[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Albo wszystko byłoby takie same.Albo.co?Po raz pierwszy odkąd był chłopcem, John nie miał gotowej odpowiedzi.Z rosnącym lękiem podał karabin Winnowi, wziął sondę i podszedł do ciężkich stalowych drzwi, pokrytych cienką warstwą topiącego się lodu.Wprowadził kod i czekał.Lód rozprysnął się jak szkło, gdy drzwi z odbezpieczonym zamknięciem otworzyły się do środka.Fuentes wszedł przed niego z karabinem, gotowym do strzału.W obawie przed możliwym atakiem przeczesywał pomieszczenie.Oddychając wydychali kłęby pary.Byli w chłodni.Fuentes wzdrygnął się, gdy światło latarki padło na rząd nagich ciał umieszczonych na zwisających z sufitu półkach.Setki kobiet i mężczyzn.W rzędach po dziesięć, W każdym rzędzie ciała całkowicie identyczne.- Terminatorzy - wyszeptał Fuentes z palcem niespokojnie zaciśniętym na spuście.John szybko przeszedł wzdłuż rzędu syntetycznych ciał i zawahał się.Przebiegał wzrokiem twarze.Nie, nie tutaj.Popatrzył na drugi rząd.Nieznajome.I wtedy.Zatrzymał się przy kolejnym rzędzie.Był pełen identycznych, znajomych twarzy.Szerokie, brutalnie przystojne rysy wywołały wspomnienia.To był on.Dawno temu i daleko stąd, jeszcze przed Dniem Sądu, gdy świat był całkiem zdrowy i kolorowy.Oczy Johna płonęły z emocji.W pewnym sensie było to równie niedobre jak z Kyle'm.Fuentes podszedł do niego, jego poważny głos przywołał Johna do rzeczywistości:- Zamierzam wysadzić to wszystko.Wtedy zauważył wyraz twarzy Johna:- Co to jest?John stał obok najbliższego Terminatora.Oczy cyborga były zamknięte.Ale on nie spał.On czekał.John odwrócił się do Fuentesa i powiedział przenikliwym szeptem:- Problem z podróżami w czasie jest taki, że się nie kończą.Nawet jeśli się skończą.Podszedł do stojącego przy wejściu Winna.Fuentes zobaczył jak pokazuje na jednego z Terminatorów i wdaje się w kilkuminutową rozmowę na tematy techniczne, których on sam nie rozumiał.Przecież to nie miało sensu.Wszak wygrali.Lecz, czy naprawdę?Zwiastun burzyACTON, CALIFORNIATeraz3:14 ranoDana Shore marzył o młodszej siostrze swojej żony.Było to wyjątkowo niebezpieczne nie tylko ze względu na to, co mogłyby takie myśli spowodować, ale także dlatego, że właśnie kierował dużym kenworthem, ciągnikiem siodłowym z przyczepą, po niebezpiecznym zjeździe w gwałtownie gęstniejącej mgle.Drażnił się wyobrażając sobie jak wyglądają piersi Denis, kiedy nagle błysk czerwonych tylnych świateł samochodu pojawił się w osiadającej mgle.Dana rąbnął nogą w pedał.Hydrauliczne hamulce zapiszczały i zasyczały zamykając obwód.Ciężarówka błyskawicznie przetoczyła się po drodze, opony zdarły asfalt z niewiarygodną siłą potęgowaną przez trzydzieści osiem ton zamrożonego w chłodniach przecieru.Skręcając niezdarny samochód zdarł metal i skrzywił się, gdy ładunek zmienił mu kierunek jazdy.Po nagłym zastrzyku adrenaliny Dana miał wyraźną wizję swojej ciężarówki robiącej salto niczym wściekły skorpion.Niosącą ze sobą z niewiarygodną siłą jego kabinę poprzez pobocze głównej drogi Numer 14 tylko po to, aby rozbić się na Skałach Vasqueza.Ale tej nocy miał szczęście.Opony trafiły na suche miejsce i wóz zatrzymał się na dobre.Ciężarówka zadrżała i skręciła, ale nie wypadła z drogi, mijając w ostatniej chwili powolny samochód.Dana chwycił kurczowo kierownicę.Oddychał krótko i nieregularnie.Stwierdził, że ani chybi był to znak od Boga.Przestań myśleć o zdradzaniu swojej żony z jej osiemnastoletnią siostrą, bo inaczej.Westchnął, kiedy zauważył wystający z mgły niczym latarnia morska znak wskazujący zjazd z autostrady do Sierra.Jego noga parę razy dotknęła delikatnie hamulca, zmuszając olbrzyma do zwolnienia, a następnie zjechania na pobocze, na parking należący do The Corral.Przy zajeździe dla ciężarówek było zaledwie kilka wolnych miejsc.Nietypowa letnia mgła zmusiła nocne hordy kierowców z autostrady Antelope do szukania schronienia w starych i rozlatujących się domkach.Dana zatrzymał się swoim gratem wzdłuż podobnego trucka, po czym zeskoczył na dół, przemęczony, z obolałym tyłkiem.Zatrzasnął drzwi i powlókł się w kierunku jaskrawo oświetlonej baro-restauracji, rozpinając mokrą od potu koszulę.Jezu - pomyślał, rzucając okiem na ścianę mgły leżącą ponad autostradą - myślałby kto, że ochłodzi się trochę.Ale oddychać było coraz trudniej.Gęste powietrze wydawało się przybierać na wadze kiedy zmierzał do wejścia.Było duszno, jakby zaraz miało padać.W rzeczy samej, otwierając drzwi dostrzegł błysk światła odbity w szybie.Spojrzał w niebo.Mógł zobaczyć tylko mgłę zabarwioną na zielono i pomarańczowo od neonówki nad drzwiami.Wzruszył ramionami i wszedł do środka.Gdyby został chwilę dłużej, i spojrzał w kierunku swojej ciężarówki zamiast w niebo, zobaczyłby następny błysk, przeszywający przestrzeń między jego gratem a tym obok.Pomyślałby, że to ogniki św.Elma; i nie miałby racji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|