[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Otóż to właśnie! westchnął pan Michał. Cóż robić! Zrabowano nas ze szczętem i zginiemy, jeśli nam Rzplita jakowych prowentów nie obmyśli zginiemy marnie! Cóż dziwnego, że człowiek, choć z natury i wstrzemięzliwy, lubi się napić w takich opresjach?Pójdzmy chyba, panie Michale, napić się po szklaneczce cienkusza, może się choć trochę pocieszymy.Tak rozmawiając doszli do Starego Miasta i wstąpili do winiarni, przed którą kilkunastu pachołków trzymałoszuby i burki pijącej w środku szlachty.Tam siadłszy za stołem kazali sobie podać gąsiorek i poczęli się naradzać,co im teraz po pobiciu Bohuna począć wypada. Jeśli się sprawdzi, że Chmielnicki, od Zamościa ustąpi i pokój nastanie, tedy kniaziówna już nasza mówiłZagłoba. Trzeba by nam jak najprędzej do Skrzetuskiego.Już go też nie opuścimy, póki się dziewczyna nie odnajdzie. Pewnie, że razem pojedziemy Ale teraz nie ma sposobu dostać się do Zamościa. To już wszystko jedno, byle nam Bóg pózniej poszczęścił.Zagłoba wychylił szklanicę. Poszczęści, poszczęści! rzekł. Wiesz, panie Michale, co ci powiem? Co takiego? Bohun zabit!Wołodyjowski spojrzał ze zdziwieniem: Ba, któż wie lepiej ode mnie? %7łeby ci się ręce świeciły, panie Michale! Ty wiesz i ja wiem: patrzyłem, jakeście się bili, patrzę na waćpanateraz i przecie muszę sobie ciągle powtarzać, bo mi się czasem zdaje, że to tylko sen takowy miałem.Co za troskaubyła! co za węzeł twoja szabla przecięła! Niechże cię kule biją! Bo dalibóg, że i wypowiedzieć to się nie da.Nie,nie mogę wytrzymać! pójdz, niech cię jeszcze raz uściskam, panie Michale! Zali uwierzysz, że gdym cię poznał,pomyślałem sobie: At! chłystek! a tu piękny chłystek, co Bohuna tak pochlastał! Nie ma już Bohuna, ni śladu, nipopiołu, zabit na śmierć, na wieki wieków amen!Tu Zagłoba począł ściskać i całować Wołodyjowskiego, a pan Michał rozczulił się, jakby właśnie Bohunażałował; w końcu jednak uwolnił się z objęć pana Zagłoby i rzekł: Nie byliśmy przy jego śmierci, a twarda to sztuka nuż wyżyje? Na Boga, co waćpan mówisz! rzekł Zagłoba. Gotówem jutro jechać do Lipkowa i najpiękniejszy pogrzebmu sprawić, byle tylko umarł. I po co waść pojedziesz? Przecie go rannego nie dobijesz.A z szablą to tak bywa: kto nie puściducha od razu, ten najczęściej się wyliże.Szabla to nie kula. Nie, nie może być! Już przecie rzęzić zaczynał, gdyśmy wyjeżdżali.O, wcale nie może być! Samemmu rany opatrywał.Piersi miał roztworzone jako wierzeje.Dajmy mu już spokój, bo wypatroszyłeś go jakzająca.Nam trzeba do Skrzetuskiego jak najprędzej, jemu pomóc, jego pocieszyć, bo zamrze od zgryzotyze szczętem. Albo mnichem zostanie; sam mnie to mówił. Co dziwnego? I ja bym na jego miejscu to uczynił.Nie znam zacniejszego kawalera, ale też inieszczęśliwszego nie znam.Oj, ciężko go Bóg doświadcza, ciężko! Przestań już waszmość mówił trochę pijany Wołodyjowski bo nie mogę łez utrzymać. A jaż to mogę! odparł Zagłoba. Taki zacny kawaler, taki żołnierz.a i ona! waćpan jej nieznasz.robaczek to taki kochany!.Tu zawył pan Zagłoba niskim basem, bo istotnie bardzo kochał kniaziównę, a pan Michał wtórował mu trochęcieniej i pili wino zmieszane ze łzami, a potem, spuściwszy głowy na piersi, siedzieli czas jakiś posępnie, ażwreszcie Zagłoba uderzył pięścią w stół. Panie Michale, czemu my płaczemy! Bohun zabit! A prawda rzekł Wołodyjowski. Cieszyć się nam raczej wypada.Kpami będziemy, jeśli jej teraz nie odszukamy. Jedzmy rzekł wstając pan Michał. Napijmy się! poprawił Zagłoba. Bóg da, że jeszcze ich dzieci będziem do chrztu trzymali, a wszystkodlatego, żeśmy Bohuna usiekli. Dobrze mu tak! dokończył Wołodyjowski nie postrzegając się, że już pan Zagłoba dzieli się z nim zasługąuśmiercenia Bohuna.R O Z D Z I A A XIVNa koniec zabrzmiało Te Deum laudamus w warszawskiej katedrze i pan siadł na majestacie , huczały działa,biły dzwony i otucha poczęła wstępować we wszystkie serca.Przecie minął już czas bezkrólewia, czas zawichrzeńi niepokojów, tym straszniejszy dla Rzeczypospolitej, iż przypadł w chwilach powszechnej klęski.Ci, co drżeli namyśl grożących niebezpieczeństw, teraz, gdy elekcja odbyła się nad podziw zgodnie, odetchnęli głęboko.Wielomzdawało się, iż bezprzykładna wojna domowa minęła już raz na zawsze i że nowo obranemu panu pozostaje tylkosąd nad winnymi.Jakoż nadzieję tę podtrzymywało i zachowanie się samego Chmielnickiego.Kozacy podZamościem, szturmując zaciekle do zamku, głośno jednak oświadczali się za Janem Kazimierzem.Chmielnicki słałprzez księdza Huncla Mokrskiego listy pełne poddańczej wierności, a przez innych posłańców pokorne prośby ołaskę dla siebie i wojska zaporoskiego.Wiedziano też, że król, zgodnie z polityką kanclerza Ossolińskiego, pragnieznaczne Kozakom poczynić ustępstwa.Jak niegdyś przed piławiecką klęską wojna, tak teraz pokój był nawszystkich ustach.Spodziewano się, że po tylu klęskach Rzeczpospolita odetchnie i pod nowym panowaniem zewszystkich ran się wygoi.Nareszcie wyjechał Zmiarowski z listem królewskim do Chmielnickiego i wkrótce rozeszła się wieść radosna, żeKozacy ustępują spod Zamościa, ustępują aż na Ukrainę, gdzie spokojnie czekać będą rozkazów królewskich ikomisji, która rozpatrzeniem ich krzywd ma się zająć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|