[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Dziecko jest coraz chudsze - rzekła Michcia.- A to skuli tego, iż nic nie je, to przeklęte synczysko! Ja ci pokażę! Zaraz mi to zjedz i nie siedź taki krzywy! Niech cię diabli wezmą!W Porębie mieszkał niejaki pan Skowronek.- Gdy ten kiedyś umrze, - powiedział Stanik - to spadkobiercy się ucieszą.Ma z pewnością forsy jak lodu pod łóżkiem w kartonowych skrzyniach.Kiedy miał siedemnaście lat, miał wypadek w kopalni.Zasypało go, obcięło mu nogi i odtąd już nie urósł, ale za to pobierał piękną rentę.Czterdzieści lat regularnie każdego miesiąca sto dwadzieścia marek, nie pije, nie pali, piękny kąsek grosza musiał na bok odłożyć.Pan Skowronek mieszkał wtedy u krewnych w izdebce, zaraz przy kuchni.Musiał za to bulić osiem marek miesięcznie, a za jedzenie cztery marki tygodniowo.Łatwo obliczyć, ile się tego mogło uzbierać w ciągu czterdziestu lat.Prali mu bieliznę i zamiatali izbę za darmo, bo liczyli na ten spadek.Nosił zawsze binokle, gors z krawatem, zawsze czysto.W kamizelce dewizka ze srebrnym zegarkiem, a kiedy usiadł na brzegu stołu, wyglądał jak radca.Czytał co tydzień gazetę, dawniej również polską, ale teraz została zakazana.Umiał się dobrze wysławiać po niemiecku, rozumiał doskonale po polsku.Inteligent! Wszystko, co było zawiłe, stanowiło dla niego dziecinną igraszkę: rozwiązywanie zagadek, budowanie zamków z pudełek po cygarach, sklejanie arkuszy do wycinania i naprawa budzików.Nie miał tylko narzędzi do małych zegarków, mówił.Pan Skowronek już jako młodzieniec sprawił sobie rower.Łatwo mu to wtedy przyszło, bo był samotny i nie musiał swoich pieniędzy oddawać.Ale od czasu tego wypadku nie mógł jeździć i teraz rower stał obok szafy w jego pokoju, codziennie wycierał go chusteczką do nosa, nikt nie mógł się do niego zbliżyć i co trzy tygodnie go oliwił.- Za sam rower można dostać dwadzieścia, trzydzieści marek - powiedział Stanik.- Słyszałem o takim przypadku, że w Ameryce milionerzy mają być jacyś tacy komiczni.W Bobrku też taki jeden mieszkał.Całe życie szporował.Nie ożenił się, nie miał przyjaciół, nie pił, nie kurzył.Kiedy umarł, odsunęli łóżko, a tam leżały całe kartony pełne banknotów tysiącmarkowych i dziesięciotysięcznych, ino że to były pieniądze inflacyjne.Ale dajmy na to, że do inflacji by nie doszło i wtedy spadkobiercy mogliby sobie nabić kabzy na całe stulecia.Człowieku! Powiem ci, że z tym Skowronkiem to też tak będzie, jak on żyje! Wszyscy tylko czyhają na tę jego forsę.Czy wiesz, że my Cholonkowie jesteśmy z nim spokrewnieni w prostej linii? Dziecko kuzynki naszej matki ożenione jest w Wilkowicach Małych z jego siostrzeńcem trzeciego stopnia.W niedzielę ubierzesz dziecko w czyste rzeczy, przedstawię mu je! Starzy ludzie są zawsze dobrzy dla małych dzieci, a po ich śmierci przychodzi często niespodzianka, bo ustanawiają w testamencie dziecko jedynym spadkobiercą.Mnie najbardziej chodzi o te skrzypce, które posiada.To z pewnością stradivari! Mają ponad pięćset lat.Zeszłego roku pisali w gazecie, że znaleźli jedne w chlewie, a gdy je zbadali, okazało się, że są warte miliony.Powiem mu, bracie, że nasz synek ma zostać muzykantem i bierze już lekcje.A kiedy już się znajdą na naszym fortepianie, mój kochany, to dopiero będzie szyk!W niedzielę Adolfa pięknie wystrojono.- I żebyś mi nie przekrzywiał mycki, bo ci łapy obetnę, i nie zrób mi wstydu u wujka Skowronka! - powiedziała Michcia.Krewni próbowali pozbyć się Stanika z dzieckiem już w kuchni.Czyhających na spadek było tu dosyć.Pan Skowronek siedział za stołem i wydawał dźwięki, jakby spirytusem płukał gardło.Nauczył się mówić niskim głosem, żeby ukryć mały wzrost, i podczas mówienia przyciskał podbródek do krtani.Przez to jego siwe włosy odstawały z tyłu jak u gołębia.Wkładał chętnie kciuki do rękawów kamizelki i dobywał z siebie głęboki śmiech.Pilnował, żeby nikt się z nim nie spoufalał, bo już zmiarkował, o co im wszystkim chodziło: o spadek!Stanik rozmawiał z nim po polsku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|