[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przodkowie Xuthalczyków nauczyli się wszakże tak sporządzać jej sok, by sprowadzała nie śmierć, lecz sny, sny fantastyczne, cudowne - i od tamtej pory żyją jedynie w owych snach.Budzą się niekiedy - jedzą, piją, kochają się - i znowu wracają w te swoje sny, pozostawiając nie tknięte uczty, zastawione stoły.Trafiliście zapewne na taką właśnie ucztę.- A co oni jedzą? - przerwał jej Conan.- Anim pól tu nie widział, ani winnic.Gdzież są ich sady, ich obory?- Och, to są mędrcy, a raczej ich przodkowie prawdziwymi byli mędrcami.Sporządzają pożywienie z prostych elementów, czerpiąc wprost ze słońca, wody i powietrza.Umieli tworzyć doprawdy z niczego, dopóki nie wpadli w nałóg snów lotosowych.Na szczęście zanim to nastąpiło, zbudowali pośrodku pustyni to wspaniałe miasto.Czyście zauważyli owe świecące klejnoty? Dość taki kamień potrzeć palcem, by zaczął świecić.Dość potrzeć w przeciwnym kierunku, by zgasł.A to jedynie szczątek ich starodawnej mądrości, która niemal wszystka poszła w zapomnienie.Po cóż im zresztą mądrość, skoro śpią i śpią, a sen ich podobny jest śmierci.- Więc i ów przy bramie - zapytał Cymmeryjczyk - jeno spał?- Ależ tak, bez wątpienia! Człek pogrążony w lotosowym śnie jest niczym umarły.Ciała spoczywają jakby martwe, a tymczasem dusze wędrują po egzotycznych gościńcach sennych rojeń.Ów nieszczęśnik u bramy był wartownikiem - otóż widzicie, jak oni wypełniają swe obowiązki! - panuje bowiem z dawien dawna obyczaj, który każe trzymać wartę u bram, choć jeszcze nigdy od czasu założenia miasta nie przedostał się tu przez pustynię żaden wróg.Trzymają więc wartę u bram, a raczej śpią pod bramami.- A gdzież owe setki, o których mówiłaś? - dopytywał się Conan.- Gdzież owi ludzie?- Śpią - rzekła - śpią na sofach, na jedwabnych otomanach, na futrach puszystych, na poduszkach z atłasu, śpią z rękami skrzyżowanymi na piersiach, nieruchomi pod lśniącymi welonami snu.Barbarzyńca wzdrygnął się, pomyślawszy, że oto setki ciał leżą wokół niego bez ruchu i szeroko otwartymi, szklistymi oczyma wpatrują się w sufity komnat bogato zdobionych, spowitych w ciszę i mrok.- A powiedz mi, cóż to za cień porwał jednego z nich?Wyraz grozy pojawił się na pięknym obliczu Stygijki.- To był Thog, starożytny bóg, który mieszka głęboko pod ziemią.Nikt nie wie, czy przybył wraz z pierwszymi ludźmi, czy już był tutaj, gdy oni zakładali miasto.Od wieków mieszkańcy Xuthalu czczą go jako boga.Większość czasu śpi gdzieś w otchłani, ale gdy głód poczuje - budzi się i tajemnymi korytarzami wychodzi na żer.O, wówczas biada tym, których napotka na drodze!Natala aż jęknęła z przerażenia i objęła Conana za szyję z taką siłą, jakby już teraz stawiała opór wszelkim przyszłym zakusom oderwania jej od olbrzymiego barbarzyńcy.- Na Croma! - zaklął osłupiały Cymmeryjczyk - jakże to? Więc oni leżą pośnięci jak barany, gdy ich ten demon pożera?- Odmówiłbyś bogu należnej mu ofiary? W Stygii ludzie składali obiatę na ołtarzu najwyższego kapłana i tam również nikt nie był pewien dnia ani godziny.Więc czy to kapłan składa bogu ofiarę, czyli sam bóg po nią przychodzi - czyż nie wszystko jedno?- O! - wykrzyknął z gniewem barbarzyńca.- U nas się takich ofiar nie składa! Na Croma! Chciałbym ujrzeć kapłana, co by się ośmielił złożyć w ofierze choćby jednego Cymmeryjczyka! Krew by się polała, ale krew kapłana!- Tyś barbarzyńca! - roześmiała się Thalis - prawdziwy barbarzyńca! Ale Thog to bardzo stary bóg, krwawy, zwyczajny ofiar bóg, nie zapominaj o tym!- A cóż to za naród - mruczał z gniewem Conan - żeby leżeć i spać, gdy się wie, że zbudzić się można w brzuchu potwora!- Taki już ich żywot - uśmiechnęła się Thalis.- Od niepamiętnych czasów żywił się nimi Thog.Niegdyś były ich tysiące, dziś są jeno setki.Jeszcze kilka pokoleń i wszyscy zostaną zjedzeni, zaś Thog będzie musiał poszukać innego żeru albo zstąpić do otchłani, skąd się był wyłonił.- Xuthalczycy wiedzą, jaki koniec im pisany, ale nie myślą o ucieczce, a tym mniej o walce, albowiem już dawno pogodzili się z losem.Dacie wiarę, że od kilku pokoleń nikt z nich nie oddalił się od murów na tyle, by stracić je z oczu? Wiem ze starożytnych map pergaminowych, rysowanych przez ich przodków, że o dzień drogi stąd w kierunku południowym znajduje się oaza, a o dzień następny - zielone, bujne łąki.Już od trzech pokoleń nie był tam nikt z Xuthalczyków.Oni są niczym mimozy, zgubiły ich lotosowe sny.Mają złociste wino o cudownych właściwościach, które goi rany, a nawet zdolne jest wlać świeży ogień w żyły najbardziej znudzonego rozpustnika - więc raczą się owym winem i śpią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl