[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Z pewnym ociąganiem elfka poszła w stronę towarzysza.i zatrzymała się, kiedy bliski, ledwo słyszalny odgłos trzaskającej suchej gałązki ostrzegł ją, że ktoś lub coś się zbliżało.Vereesa nie odważyła się obudzić Falstada, gdyż straciłaby element zaskoczenia.Zamiast tego przeszła obok jeźdźca gryfów i jego wierzchowca, udając zainteresowanie mrocznym krajobrazem za nim.Usłyszała kolejne odgłosy poruszania się, z tego samego kierunku.Tylko jeden intruz? Może tak, może nie.Dźwięk mógł mieć na celu ściągnięcie ją w tamtą stronę, żeby nie odkryła innych wrogów oczekujących w ciszy.Ponownie cichy odgłos poruszania się.i następujący po nim dziki skrzek.Potężna postać wyskoczyła zza jej pleców.Vereesa już miała broń w ręku, jednak szybko zorientowała się, że tak zareagował gryf Falstada, nie żadna potworna istota z lasu.Podobnie jak ona, zwierzę usłyszało słabe odgłosy, ale w przeciwieństwie do elfki gryf nie musiał rozważać różnych opcji.Zareagował zgodnie z wyostrzonym instynktem swojego rodzaju.- Co się dzieje? - zapytał Falstad, zrywając się na równe nogi z dużą, jak na krasnoluda, łatwością.W ręku miał młot burzy, gotowy do walki.- Coś między tymi starymi drzewami! Twój gryf za nim ruszył!- Lepiej żeby tego nie zjadł, zanim będziemy mieli okazję zobaczyć, co to jest!W mroku elfka mogła zobaczyć ciemną sylwetkę gryfa, ale nie jego przeciwnika.Słyszała jednak krzyki inne niż te wydawane przez skrzydlatą bestię, krzyki, które nie brzmiały wcale jak wyzwanie.- Nie! Nie! Odejdź! Odejdź! Zejdź ze mnie! Smacznym kąskiem nie jestem!Oboje podążyli w stronę tych przeraźliwych okrzyków.Istota, którą gryf przygwoździł, wcale nie brzmiała groźnie.Głos przypominał elfce kogoś, ale zupełnie nie widziała, kogo.- Cofnij się! - zawołał Falstad do swojego wierzchowca.- Cofnij się, mówię! Słuchaj się!Skrzydlaty lew z początku wyraźnie nie miał ochoty podporządkować się rozkazom swego pana, jakby czuł, że to, co schwytał, należało do niego, i że nie można temu zaufać na tyle, żeby to wypuścić.Z ciemności za głową zwierzęcia słychać było pisk.Dużo pisków.Czyżby jakieś dziecko błąkało się samotnie pośrodku Khaz Modan? Z pewnością nie.Orki kontrolowały to terytorium przez lata! Skąd wzięłoby się takie dziecko?- Proszę, och, proszę, och, proszę! Uratujcie tego nieznaczącego nieszczęśnika przed tym potworem.Fuj! Jaki on ma śmierdzący oddech!Elfka zastygła.Żadne dziecko tak nie mówiło.- Cofnij się, do diaska! - Falstad uderzył wierzchowca po zadzie.Ten rozłożył skrzydła, zaskrzeczał gardłowo, a w końcu się wycofał, pozostawiając swoją ofiarę.Niska, żylasta postać wyskoczyła i natychmiast ruszyła w przeciwnym kierunku.Łowczyni jednak poruszała się jeszcze szybciej, podbiegła i chwyciła intruza, jak się okazało, za jedno długie ucho.- Au! Proszę, nie krzywdź! Proszę, nie krzywdź!- I co my tu mamy? - mruknął jeździec gryfów, przyłączając się do niej.- Nigdy nie słyszałem czegoś, co by tak piszczało! Ucisz je albo będę musiał je przebić! Sprowadzi nam na kark każdego orka w zasięgu słuchu!- Słyszałeś, co powiedział - powiedziała sfrustrowana elfka wyrywającej się postaci.- Cicho!Ich niechciany towarzysz uciszył się.Falstad sięgnął do sakiewki.- Mam tu coś, co pozwoli nam rzucić nieco światła na tę sprawę, elfia panienko, choć sądzę, że i tak już wiem, jakiego padlinożercę schwytaliśmy!Wyciągnął niewielki przedmiot, który, odłożywszy na bok młot burzy, potarł między mięsistymi dłońmi.Kiedy to robił, przedmiot zaczął słabo świecić.Po kilku dalszych chwilach, kiedy blask nasilił się, elfka uświadomiła sobie, że jest to jakiś kryształ.- Prezent od nieżyjącego towarzysza - wyjaśnił Falstad.Zbliżył świecący kryształ do ich więźnia.- Zobaczymy, czy miałem rację.ano, tak myślałem!Podobnie Vereesa.Ona i krasnolud schwytali jedno z najmniej godnych zaufania stworzeń, jakie żyły.Goblina.- Szpiegowałeś, co? - zagrzmiał towarzysz łowczyni.- Może powinniśmy cię teraz przebić i mieć spokój!- Nie! Nie! Proszę! Ten niegodny nie jest szpiegiem! Nie jestem przyjacielem orków! Tylko wypełniałem rozkazy!- Więc co tu robisz?- Chowam się! Chowam się! Widziałem smoka jak noc! Smoki lubią zjadać gobliny, wiesz! - Brzydka, zielonkawa istota powiedziała to ostatnie, jakby każdy powinien o tym wiedzieć.Smok jak noc?- Chodzi ci o czarnego smoka? - Vereesa przyciągnęła bliżej goblina.- Widziałeś go? Kiedy?- Niedawno! Przed zmrokiem!- Na niebie czy na ziemi?- Na ziemi! On.Falstad spojrzał na nią.- Nie możesz wierzyć słowu goblina, moja elfia damo! One nawet nie znają znaczenia słowa prawda!- Uwierzę mu, jeśli będzie w stanie odpowiedzieć na jedno pytanie.Goblinie, czy smok był sam, a jeśli nie, to kto z nim był?- Nie chcę mówić o zjadających gobliny smokach! - zaczął, ale jedno szturchnięcie ostrzem Vereesy wywołało powódź słów.- Nie sam! Nie sam! Miał ze sobą innego! Może do zjedzenia, ale najpierw do rozmowy! Nie słuchałem! Chciałem tylko uciec! Nie lubię smoków i nie lubię czarodziejów!- Czarodziejów? - wyrzucili z siebie elfka i Falstad.Vereesa starała się nie robić sobie zbyt dużych nadziei.- Ten czarodziej dobrze wyglądał? Nie był ranny?- Nie.- Opisz go.Goblin wyrywał się, wierzgając swoimi chudymi rękami nogami.Łowczyni jednak nie dała się zwieść pajęczym z wyglądu kończynom.Gobliny potrafiły być śmiertelnie niebezpieczne, posiadały siłę i spryt, które przeczyły ich niewielkim postaciom.- Czerwona grzywa, arogancki! Wysoki i odziany w granat! Nie znam imienia! Nie słyszałem imienia!Skromny opis, ale wystarczył.Jak wielu czerwonowłosych, wysokich czarodziejów odzianych w granatowe szaty mogło tu być, szczególnie w towarzystwie Skrzydeł Śmierci?- Wygląda na to, że to twój przyjaciel - odpowiedział Falstad, chrząkając.- Wygląda na to, że rzeczywiście miałaś rację.- Musimy za nim pójść.- W ciemnościach? Po pierwsze, moja elfia damo, wcale nie spałaś, a po drugie, choć ciemność zapewnia nam ochronę, sprawia też, że cholernie trudno jest zobaczyć cokolwiek innego, nawet smoka!Mimo iż Vereesa bardzo chciała od razu kontynuować poszukiwania, wiedziała, że krasnolud ma rację.Nie mogła jednak czekać do rana.Straci cenny czas.- Potrzebuję tylko paru godzin, Falstadzie.Daj mi tyle czasu i możemy ruszać.- Wciąż będzie ciemno, a gdybyś zapomniała, Skrzydła Śmierci może i jest duży, ale czarny jak noc!- Nie musimy wcale go szukać.- Uśmiechnęła się.- Wiemy przynajmniej, gdzie wylądował.to znaczy, jeden z nas wie.Oboje spojrzeli na goblina, który wyraźnie pragnął znajdować się gdzie indziej.- Skąd wiemy, że możemy mu zaufać? To nie plotka, że te zielone złodziejaszki są notorycznymi kłamcami!Łowczyni skierowała ostry koniuszek miecza w stronę gardła goblina.- Ponieważ ten tutaj będzie miał dwie możliwości.Albo pokaże nam, gdzie wylądowali Rhonin i Skrzydła Śmierci, albo potnę go na przynętę dla smoka.Falstad zaśmiał się.- Myślisz, że nawet Skrzydła Śmierci byłby w stanie strawić kogoś takiego jak on?Ich nieduży więzień zadrżał, a jego niepokojące żółte oczy bez źrenic rozszerzyły się ze strachu.Mimo bliskości miecza goblin zaczął podskakiwać do góry i dołu w zupełnie zwariowany sposób.- Chętnie wam pokażę! Naprawdę chętnie! Nie bójcie się smoków! Zaprowadzę was do waszego przyjaciela!- Ciszej, ty! - Łowczyni zacisnęła uchwyt na piekielnej istocie.- Albo będę musiała ci obciąć język
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|