[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.pozostawić za sobą.Mogłem odejść, a one nie podążą za mną.Zlepun warknął przez sen.Położyłem dłoń na jego boku, ciesząc się, że jest tak bliskomnie ciałem i umysłem.Nie aprobował mojej wizyty w kamieniołomie, nie podobałamu się wędrówka wzdłuż drogi Mocy.Jeszcze bardziej zaniepokoiło go to, że chciałemponownie odwiedzić kamienny ogród.94 Usłyszałem cichy stuk butelki o krawędz kubka, gdy Błazen znów nalewał nam bran-dy.Jego milczenie było dla mnie zaproszeniem do dalszego opowiadania. Smoki wróciły tam, gdzie po raz pierwszy je ujrzeliśmy.Las znów nimi zawład-nął, skrywając je w wysokich trawach i owijając zielonymi pnączami.Wyglądały równiepięknie i niesamowicie jak wtedy, kiedy je odkryliśmy.I były równie nieruchome.W baldachimie listowia w tych miejscach, gdzie po przebudzeniu z drzemki wzbi-ły się w niebo, żeby walczyć za Kozie Księstwo, ziały dziury.Strumienie światła wpada-ły przez te otwory, przeszywając gęstwinę i złocąc słonecznym blaskiem każdego smo-ka.Kroczyłem między nimi i tak jak wówczas, w pogrążonych w głębokim śnie po-sągach wyczuwałem słabe echo magii Rozumienia.Odnalazłem rogatego smoka kró-la Roztropnego i odważyłem się dotknąć dłonią jego barku, ale wyczułem tylko pięk-nie rzezbione łuski, zimne i twarde jak kamień, z którego je wykuto.Były tam wszyst-kie: i smok-odyniec, i skrzydlaty kot, wszystkie te najdziwniejsze stworzenia wyrzezbio-ne przez Najstarszych i kręgi Mocy. Widziałem też smoka z dziewczyną. Uśmiechnąłem się. Zpi spokojnie.Onajest teraz pochylona i czule obejmuje ramionami jego kark.Obawiałem się jej dotknąć: zbyt dobrze pamiętałem jej głód wspomnień i to, jak po-żywiła się moimi.Być może obawiałem się także odzyskać te wspomnienia, które kie-dyś jej oddałem.W milczeniu przeszedłem obok niej, lecz Zlepun obszedł ją szerokimłukiem, jeżąc sierść i szczerząc białe kły.Wilk wiedział, czego naprawdę szukałem. Szczerego  rzekł cicho Błazen. Szczerego  przytaknąłem. Mojego króla.Westchnąłem i podjąłem opowieść.Znalazłem go.Kiedy zobaczyłem turkusową skórę Szczerego, lśniącą w miłym cie-niu letniego popołudnia, Zlepun usiadł z podwiniętym ogonem i nie chciał podejść bli-żej.Czułem poprzez jego milczenie chęć pozostawienia mnie moim własnym myślom.Powoli podszedłem do Szczerego.Serce waliło mi jak młotem i podchodziło do gardła.Oto w ciele stworzonym z Mocy i kamienia śpi człowiek, który był moim królem.Todla niego zniosłem ciężkie ciosy, po których aż do śmierci pozostaną mi blizny na cielei duszy.Mimo to, gdy podchodziłem do tej nieruchomej postaci, miałem łzy w oczachi marzyłem o tym, żeby jeszcze raz usłyszeć jego głos. Szczery?  zapytałem ochrypłym głosem.Serce wyrywało mi się do niego,Rozumieniem i Mocą szukałem mego króla.Oparłem dłonie o jego zimny bark i przy-cisnąłem czoło do kamienia.Wyczułem go, lecz tylko jako odległy i nikły cień tego, kimkiedyś był.Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że dotknąłem słońca, nadstawiającdłoń pod jeden z jego promieni przeszywających baldachim liści. Szczery, proszę cię  błagałem, wkładając w to każdą kroplę posiadanej Mocy.Kiedy doszedłem do siebie, leżałem w pobliżu smoka, a Zlepun siedział obok mniena straży.95  Nie ma go  powiedziałem bezradnie. Nie ma króla Szczerego.Pochyliłem głowę i załkałem, opłakując mojego króla tak, jak jeszcze nigdy od tegodnia, gdy jego ludzka postać znikła, stapiając się ze smoczą.Przerwałem moją relację i wypiłem łyk nalanej mi przez Błazna brandy.Odstawiłemkubek i zauważyłem, że trefniś bacznie mi się przygląda.Przysunął się bliżej i blask pło-mieni złocił mu twarz, lecz nie odsłaniał tego, co kryło się na dnie jego oczu. Chyba dopiero wtedy w pełni zdałem sobie sprawę, że moje dawne życie ległow gruzach.Gdyby Szczery pozostał w ludzkiej postaci, gdyby wciąż żył i mógł być moimtowarzyszem w Mocy, chyba chciałbym być Bastardem Rycerskim z rodu Przezornych.Jednak kres istnienia mojego króla był również moim końcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl