[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co tam, pilocie?Wzruszy³ ramionami.- Popatrz, pani.Œpiewaj¹, ale upij¹ siê bardziej, bêdzie bójka i znowu ktoœ zginie.Wracam do sprawy, któr¹ porusza³em ju¿ sto razy.Ale nigdy dot¹d nie odpowiedzia³aœ, dlaczego na to pozwalasz.Wiêc proszê, dzisiaj odpowiedz.- Twoje zuchwalstwo roœnie, Raladan.- Moje zuchwalstwo? Moje zuchwalstwo, pani? Wiêc w takim razie mo¿e bêdê mniej zuchwa³y, chlej¹c rum, mo¿e rozpêtam jak¹ bójkê i zadŸgam kogoœ no¿em? Spójrz na tych ludzi: czy nie jest zuchwalstwem to, czemu siê oddaj¹ na oczach kapitana okrêtu?Skinê³a g³ow¹ i opar³a siê o nadburcie tu¿ przy nim.- Wiêc dobrze, dzisiaj ci odpowiem.Ci ludzie byli bici batem na wszystkich statkach, na jakich s³u¿yli.W imiê zachowania dyscypliny.Mieli pod³e ¿arcie, a za picie ch³ostano do nieprzytomnoœci.Przyszli do mnie, bo tu jest inaczej.- Ale¿ jest, jest inaczej! - szyderczo wskaza³ szmatê na maszcie.- To jest ¿agiel? Tracimy pó³ wiatru, nie mówi¹c o sterownoœci.Ale ci pijacy zapomnieli nawet, jak siê wi¹¿e wêz³y.Na innych statkach, pani, s³u¿yli za psi grosz.Tutaj s³u¿¹ za z³oto.To wystarczy, byœ zawsze mia³a chêtnych do za³ogi.- Byæ mo¿e.Ale nie chcê, by s³u¿yli mi tylko dla z³ota.Patrz, Raladan.Ci ch³opcy pij¹ moje zdrowie.Istotnie dostrze¿ono j¹ z kasztelu i ktoœ rykn¹³: „Niech ¿yje!”.Kilku pijaków podjê³o okrzyk; podjêliby zreszt¹ ka¿dy inny.Reszta wy³a pieœñ o portowej dziwce, ktoœ domaga³ siê g³osu, ktoœ rumu.Ale ona s³ysza³a tylko to, co chcia³a s³yszeæ, i Raladan poj¹³, ¿e jego uwagi nie zdadz¹ siê na nic.Podj¹³ jeszcze jedn¹ próbê:- Twój ojciec, pani.- rzek³, wiedz¹c, jak bardzo chce dorównaæ mu w s³awie.Przerwa³a.- Mój ojciec by³ królem wszystkich mórz, Raladan.Ale jestem jego córk¹, Raladan, krew z krwi.I nie muszê go naœladowaæ.Sama wiem, co mam robiæ, by zostaæ jego godn¹ nastêpczyni¹.I nie przeszkadzaj, jeœli nie potrafisz pomóc.Skin¹³ g³ow¹.- Masz jednak siostrê, pani.Tak¿e krew z krwi Demona.O ile wiem, naœladuje go w wielu sprawach.Zmarszczy³a brwi, ale zaraz wzruszy³a ramionami.- Riolata? - rzek³a z uœmiechem.Pilota przeszy³ mimowolny dreszcz.To imiê sprowadza³o nieszczêœcie na ka¿dego, kto je wymówi³.Bezkarnie mog³a to robiæ tylko Lerena.I Ridareta.- Riolata.- powtórzy³a z namys³em.- Kocham j¹, Raladan, czujê jej radoœci i smutki.Ale tylko jedna z nas mo¿e byæ nastêpczyni¹ ojca.Jeœli Riolata pope³nia b³êdy.có¿, krótsza bêdzie rywalizacja.Pilot nie odpowiedzia³.- Dok¹d p³yniemy, pani? - zapyta³ po d³ugiej chwili.- Przed siebie? Zapyta³bym pierwszego lub drugiego oficera, ale nie mianowa³aœ ich dot¹d - pozwoli³ sobie na jeszcze jeden przytyk.- Dobrze, ¿e jest chocia¿ kucharz.Rozeœmia³a siê g³oœno.- I pilot, nieprawda¿? Mam dzisiaj dobry dzieñ, naprawdê! I tylko dlatego puszczam mimo uszu wszystkie te z³oœliwostki.Ale ta niech bêdzie ostatnia.P³yniemy do Dorony, Raladan.Muszê wiedzieæ, czy Berer by³ jedynym ogarem Riolaty.25- Chyba za wczeœnie, bym ci odkry³a wszystkie moje plany.Riolata zaœmia³a siê.Spowa¿nia³a zaraz, patrz¹c z zadum¹.- Chocia¿ pozosta³ tylko rok.Milcza³a przez chwilê.- Dobrze, Askarze! - powiedzia³a wreszcie.- Mo¿e warto mieæ do kogoœ pe³ne zaufanie?- Nie zawiodê ciê! - zapewni³ ¿arliwie.- Oczywiœcie, ¿e nie zawiedziesz.Ale zaraz spojrza³a z t¹ zimn¹ wzgard¹, której tak nie znosi³.- Zreszt¹, choæbyœ zawiód³.Przeszkodziæ nie zdo³asz.Choæbyœ tr¹bi³ na ca³y œwiat o wszystkim, co dziœ us³yszysz, któ¿ ci uwierzy? Krótkie zreszt¹ by³oby to tr¹bienie.- Nie zawiodê - powtórzy³ z gorycz¹.- Nie musisz mnie straszyæ.- Dobrze, wiêc pos³uchaj, albo raczej: popatrz.Podesz³a do wielkiej, stoj¹cej pod œcian¹ skrzyni i unios³a wieko.Wyjê³a pod³u¿ny, ciê¿ki pakunek i po³o¿y³a na stole.Rozwinê³a naoliwione szmaty.- Czy wiesz, co to jest?Askar patrzy³ zdziwiony.- Broñ?- Broñ - potwierdzi³a z zadowoleniem.- Broñ ognista, podobnie jak dzia³o.Ale niewielka, jak widzisz.Skin¹³ g³ow¹.- Wiem ju¿.S³ysza³em, ¿e czyniono próby pos³u¿enia siê czymœ takim.Chyba w Armekcie.Chyba w samym Kirlanie?.- To prawda.Uznano, i¿ rzecz jest nieprzydatna.Przesun¹³ d³oni¹ po ¿elazie.Lubi³ broñ.Jego legioniœci zawsze o ni¹ dbali.Dziêki tej dba³oœci, a tak¿e dyscyplinie i œwietnemu wyszkoleniu, jego garnizon uznano niedawno za najlepszy w ca³ej prowincji.- Tak w³aœnie by³o - potwierdzi³.- Obawiam siê.- Nie obawiaj siê, Askarze.Zobacz - wskaza³a palcem - to jest hak.Tamta broñ go nie mia³a.Banda g³upców, niechêtnych wszelkim nowinkom, odrzuci³a ideê, zamiast j¹ rozwin¹æ.S³ucha³, coraz bardziej zaintrygowany.- A tymczasem pocisk wystrzelony z tej broni przebija wszystkie zbroje i tarcze.Widzia³eœ kiedyœ tarcze cesarskiej ciê¿kiej piechoty? - za¿artowa³a.Uœmiechn¹³ siê.Nosi³a je po³owa jego ludzi.- Be³t z kuszy te¿ je przebija - ci¹gnê³a.- Ale grzêŸnie i dalej ju¿ nie leci.Natomiast pocisk z tej hakownicy i owszem.- Jak, kiedy i przeciwko komu lub czemu zamierzasz tego u¿yæ?Ujrza³a b³yski w jego oczach i uœmiechnê³a siê znowu.- Po kolei - jeszcze raz podesz³a do skrzyni.- Najpierw: jak.Wyci¹gnê³a coœ, co wygl¹da³o jak deska z wyciêciem na górze.Ustawi³a deskê na pod³odze, podpieraj¹c dwiema mocnymi ¿erdziami.- To jest kozio³, o który zaczepia siê hak - wskaza³a hakownicê.- W ten sposób zostaje z³agodzony ciê¿ar broni, strza³ jest celniejszy, no i strzelec mo¿e ustaæ na nogach po oddaniu go.W polu trzeba dwóch ludzi: jeden dŸwiga dwie hakownice, drugi kozio³.W ³atwym terenie broñ mo¿na transportowaæ na wozach.W twierdzy kozio³ nie jest potrzebny, wystarcz¹ blanki murów.Pomyœl teraz, co mo¿na by zrobiæ, maj¹c dwieœcie hakownic do u¿ycia w polu i dalszych dwieœcie do obrony twierdzy?Krêci³ g³ow¹.- Musia³bym to wypróbowaæ.Ale jeœli jest tak, jak mówisz, to daj mi dziesiêæ sztuk tej broni, a wyszkolê ci dwie setki ludzi w trzy miesi¹ce.- W³aœnie na to liczê.- Ale sk¹d chcesz wzi¹æ tak¹ iloœæ broni? - zapyta³.- Dziesiêæ sztuk wystarczy do szkolenia, ale do niczego wiêcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl