[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lunęło ostro, a ponieważ zapowiadała się dłuższa ulewa, wszyscy przenieśliśmysię pod osłonę drzew.Zmienny i silny wiatr nie pozostawiał wątpliwości - wkrótce wszyscybędziemy przemoczeni.Błyskawice przecinały powietrze wokół iglic, oświetlając co chwila cały teren imuszę przyznać, że ta nocna, burzowa sceneria zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie.Zerknąłem na niewielką polankę oświetloną przez moment jasną błyskawicą.Niezobaczyłem nic.Po chwili zajaśniało ponownie.Tym razem ujrzałem kogoś lub coś naśrodku polany.- Tam ktoś jest! - zawołałem do pozostałych, wyciągając jednocześnie pistolet.Wszyscy zaczęli nerwowo się wpatrywać w otwartą przestrzeń, jednak polanka byłapusta.Zwrócili przeto wzrok na mnie, ale ja nie ustępowałem.- Tak ktoś b y ł - zapewniałem.- Nie miewam halucynacji.Włączyłem zasilanie pistoletu na pełną moc.Jeszcze jedna błyskawica i znów pojawiła się ta sama postać - wysoka, szczupłapostać ludzka w długiej, czarnej pelerynie z kapturem.Na pewno nie był to żołnierz.Zauważył ją również któryś z moich towarzyszy.Po chwili już wszyscy patrzyli nerwowo naprzybysza.Postać stała tam najwyrazniej celowo, po to, by wszyscy mogli ją zobaczyć.Po chwilijednak powoli zbliżyła się do nas.Stanęła pośrodku i przyjrzała się nam po kolei.Zauważyłem jedynie twarz ludzką pod tym kapturem i praktycznie nic więcej.- Na południu jest burza - wreszcie odezwała się któraś z kobiet.- Niszczyciel buduje - odpowiedziała nieznajoma osoba głębokim, żeńskim głosem,po czym skinęła głowią i spytała: - Czy to już wszyscy?- My tutaj i tamta dziewczyna - odpowiedział człowiek - robak. - Jestem Frienta - przedstawiła się nowo przybyła.- Przykro mi bardzo, żemusieliście czekać, ale na drodze jest mnóstwo patroli i wolałam poczekać na nadejścieburzy, która dałaby mi niejaką osłonę.- Czy należysz do organizacji Korila? - spytałem.- Mistrz Koril jest bez wątpienia wto wszystko zaangażowany, choć sama organizacja nie należy ani do niego, ani do nikogoinnego - odpowiedziała Frienta stanowczym tonem.- Niemniej musimy wydostać was i setkiwam podobnych z tego rejonu, a to jest olbrzymi problem logistyczny.Więcej niż połowanaszych ludzi została już pochwycona lub zabita, a i wam samym ciągle jeszcze zagraża dużeniebezpieczeństwo.Musimy szybko dotrzeć do punktu zbornego.Rozejrzała się ponownie.- Czy jesteście w stanie podjąć długi marsz w tym deszczu?Młoda kobieta o całkiem ludzkim wyglądzie i człowiek - diabeł jęknęli.Frientaprzyjrzała się im, po czym popatrzyła na człowieka - robaka.- Jak szybko możesz się poruszać?- Dam sobie radę - zapewnił.- Im jest hardziej wilgotno, tym dla mnie wygodniej.- No cóż, w takim razie, nasz sukces zależy od waszej dwójki - popatrzyła na Darvę ina mnie.Jesteście najwięksi.Czy moglibyście nieść tych dwoje?Spojrzałem na Darvę, która wzruszyła tylko ramionami.- Dlaczego by nie? - odparłem.- Ale muszą się mono trzymać.Człowiek - diabeł groteskowo wykrzywił twarz, co, jak przypuszczam, miało wyrażaćwdzięczność.Młoda kobieta natomiast była bardzo nerwowa i niepewna.- No, chodz już, wejdz na mój grzbiet i postaraj się przyjąć jak najwygodniejsząpozycję - powiedziałem, starając się, by głos mój brzmiał bardzo przyjaznie.- Nie truję i niegryzę, przynajmniej tych, którzy są po mojej stronie, a jazda na oklep w tym błocie na pewnojest lepsza od pieszej wędrówki.Człowiek - diabeł nie miał najmniejszych problemów z zajęciem miejsca na grzbiecieDarvy, chociaż, sądząc po jej minie, musiał ważyć więcej, niż na to wyglądał.Frientapodeszła do dziewczyny.- No, chodz.Pomogę ci.Ta druga zerknęła na mnie.- Nie.nie wiem.Może lepiej już pójdę pieszo.- Nie mam czasu ani cierpliwości,by walczyć z takimi uprzedzeniami - powiedziała ta obca kobieta.- Ty też nie jesteś w pełni człowiekiem, o czym świadczą najlepiej te dwa rogi.Młoda kobieta cofnęła się raptownie, najwyrazniej zaskoczona stanowiskiem osoby,którą uważała za swego jedynego sprzymierzeńca.Zdałem sobie nagle sprawę zgwałtownego rozbłysku  wardenków" w ciele tej ciemnej kobiety i wyczułem informacjęprzepływającą z jej wyciągniętego ramienia w kierunku przerażonej dziewczyny.Było to tak,jak gdyby tysiące, a być może miliony cieniutkich jak pajęczyna nici energii połączyło tedwie istoty. Po chwili dziewczyna chwiejnym krokiem podeszła do mnie i wspomagana przezFrientę wspięła się na mój grzbiet i chwyciła się mocno.Frienta pokiwała głową, cofnęła się iwyrysowała w powietrzu dłonią kilka znaków.- W porządku - powiedziała, najwyrazniej usatysfakcjonowana.- Będziesz tam takdługo, dopóki cię nie uwolnię!- Ruszamy! - zwróciła się teraz do wszystkich.- Podążajcie za mną jak najszybciej!To nie jest odpowiedni czas, by przebywać dłużej w jednym miejscu!Wyczuwałem sztywność ciała kobiety na moim grzbiecie i dlatego odezwałem się doFrienty:- Jesteś czelem.- Pomniejszym - odparła króbko.I po tej odpowiedzi ruszyła w ciemną i nasiąkniętą deszczem dżunglę, a mypodążaliśmy za nią.Podróż była długa i męcząca, ale udało nam się utrzymać niezłe tempo.Frienta, którejtwarzy ani razu wyraznie nie widziałem i której ciało zamaskowane było czarną peleryną,okazała się wyjątkowo szybka i zwinna, a poza tym - najwyrazniej niestrudzona.Dodatkowyciężar był jednak bardzo męczący i dla Darvy, i dla mnie, ale nie mieliśmy wyboru.Człowiek- robak i Hemara utrzymywali tempo, pomimo niesprzyjających warunków, chociaż taknaprawdę żadne z nas nie było do takich warunkóv dostosowane.Frienta wydawała sięwyczuwać, kiedy jedno czy więcej spośród nas było zmęczone i musiało odpocząć, wzwiązku z czym przerwy były odpowiednio dobrane i o wiele rzadsze niż byśmy sobie tegożyczyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl