[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Zapomniała o zastępach maszerujących ulicami, zapomniała o obrazie królewskiego majestatu, zapomniała d całym świecie w obliczu zagrożenia dla jej czci niewieściej.Czuła tylko wstyd i przerażenie, gdy mocarne ramiona poczęły miażdżyć jej opierające się ciało.Pośpieszająca odległym korytarzem Salome uśmiechnęła się jadowicie, kiedy do jej uszu dobiegł przeciągły krzyk desperacji, wprawiający w drżenie pałacowe mury.2.Nogawice i koszula młodego wojownika splamione były zaschniętą krwią, mokre od potu i pokryte kurzem.Krew sączyła się z głębokiej rany na udzie, z cięć na piersiach i ramionach.Pot kroplił się na jego wykrzywionej wściekłością twarzy, palce zwierały kurczowo na kapie przykrywającej łoże.Słowa młodzieńca wyrażały cierpienie większe nawet niż ból cielesny:- Ona musiała oszaleć! - powtarzał wciąż i wciąż, jak ktoś ogłuszony okropnym i nieprawdopodobnym wydarzeniem.- To musi być zły sen! Taramis, uwielbiana przez naród, sprzedaje lud swój temu diabłu z Koth! O Isztar, czemu nie poległem! Lepiej paść w boju niż żyć i widzieć, jak nasza królowa zdrajczynią się stała i wszetecznicą.- Leż spokojnie, Waleriuszu - błagała dziewczyna obmywająca i bandażująca drżącymi dłońmi jego rany.- Och, błagam, leż spokojnie, najdroższy! Rozjątrzysz swe rany, a nie poważyłam się wezwać cyrulika.- Nie czyń tego! - jęknął ranny młodzian.- Czarnobrode diabły Konstancjusza będą przeszukiwać domy, polując na rannych Khauran; na gardle pokażą każdego, kto ranami swymi da świadectwo, iż przeciw nim stawał.Och, Taramis, jak mogłaś zdradzić lud, który cię ubóstwiał! - Waleriusz rzucał się na łożu, szlochając z wściekłości, a przerażona dziewczyna uchwyciła go w ramiona i przycisnęła rozpaloną głowę młodzieńca do piersi błagając, by się uspokoił.- Lepsza śmierć niż poniżenie, jakie stało się dziś udziałem Khauran - jęknął Waleriusz.- Zali ty też to widziałaś, Igvo?- Nie, kochany.- Jej miękkie, czułe dłonie pracowały znowu, czyszcząc i opatrując driakwią zionące rany.- Zbudził mnie gwar bitewny dobiegający z ulicy; wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Shemitów wycinających naszych rodaków; w chwilę potem dosłyszałam od strony bocznych drzwi twe słabe wołanie.- Dotarłem do kresu wytrzymałości - wymamrotał ranny.- Padłem w zaułku obok domu i nie miałem siły wstać.Wiedziałem, że znajdą mnie szybko, jeśli tam pozostanę.Zabiłem trzy czarnobrode bestie - na Isztar! Nigdy nie splugawią swymi stopami ulic Khauranu: piekielne strzygi pożerają teraz ich serca!W obawie, że uniesienie może zaszkodzić rannemu, Igva nachyliła się nad nim i zamknęła swymi jego usta.Ale żar gorejący w jego duszy nie pozwolił mu spocząć.- Nie byłem na murach, gdy Shemici wtargnęli do miasta - wybuchnął znowu.- Spałem w koszarach z innymi wolnymi od służby, gdy tuż przed świtem wpadł kapitan z pobladłą twarzą, przy mieczu i w zbroi.„Shemici w mieście!” obwieścił; „Królowa przyszła pod południową bramę i rozkazała, by ich wpuścić.Ludziom, którzy byli na murach, od kiedy Konstancjusz wszedł w granice, nakazała opuścić posterunki.Nie pojmuję tego, tak jak i nikt inny tego nie rozumie, ale słyszałem, jak wydawała rozkazy, tedy usłuchaliśmy, jak to zawsze czynimy.Mamy rozkaz, by zgromadzić się na placu przed pałacem; przykazano nam sformować kolumny przed koszarami i pozostawiwszy tu rynsztunek maszerować do pałacu.Tylko Isztar wie, co to znaczy, ale taki jest rozkaz królowej”.- Gdy stanęliśmy na placu, Shemici już czekali, uszykowani w czworoboki - dziesięć tysięcy ciężkozbrojnych, czarnobrodych diabłów - a ludzkie głowy wyzierały ze wszystkich drzwi i okien.Ulice wiodące na plac wypełniały tłumy otumanionego pospólstwa.Taramis stała na pałacowych schodach, a towarzyszył jej jeno Konstancjusz, kręcący wąsa jak wielki tłusty kot, który właśnie pożarł wróbla.Lecz pięćdziesięciu shemickich łuczników z napiętymi cięciwami stało szeregiem u stóp schodów; powinni tam stać królewscy gwardziści, ci wszelako byli stłoczeni na placu wraz z nami i równie jak my zdumieni; przyszli jednak uzbrojeni - wbrew rozkazowi królowej.- Taramis przemówiła do nas; rzekła, iż powtórnie rozważyła oświadczyny Konstancjusza - choć jeszcze wczoraj w przytomności całego dworu rzuciła mu w twarz jego propozycję - i że postanowiła uczynić go królewskim małżonkiem.Nie wyjawiła powodów zdradzieckiego wpuszczenia Shemitów do miasta; powiedziała atoli, iż skoro Konstancjusz ma pod swymi rozkazami zaciężnych wojowników, armia Khauranu przestaje być potrzebna, i dlatego rozpuszczoną będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|