[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przeklinałaś mnie już przedtem - powiedział poważnie.- Pamiętasz? Większość życia spędziłem w cieniu twego prze­kleństwa.Pod wieloma względami łatwiej byłoby mi umrzeć przed laty: Baerd i ja zabici w próbie zabójstwa tyrana w Chiarze.może nawet jakimś cudem udałoby się nam go zabić.Czy wiesz, że często o tym rozmawialiśmy po nocach, każdej nocy, kiedy jako chłopcy mieszkaliśmy w Quilei? Układaliśmy dzie­siątki planów zabójstwa na Wyspie.Marzyliśmy o tym, jak to po śmierci będziemy kochani i szanowani w prowincji, której nazwa została przywrócona dzięki nam.Jego głos był cichy, prawie hipnotyczny w swej miarowości.Devin zobaczył, że Danoleon siada w drugim fotelu.Twarz mieniła mu się emocjami.Pasithea wciąż była jak marmur: bez wyrazu i zimna.Devin przysunął się cicho do ognia, daremnie usiłując opanować dreszcze.Erlein wciąż tkwił przy oknie.Znowu cicho grał na harfie, dobywając z niej pojedyncze nuty i przypadkowe akordy, nie splatające się wyraźnie w żad­ną melodię.- Ale podrośliśmy - ciągnął Alessan i w jego głosie pojawiło się napięcie, straszliwa potrzeba bycia zrozumianym.- W wi­gilię letniego przesilenia Marius z naszą pomocą został w Qui­lei dorocznym królem.Kiedy potem rozmawialiśmy we trójkę, mówiliśmy już inaczej.Baerd i ja zaczęliśmy się uczyć pew­nych prawd o władzy i o świecie.Wtedy wszystko się dla mnie zmieniło.Zaczęło narastać coś nowego, myśl, marzenie więk­sze i sięgające głębiej niż próba zabicia tyrana.Wróciliśmy do Dłoni i zaczęliśmy podróżować.Tak, jako muzycy.I jako rze­mieślnicy, kupcy, raz jako lekkoatleci w roku Igrzysk Triady, jako murarze i budowniczowie, ochrona senziańskiego bankie­ra, marynarze na tuzinie różnych statków handlowych.Ale za­nim jeszcze zaczęły się te podróże, matko, zanim jeszcze wrócili­śmy przez góry na pomoc, wszystko się dla mnie zmieniło.W końcu pojąłem, jaki ma być cel mojego życia.Co trzeba zrobić albo spróbować zrobić.Wiesz o tym ty, wie o tym Danoleon; napi­sałem ci przed laty o moim nowym celu z prośbą o błogosławień­stwo.To była taka prosta prawda: żeby ten cały półwysep znów mógł być wolny, musimy pokonać obu tyranów naraz.Wtedy jego żarowi przeciwstawił się głos matki - głos ostry, nieprzejednany, zawzięty:- Pamiętam.Pamiętam dzień, kiedy przyszedł ten list.I je­szcze raz powiem ci to, co napisałam wtedy do tej ladacznicy w Certando: chciałeś kupić wolność Corte, Astibaru i Tregei kosztem imienia Tigany.Kosztem naszego istnienia na świe­cie.Kosztem wszystkiego, co mieliśmy i czym byliśmy przed nadejściem Brandina.Kosztem zemsty i naszej dumy.- Naszej dumy - powtórzył Alessan tak cicho, że ledwo go było słychać.- Och, ta nasza duma.Rosłem, wciąż słysząc o naszej dumie, matko.Ty mnie jej uczyłaś, nawet bardziej niż ojciec.Później jednak, już jako mężczyzna, nauczyłem się cze­goś więcej.Na wygnaniu.Nauczyłem się o dumie Astibaru.O dumie Senzio, Asoli i Certando.Nauczyłem się, w jaki spo­sób duma zniszczyła Dłoń w roku przybycia tyranów.- Dłoń? - zapytała piskliwym głosem Pasithea.- A czymże jest Dłoń? Kawałkiem ziemi.Skała, ziemia i woda.Czymże jest półwysep, że mielibyśmy się o niego martwić?- A czymże jest Tigana? - zapytał bez ogródek Erlein di Senzio.Jego harfa milczała.Pasithea zmiażdżyła go wzrokiem.- Pomyślałabym, że związany czarodziej powinien to wie­dzieć! - rzekła zjadliwie, chcąc go zranić.Devin aż zamrugał, zaskoczony jej bystrością - nikt nic nie powiedział o Erieinie, domyśliła się tego w ciągu kilku minut z rozproszonych prze­słanek.Powiedziała:- Tigana to kraj, gdzie Adaon legł z Micaelą, kiedy świat był młody, gdzie obdarzył ją miłością oraz dzieckiem, a samo dziec­ko i jego następców boskim darem mocy.Teraz świat daleko odbiegł od owej nocy, a ostatni potomek tamtego związku znaj­duje się w tym pokoju z całą przeszłością jego narodu przecie­kającą mu przez palce.- Pochyliła się nieco.Jej szare oczy płonęły, a głos wzniósł się oskarżycielsko: - Przeciekającą mu przez palce.Jest i głupcem, i tchórzem.Stawką jest o wiele więcej niż wolność półwyspu dla jednego pokolenia!Opadła na oparcie, kaszląc i wyjmując z kieszeni chustkę z niebieskiego jedwabiu.Devin zobaczył, że Alessan zrobił ruch, jakby chciał się podnieść z kolan, ale nie zmienił pozycji.Jego matką wstrząsnął atak kaszlu i zanim Devin odwrócił wzrok, zauważył, że kiedy odjęła chustkę od ust, jedwab był zabarwiony na czerwono.Klęczący obok niej na dywanie Ales­san pochylił głowę.Erlein di Senzio, znajdujący się po drugiej stronie pokoju, być może za daleko, żeby dostrzec krew, powiedział:- Czy mam ci może opowiedzieć legendy o wyższości Sen­zio? Astibaru? Wysłuchasz mojej pieśni o Eannie na Wyspie, formującej gwiazdy z miłosnego uniesienia dzielonego z bo­giem? Czy wiesz, że Certando utrzymuje, iż jest sercem i du­szą Dłoni? Pamiętasz carlozzian? Nocnych Wędrowców w górach przed dwustu laty?Siedząca w fotelu kobieta wyprostowała się i wbiła w niego wzrok.Bojąc się jej, nienawidząc za wypowiadane słowa, za­chowanie i to, co robiła swemu synowi, Devin czuł się jednak malutki w obliczu tak wielkiej odwagi i siły woli.- Ależ o to właśnie chodzi - powiedziała trochę ciszej, oszczę­dzając siły.- To jest właśnie sedno sprawy.Nie dostrzegasz tego? Ja te opowieści pamiętam.Pamięta je każdy, kto ma ja­kieś wykształcenie albo bibliotekę, pamięta je każdy głupiec, który kiedykolwiek słyszał sentymentalne pojękiwania truba­durów.Można usłyszeć dwadzieścia różnych pieśni o Eannie i Adaonie na zboczach Sangariosa.Ale nie o nas.Nie rozu­miesz? Już nigdy więcej o Tiganie.Kto zaśpiewa o Micaeli pod gwiazdami nad morzem, kiedy my odejdziemy? Kto zostanie, żeby o tym zaśpiewać, kiedy wymrze jeszcze jedno pokolenie?- Ja - odezwał się Devin z rękoma opuszczonymi po bokach.Zobaczył, że Alessan podnosi głowę.Pasithea odwróciła się, by spojrzeć zimno na Devina.- My wszyscy - powiedział tak stanowczo, jak tylko potra­fił.Popatrzył na księcia, a potem zmusił się do spojrzenia na umierającą kobietę, miotaną nieposkromionym poczuciem dumy.- Cała Dłoń jeszcze usłyszy tę pieśń, pani.Dlatego że twój syn nie jest tchórzem.Nie jest jakimś próżnym głupcem, szukającym szybkiej śmierci i płytkiej sławy.Próbuje osiągnąć coś większego i uda mu się to.Coś się wydarzyło tej wiosny i właśnie dlatego zrobi on to, co zaplanował: uwolni półwysep i przywróci światu imię Tigany.Skończył, ciężko dysząc, jakby brał udział w wyścigu.Po chwili poczuł, że czerwienieje ze wstydu.Pasithea bren Serazi śmiała się.Szydziła z niego, a jej kruche, szczupłe ciało aż się trzęsło na fotelu.Jej wysoki śmiech zmienił się w kolejny atak kaszlu.Ponownie pojawiła się błękitna chustka, a kiedy księż­na ją chowała, znów było na niej sporo krwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl