła te słowa z przekonaniem iluminatki.Błagała go, żeby jej opowiedział wszystko, co wie o życiu stryja od owej strasznej chwili, o jego meslach, wreszcie o śmierci.Opowiadał jej długo o owym dziwnym, przygnębiającym pogrzebie, o domu, czujnie strzeżonym, o tym, co wiedział od księdza, od doktora, wreszcie od Grzegorza.Zamilczał tylko o wysokości swego spadku, o rozmowie z Culmerem, wreszcie nic nie powiedział o owych niesamowitych krokach w bibliotece.Bał się wrażenia, jakie to może sprawić na nieszczęśliwej kobiecie przy jej sposobie myślenia i przy obecnym stanie jej nerwów.- Pan mi pozwoli kiedyś przyjechać do Turowa, być w tym domu i na tym cmentarzu?.Pytanie to rzuciła nieśmiało, jakby niepewna przychylnej odpowiedzi.Zapewnił ją, iż pragnie, by to się stało jak najrychlej.Choć myśl jego absorbowała w tej chwili biedna pani Czarnkowska, nie zapomniał sobie zadać pytania, jakby to zrobić, żeby przyjechała w towarzystwie Wandy.Rozdział XIIIJako psycholog i nałogowy obserwator, nie tylko szukał prawdy, ale i bawił się.Była to zabawa trochę niemoralna.Interesowały go ciekawe momenty psychiczne, niezależnie od moralnej wartości ludzi i ich zachowania się, bez względu na skutki ich czynów.Można powiedzieć, że uprawiał rodzaj rozpusty umysłowej.Miedzy innymi przepadał za skrajnymi kontrastami.Toteż, gdy po rannej rozmowie z panią Czarnkowską, rozmowie pełnej tragizmu, szedł na obiad do państwa Brzozowskich, na którym sobie obiecywał lekką komedię, gniewał się wprawdzie na siebie, ale zarazem odczuwał przyjemność smakosza, poszukującego wrażeń.Panią Brzozowska zastał samą.- Nie byłam tak okrutna - rzekła na wstępie z całą swoboda - żeby skazywać pana na konwersacje z moim mężem, który, jak pan na pewno zauważył, nie jest ekscytujący.Wyprawiłam go do równie nudnych jak on jego przyjaciół.Oni się tam znakomicie ze sobą bawią, wmawiając nawzajem w siebie, że są elitą inteligencji.To ich tak zajmuje, że nie rozejdą się przed drugą.Mam nadzieje, że pan nie jest przerażony.To wszystko mówiła, mierżąc go przymrużonymi oczyma, jakby chciała mu dać poznać, że przyszedł na egzamin, który niełatwo będzie zdać dobrze.Widocznie chciała od pierwszej chwili podrażnić jego miłość własną.Ubrała się dla niego bardzo wieczorowo, odsłaniając szczodrze swój niebrzydki,choć trochę zbyt pełny dekolt.Tete-a-tete przy stole było z początku dalszym ciągiem rozmowy w salonie państwa Czarnkowskich.Pani mówiła o znaczeniu inteligencji w stosunku między mężczyzną a kobietą.Tylko gdy obie strony dość są inteligentne, możliwa jest prawdziwa rozkosz: uświadamiają sobie wzajemnie wrażenia, dzielą je między sobą, a przez to rozkosz się pogłębia.To taka wielka różnica, jak miedzy obiadem smakosza a żarłoka.Twardowskiego bawiła ta szczególna dojrzałość sądu młodej jego towarzyszki, wpadał też w jej ton, uzupełniał jej poglądy, chcąc, żeby się coraz więcej awansowała.Stawała się też coraz swobodniejsza w mowie, wygłaszała bez zająknienia rzeczy, które nawet mężczyźni między sobą ubierają w jakąś formę mniej brutalną.Twardowski nigdy nic podobnego z ust kobiety w żadnym kraju nie słyszał.Gdyby ta rozmowa, myślał, była nieco mniej inteligentna a za to znacznie mniej cyniczna i przyzwoitsza, można by mieć wrażenie kolacyjki w gabinecie restauracyjnym w towarzystwie paryskiej kokoty.Widocznie państwo Brzozowscy mieli umiejętnego kucharza.Obiad był lekki, dyskretnie piquant, trochę w stylu półświatka.Pod koniec obiadu pani spoważniała.Nie mówiła prawie nic, ruchy jej były coraz leniwsze.Tylko święcące przez szparki spod opuszczonych powiek czarne jej oczy ślizgały się wyzywająco po gościu.- Chodźmy na kawę - rzekła, ciężko dźwigając się z krzesła.Wzięła Twardowskiego pod ramie i poprowadziła go przez salon do leżącego za nim, na czerwono oświetlonego pokoju.Twardowski stanął na progu i patrzył.Dywany wschodnie wszelkiego możliwego pochodzenia, kakemona japońskie, stoliki i szafki z laki, parawaniki, inkrustowane perłową masa stołki mauretańskie, mosiężne tace i dzbany arabskie, brązowe Buddy indyjskie, niebieskie wazy porcelanowe i hafty chińskie.W rogu mieściła się niska, ale za to niezwykle obszerna, kwadratowa otomana turecka, zarzucona poduszkami wszystkich krajów wschodnich; poduszki też były porozrzucane po całym pokoju, zastępując krzesełka.Bezładna, barbarzyńska mieszanina kłócących się ze sobą stylów, jak na bazarze wschodnim jakiegoś Port-Saidu.- Ależ tu cal Wschód!.- zauważył Twardowski, nie dodając nic więcej, żeby nie urazić pani domu.- Nieprawda? - odrzekła z odcieniem dumy w głosie.- A wie pan, co to jest Wschód? To najwyższą cywilizacja i najwyższa mądrość.Wszystko inne to barbarzyństwo i głupota.- Dziękuję w imieniu Zachodu.Roześmiała się.- Pan tak jest przywiązany do Zachodu? To nie warto.- Mówi pani tak, jakby sama pani do Wschodu należała.- Należała!.Co to znaczy "należeć"? Mówi się nieraz "należę", a myśli się – „posiadam” - tak mówi zwykle mężczyzna o kobiecie, albo kobieta o mężczyźnie.Trzeba trochę należeć, żeby całkiem posiadać.No, niech się pan uplasuje.Posądziła go na otomanie, podsuwając mu stertę poduszek, żeby się wygodnie usadowił.- Zaraz podadzą kawę, będzie dobra.A ja, nie chcąc zanadto odbijać od wschodu, pójdę tymczasem i zmienię tę niedorzeczną suknie europejska na coś, co będzie z tym tłem bardziej harmonizowało.Znikła, a Twardowski zapytywał siebie, jak może coś harmonizować z taką kakofoniąSłużący wniósł kawę i likiery na okrągłej, mosiężnej tacy i ustawił ją przed Twardowskim na niskim mauretańskim stołku.Za chwilę weszła pani domu.Miała na sobie lekkie z crepe de Chine kimono.Twardowskimi widział wyraźnie, że pod tą powiewna szata była tylko pani Brzozowska, nic więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl