[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć zwał ociosanych kamieni na poły tarasował przejście, zdołali wspólnym wysiłkiem, zręcznością i cierpliwością przepchnąć transporter.Natomiast prowadzące w dół schody nie sprawiały już takich problemów.Były szerokie, z niższymi stopniami, więc schodziło się dość łatwo.Pomijając fakt, że szli i szli, jakby stopniom nie było końca.Odnosiła dziwne wrażenie, że ten od dawna opuszczony budynek został wzniesiony na podwalinach dawno zapomnianych przodków, podobnie jak Kuxortal.Odczuwali ulgę, że im niżej schodzili, tym stawało się chłodniej.Zass wciąż wyciągała łeb nasłuchując.Simsie wydawało się.że z bardzo daleka nadal dobiegają pokrzykiwania pozostałych zorsali.W ciemnościach zawsze zwykły pohukiwać i krzyczeć, gdyż.jak odkryła, coś we własnym głosie ułatwiało im omijanie przeszkód, których nawet ich przeszywające ciemność oczy mogły nie zauważyć.Thom ponownie włączył światło przy pasku.Kiedy dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała przez ramię w górę, spostrzegła, że otwór, przez który weszli, był już bardzo mały.Mimo to stopnie biegły dalej.Po jakimś czasie zrobili krótki postój.Wypili po kilka kropel wody i posilili się nieco, siedząc ramię w ramię na jednym ze stopni.Simsa przejrzała zapasy.Mogli iść naprzód tak długo, dopóki mieli wodę.lecz brak żywności oznaczał ich koniec.A gdzie tu, na tej wysuszonej ziemi uzupełnią zapasy? Te pokryte łuską stwory, którymi raczyły się zorsale? Zadrżała na wspomnienie ogromnego martwego potwora, wiszącego nad krawędzią klifu, który nazbyt wyraźnie stanął jej przed oczyma.W przeszłości jadała wiele rzeczy, których żaden mieszkaniec górnej części miasta nawet by nie tknął, ale nie to!— Dokąd idziemy? — spytała, choć wiedziała, że on nie jest w stanie udzielić jej lepszej odpowiedzi, niż przypuszczenia, jakie jej samej także przychodziły do głowy.— To mogą być pozostałości jakiejś wysuniętej wojskowej placówki.Jeśli tak jest, to może też istnieć połączenie przez podziemne korytarze z inną, większą fortyfikacją położoną gdzieś dalej.Podczas wojny takimi przejściami dostarczano zaopatrzenie.— Dlaczego tak głęboko? — Znów się odwróciła.Tamten otwór, teraz już strasznie daleko za nimi, zrobił się tak mały, że unosząc rękę mogła go zakryć kciukiem.Mimo to schody ciągnęły się dalej w dół.ponieważ kiedy Thom skierował światło w przód, jego promień nie ujawnił nic poza niekończącymi się kamiennymi stopniami.Bolały ją nogi.Wędrowali już przez całą noc i część dnia.Jak dużą część, tego nie potrafiła powiedzieć.Wiedziała, iż należy im się odpoczynek, a w głębi serca miała nadzieję, że nastąpi to niebawem.Przybysz chyba wyjął jej tę myśl z głowy, gdyż zaproponował:— Zejdźmy jeszcze pięćdziesiąt stopni.Jeśli tam nie będzie końca, odpoczniemy.Simsa podźwignęła się z westchnieniem.Szmaty zabezpieczające stopy były w strzępach.Prędzej, czy później będzie musiała użyć przypiętego do paska noża i odciąć kawałki z płaszcza, żeby je wymienić.Jedynym plusem tej sytuacji był fakt, że nie dokuczały im palące promienie słońca.W gruncie rzeczy…Podniosła głowę.Raz jeszcze, najgłębiej jak potrafiła, wciągnęła w płuca powietrze.— Wilgoć! — wrzasnęła tak przeraźliwie, jak jej zorsale.Słowo odbiło się dudniącym echem w ciemnościach i wróciło do niej, jakby przekazywane z ust do ust przez cały rząd Sims ustawionych wzdłuż schodów.Niewyraźna plama, jaką była w blasku lampy twarz Thoma, zwróciła się w jej kierunku.— Owszem — przytaknął.— Woda? — Jej zmęczenie zeszło na drugi plan.więc ochoczo stanęła na nogi.Podczas posiłku czułki Zass zwinęły się lekko, a ona sama pałaszowała część racji żywnościowej Simsy, protestując chrząkaniem przeciwko tak skąpej porcji.Teraz zwierzę przesunęło się ku przodowi transportera, a oba organy zmysłu wyprostowały się maksymalnie.Z głębi długiego, kudłatego gardła dochodził świergot zniecierpliwienia.Schodzili coraz niżej.Po przejściu pięćdziesięciu stopni jakie wyznaczył Thom, zatrzymali się.Mężczyzna przesunął słupem światła po ścianach.Widniały na nich plamy wilgoci, stanowiące pożywkę dla dziwacznych, białawych roślin, uformowanych w niezupełnie regularne kule.Wypuszczały one podobne do nitek włókienka, które przyczepiały się do każdego mokrego fragmentu ściany.Simsie nie podobał się ich wygląd, dlatego, gdy wyciągała rękę, żeby się podeprzeć, uważała by nie dotknąć żadnej z nich.Jej ciało było jednym wielkim bólem, nie mogła jednak zostać w takim miejscu, które w ogromnym stopniu oddziaływało na jej wrodzony instynkt samozachowawczy.Thom nie potrzebował ponaglać.Pokonali może z pięć szerokich, niskich stopni, kiedy krzyknął.Błysnęło światło.Jego blask oświetlił biegnącą poziomo drogę.Nareszcie koniec schodów! Wyczuwało się tu intensywniejszą wilgoć, lecz samo powietrze nie było cuchnące, ani zastałe.Simsa gwizdnęła, a z niewielkiej odległości nadeszła odpowiedź.Zaraz potem jeden z zorsali wpłynął na skrzydłach w strumień światła i zaczął krążyć nad jej głową.— Spójrz! — Ponad wszelką wątpliwość futerko na jego przednich kończynach lśniło od wody.Zwierzę widocznie odkryło właśnie jej źródło i to na tyle duże, aby się zamoczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl