[ Pobierz całość w formacie PDF ] .A teraz do roboty.Wstał z krzesła i ukląkł obok mnie.Nie było tu zbyt wiele wolnego miejsca.- Na wszelki wypadek zabezpieczymy się.- I przeciągnął pas bezpieczeństwa wokół mojego brzucha.Spróbowałem go kopnąć.Zrobił unik.Popatrzył na mnie spokojnie.- Nieładnie.właściwie mógłbym być na ciebie zły za takie zachowanie, ale to nie ma znaczenia.Teraz bądź już grzeczny.Podszedł do mnie z tyłu i sprawdził więzy.Z nosa leciała mu krew, ale nie był tego świadomy.- W porządku.Teraz bądź cierpliwy, to nie potrwa długo.Wrócił na miejsce i usiadł.Pochylił się trochę do przodu.Jego pasożyta miałem tuż przed oczami.Wydawało się, że Starzec śpi, ale wiedziałem, że tak nie jest.Na środku brązowej pokrywy pasożyta pojawiła się smuga.Patrzyłem na nią, a ona tymczasem powiększała się.W końcu była na tyle szeroka, że mogłem zobaczyć jego obrzydliwe, mieniące się ciało.Utworzyły się wyraźne dwie połowy.Wiedziałem, że pasożyt dzieli się i żeby mógł dokonać się akt nowych narodzin mój ojciec poniesie śmierć.Uświadomiłem sobie też, że zostało mi jakieś pięć minut wolności - właśnie rodził się mój nowy władca.Gdybym w jakikolwiek sposób mógł się uwolnić, nawet łamiąc sobie kości, zrobiłbym to.Ale nie miałem szansy.Starzec nie zwracał na mnie uwagi.Wydawało mi się, że jest nieprzytomny.Prawdopodobnie pasożyt w trakcie podziału traci kontrolę nad żywicielem.W końcu byłem już wykończony i przekonany, że nie uda mi się uwolnić z więzów.Widziałem wypływającą z pasożyta srebrną strugę.To znak, że podział jest prawie skończony.Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.Ręce miałem związane z tyłu, a do tego byłem ciasno przypięty pasem do krzesła, mogłem jednak poruszać nogami.Zsunąłem się w dół i z całej siły uderzyłem w tablicę rozdzielczą.Udało mi się w ten sposób włączyć maksymalne przyśpieszenie.Nie wiem, ile mieliśmy paliwa, ale zbiorniki na pewno nie były puste.Rzuciło nas na siedzenia.Ojca mocniej, gdyż nie zabezpieczył się pasami przed oszałamiającym pędem.Jego pasożyt odkryty i bezradny, znalazł się między dwoma płaszczyznami, które go miażdżyły.Widziałem, jak ojciec się męczy.Wyglądał, jakby dostał nagle skurczu wszystkich mięśni.Nagle odchylił się do przodu i mogłem zobaczyć jego twarz.Była wykrzywiona przez potworny ból.Wóz zaczął spadać.Siedziałem tam unieruchomiony i patrzyłem bezradnie.Gdyby nie bezwładnie leżące ciało ojca, dosięgnąłbym tablicy rozdzielczej i może mógłbym coś zrobić.Próbowałem, ale bez skutku.Przypuszczam, że tablica została zmiażdżona.Wskazówka wysokościomierza przechylała się powoli.Spadliśmy już na wysokość jedenastu tysięcy stóp.Po chwili - dziewięć, siedem, sześć.Były to ostatnie chwile życia.Na wysokości tysiąca pięciuset stóp radar z wysokościomierzem rozpadł się na połowę.Pas wrzynał mi się już w żołądek.Pomyślałem, że za chwilę przetnie mnie na połowę.Nagle uderzyliśmy o ziemię.Powoli zacząłem dochodzić do siebie, uświadomiłem sobie, że wszystko się kołysze.Udało mi się otworzyć oczy i rozejrzałem się wokół.Nad głową miałem podłogę wozu.Niespecjalnie jeszcze wiedziałem, gdzie jestem i co się stało.Po chwili przypomniałem sobie, jak lecieliśmy w dół i sam upadek.Zrozumiałem, że nie uderzyliśmy w ziemię, tylko w taflę wody.Ale było mi wszystko jedno.Nagle poczułem strach, kiedy pomyślałem o ojcu.Nade mną zwisał zerwany pas bezpieczeństwa.Nadal miałem związane ręce, a do tego wydawało mi się, że złamałem sobie ramię.Czułem ból przy każdym oddechu.Przestałem jednak zajmować się swoimi obrażeniami.Rozejrzałem się, by znaleźć ojca.Nie siedział już na krześle.Z wysiłkiem pokonując ból, odwróciłem głowę.Leżał tuż obok mnie.Jego ciało było zimne i zakrwawione.Byłem prawie pewien, że nie żyje.Spróbowałem przesunąć się w jego kierunku, pokonywałem tę odległość chyba z pół godziny.W końcu leżałem z nim twarzą w twarz, dotykając policzkiem jego policzka.Nie dawał żadnych znaków życia.- Tato - wyszeptałem - tato.Widziałem, że jego powieki drgnęły, ale nie otworzył oczu.- Synu, dziękuję ci.- Tato, obudź się! - Chciałem krzyczeć z rozpaczy.- Twoja matka - odezwał się znowu, ale cicho i niepewnie, jakby każde słowo sprawiało mu ból - byłaby z ciebie bardzo dumna.- Jego głos ucichł i słyszałem tylko ciężki oddech.- Tato.- Z całych sił starałem się nie płakać.- Nie umieraj.Nie dam sobie rady bez ciebie.Jeszcze raz popatrzył na mnie.- Dasz radę.Musisz.- Jego oczy zamknęły się powoli.Teraz już nie mogłem powstrzymać się od płaczu.Położyłem twarz na jego policzku, a moje łzy zmieszały się z krwią.ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTYWłaśnie wyruszamy na Tytana.Każdy z członków wyprawy pisze taki raport, na wypadek, gdyby coś się stało i mielibyśmy nie wrócić.Będą w nich zebrane wszystkie informacje na temat pasożytów, jakie uda nam się zdobyć.Bo teraz wiem, że Kelly miał rację.Nigdy już nie będzie tak jak przedtem.Pomimo całkowitego sukcesu zaplanowanej przeze mnie akcji, nikt nigdy nie będzie pewien, czy na Ziemi nie pozostał jakiś pasożyt.Nie dalej jak tydzień temu na Alasce zastrzelono jednego razem z jego żywicielem - niedźwiedziem polarnym!Wciąż będziemy musieli czuwać nad bezpieczeństwem ludzkości.Jeśli my nie wrócimy, na ziemię znowu przybędą latające talerze.Wiemy bowiem, że pasożyty żyją według kalendarza, w którym rok trwa dwadzieścia dziewięć lat ziemskich.Bardzo możliwe, że pasożyty są aktywne tylko w początkowej fazie „roku”.Miejmy nadzieję, że tak jest.Może dzięki temu nasza wyprawa okaże się sukcesem.Ale nie liczmy tylko na to.Wszyscy wyruszamy tam jako żołnierze.I mamy zamiar pokazać tym potworom jak wielki błąd popełniły, próbując dokonać inwazji na najbardziej twardą, podłą, zaciętą, bezlitosną i inteligentną formę życia w tym obszarze przestrzeni kosmicznej.Przekonają się, że jesteśmy istotami, które można zabić, ale nie pokonać.Mam nadzieję, że w jakiś sposób uda nam się uratować te małe człekopodobne Elfy.Nie mogliśmy ocalić żadnego z tych, które przyleciały na Ziemię w latających talerzach z pasożytami.Ale sądzę, że z nimi możemy dojść do porozumienia.One prawdopodobnie są naturalnymi mieszkańcami Tytana.Musimy za wszelką cenę wypracować sobie opinię bezwzględnych istot, przynajmniej w walce o własną wolność.Powinniśmy być gotowi do natychmiastowej walki, w każdej sytuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|