[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaciągnąłem zasłony i obszedłem wszystkie pokoje, dotykając rzeczy, wmawiając sobie, że jeszcze razsprawdzam, czy nic nie zginęło i doskonale wiedząc, dlaczego to robię.Obszedłem mieszkanie raz, obszedłemdrugi i za każdym razem podchodziłem coraz bliżej i bliżej małego biurka w saloniku, tego z komputerem.Chciałem to zrobić,jednocześnie nie chciałem i w końcu, po trzech kwadransach krążenia, uległem sileprzyciągania.Kręciło mi się w głowie i pomyślałem, że skoro mam pod ręką krzesło, to na nim usiądę, a skorojuż usiadłem, dlaczego nie miałbym włączyć komputera, a skoro już włączyłem komputer.Jeszcze nie pora! Nie jestem gotowy!Oczywiście nie miało to żadnego znaczenia.Byłem gotowy czy nie, co to za różnica.Ważne, że gotowy był on,mój nieproszony doradca.14Byłem prawie pewny, że to on, ale tylko prawie, a nigdy dotąd nie robiłem tego na pół gwizdka.Byłemosłabiony, odurzony, na wpół chory z podniecenia, niepewności i świadomości, że to zupełnie nie tak, że robiębardzo zle.Ale teraz samochodem kierował on, stamtąd, z tylnego siedzenia, i to, jak się czułem, było nieważne,ponieważ on, zimny, chętny i gotowy, czuł się znakomicie.Rósł, rozpychał mnie od środka, wyglądał zzakamarków jaszczurczego mózgu Dextera, z każdą chwilą potężniał tak bardzo, że mogło to się skończyć tylkow jeden sposób, a skoro tak, musiałem zadowolić się tym, co miałem pod ręką.Znalazłem go przed kilkoma miesiącami, ale po krótkotrwałej obserwacji uznałem, że pewniejszy jest ksiądz, żeten może zaczekać, aż nabiorę całkowitej pewności.Jakże się myliłem.Bo nagle okazało się, że nie może czekać ani sekundy.112Mieszkał przy małej ulicy w Coconut Grove.Kilka przecznic od jego obskurnego domku ciągnęło sięslumsowate blokowisko dla czarnych, osiedle z tanimi knajpami, grillami i paroma rozpadającymi siękościołami.Kilkaset metrów w przeciwnym kierunku mieszkali milionerzy w swoich przerośniętych,nowoczesnych, otoczonych koralowymi murami willach.Ale Jamie Jaworski mieszkał dokładnie pośrodku, wdomu, który dzielił z milionem palmowych żuków i najbrzydszym psem, jakiego kiedykolwiek widziałem.Mimo to nie mógł pozwolić sobie nawet na taki.Był woznym w gimnazjum Ponce de Leon i o ile wiedziałem,nie miał innych zródeł dochodu.Pracował na pół etatu, tylko trzy dni w tygodniu, co być może wystarczyłobymu na życie, ale na pewno na nic więcej.Oczywiście nie interesowały mnie jego finanse.Interesował mnie fakt,że odkąd zaczął pracować w Ponce de Leon, nastąpił mały, jednak zauważalny wzrost liczby zaginięć wśróduczących się tam dzieci.A konkretnie wśród dwunasto-, trzynastoletnich jasnowłosych dziewczynek.Jasnowłosych.To ważne.Nie wiedzieć czemu, policja często prze-oczała takie szczegóły, tymczasem ja od razuje zauważałem.Może było to niepoprawne politycznie.Bo nie sądzicie, że dziewczynki ciemnowłose iciemnoskóre powinny mieć takie same szanse jak te jasnowłose, żeby ktoś mógł je uprowadzić, zgwałcić, anastępnie poćwiartować przed kamerą?Jaworski był ostatnią osobą, która widziała zaginione.Policja rozmawiała z nim, a jakże.Zatrzymali go, przezcałą noc przesłuchiwali i nic z niego nie wyciągnęli.Oczywiście musieli przestrzegać drobnych wymogów prawnych.Na przykład na tortury patrzono ostatnio dość niechętnie  z reguły.A bez argumentów siłowychJamie Jaworski nigdy nie pochwali się swoim hobby.Ja bym się nie pochwalił.Ale wiedziałem, co robi.Gwarantował dziewczętom bardzo szybką i ostateczną karierę filmową.Byłem tegoprawie pewny.Nie znalazłem ich zwłok i nie widziałem, jak to robi, ale wszystko pasowało.A w Inter-necieudało mi się znalezć kilka nader pomysłowych zdjęć trzech zaginionych aktorek.Nie robiły wrażeniauszczęśliwionych, chociaż to, co na nich wyczyniały, powinno sprawiać radość, tak przynajmniej słyszałem.8 - Demony dobrego Dextera 113Nie miałem dowodu, że autorem zdjęć jest Jaworski.Ale pod zdjęciami widniał numer skrytki pocztowej zpołudniowego Miami, ledwie kilka minut drogi od gimnazjum.Poza tym Jaworski żył ponad stan.Zresztą byłoto zupełnie nieistotne, ponieważ z tylnego siedzenia dochodził coraz silniejszy głos, który przypominał, że czasucieka, że w tej sprawie pewność nie jest aż tak strasznie ważna.Martwił mnie tylko ten wstrętny pies.Psy zawsze były problemem.Nie lubią mnie i często nie pochwalają tego,co robię, zwłaszcza że nie dzielę się z nimi łakociami.Musiałem go jakoś obejść.Może Jaworski wyjdzie zdomu.Jeśli nie, trudno, zakradnę się do środka.Przejechałem przed jego domem trzy razy, ale nie wpadłem na żaden pomysł.Potrzebowałem łutu szczęścia, i toszybko, bo czułem, że Mroczny Pasażer każe mi zaraz zrobić coś na chybcika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl