[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Podejrzewała, że mógł być dezerterem, kryminalistą lub nawet uciekinierem z obozu jenieckiego.Mieszkając na wyspie zapominało się, że inni ludzie mogą okazać się wrogami.Cieszyła się z widoku nowej twarzy i jakiekolwiek podejrzenia wydały się jej niesprawiedliwe.“A może – pomyślała z niechęcią – bardziej niż inne kobiety znajduję przyjemność w spotkaniu przystojnego mężczyzny." Szybko odsunęła tę myśl od siebie.Bzdura, kompletna bzdura.Był tak zmęczony i chory, że nie stanowił dla nikogo żadnego zagrożenia.Nawet na lądzie chyba nie odmówiono by mu pomocy, gdyby pojawił się taki ubłocony i półprzytomny.Kiedy poczuje się lepiej, po prostu o wszystko go wypytają i jeśli jego wersja przybycia na wyspę okaże się trochę podejrzana, dzięki radiostacji Toma zawsze mogą porozumieć się z lądem.Skończyła zmywać i cicho zakradła się na górę, żeby rzucić na niego okiem.Spał zwrócony twarzą w stronę drzwi i kiedy zbliżyła się, natychmiast otworzył oczy.Znowu zauważyła trwający ułamek sekundy wyraz strachu.– Proszę się nie obawiać – wyszeptała.– Sprawdzam tylko, czy wszystko jest w porządku.Przymknął oczy bez słowa.Lucy zeszła na dół.Ubrała siebie i Jo w nieprzemakalne płaszcze i wysokie kalosze.Kiedy wyszli na zewnątrz, deszcz padał wielkimi strugami i wiatr ostro zacinał.Spojrzała na dach, sprawdzając, ile dachówek zniszczył sztorm.Uginając się szła pod wiatr w stronę skalistego urwiska.Mocno trzymała rączkę Jo bojąc się, że wichura porwie gdzieś malca.Chwilę później zaczęła żałować, że wyszła z domu.Deszcz wdarł się za kołnierz jej płaszcza i dostał się nawet do butów.Jo pewnie też cały przemókł.Pomyślała, że nic się jednak nie stanie, jeśli parę minut dłużej zostaną na deszczu.Lucy chciała dojść do plaży.Kiedy w końcu wspięli się na szczyt pochyłości, zrozumiała, że zejście na plażę jest całkiem niemożliwe.Wąskie drewniane przejście było śliskie od deszczu i bała się, że idąc w takim wietrze, straci równowagę i spadnie na położoną sześćdziesiąt stóp niżej plażę.Musiała się zadowolić samym jej widokiem.Olbrzymie fale, każda wielkości małego domu, toczyły się z ogromną szybkością.Przecinając plażę fala wznosiła się jeszcze wyżej – grzbiet jej zawijał się niczym znak zapytania – i wreszcie rozbijała się u stóp skały.Piana rozprysnęła się wysoko nad skalnym wzniesieniem i widząc ją Lucy cofnęła się, a Jo wydał okrzyk zachwytu.Lucy usłyszała śmiech chłopca tylko dzięki temu, że schował się w jej ramionach i trzymał usta blisko jej ucha, szum wiatru i morza zagłuszał bowiem wszelkie odgłosy.Było coś niesamowitego w widoku rozszalałego żywiołu, kiedy stało się prawie na krawędzi skały.Poczucie bezpieczeństwa mieszało się ze świadomością zagrożenia, dreszcz zimna przechodził w pot wywołany strachem.Było to niezwykłe, a w życiu Lucy zdarzało się bardzo mało niezwykłych rzeczy.Miała już wracać do domu, bojąc się o zdrowie małego Jo, kiedy nagle zobaczyła łódź.Nie była to już oczywiście łódź, tylko ogromne kawały drewna, które kiedyś tworzyły pokład i kil.Unosiły się porozrzucane po skałach, przypominając z tej odległości zapałki.Lucy zrozumiała, że łódź, która się rozbiła, musiała być duża.Jeden człowiek na pewno z trudem dawał sobie radę z jej prowadzeniem.Szkody, jakie morze czyniło dziełu rąk ludzkich, były ogromne.Lucy na próżno, wypatrywała dwóch połączonych kawałków drewna.Na Boga, w jaki sposób ten człowiek przeżył to wszystko?Wzdrygnęła się na myśl, jak okrutnie fale i skały mogły potraktować ciało człowieka.Jo zauważył, że spochmurniała i szepnął jej do ucha: – Chodźmy do domu.Odeszła szybko od brzegu i pobiegła błotnistą drogą w stronę farmy.Kiedy znaleźli się w ciepłym wnętrzu, zdjęli przemoczone płaszcze, czapki, buty i powiesili je w kuchni.Lucy poszła na górę i jeszcze raz zajrzała do pokoju nieznajomego.Tym razem nie otworzył oczu.Spał spokojnie, ale podejrzewała, że przedtem obudził się i kiedy poznał jej kroki na schodach, zamknął oczy, zanim zdążyła otworzyć drzwi.Zaczęła przygotowywać gorącą kąpiel.Oboje z Jo przemokli do suchej nitki.Rozebrała chłopca i wsadziła go do wanny, potem pod wpływem nagłego impulsu zdjęła mokre ubranie i weszła razem z nim.Gorąca kąpiel była prawdziwym błogosławieństwem.Zamknęła oczy i odprężyła się.Jak cudownym uczuciem była świadomość, że jest we wnętrzu ciepłego domu, gdy burza w szale bezsilności atakuje kamienne ściany farmy.Życie stało się nagle interesujące, po trzech latach monotonii.Jedna tylko noc sprowadziła sztorm, wrak rozbitej łodzi i tajemniczego mężczyznę.Chciała, żeby nieznajomy szybko się obudził i opowiedział jej trochę o sobie.Nadeszła pora gotowania obiadu dla domowników.Postanowiła przyrządzić pieczeń baranią.Wyszła z wanny i wytarła się starannie ręcznikiem.Jo pochłonięty był puszczaniem na wodę małego gumowego kota.Lucy przyjrzała się własnemu odbiciu w lustrze, szczególnie rozstępom na brzuchu, jakie pozostawiła ciąża.Zmniejszały się powoli, ale wiedziała, że nigdy całkiem nie znikną.Gdyby dokładnie opaliła się na całym ciele, na pewno wyglądałaby ładniej.Uśmiechnęła się do siebie myśląc, że to zupełnie niemożliwe.A zresztą, kto chciałby oglądać jej ciało.Chyba tylko ona sama.– Czy mogę jeszcze zostać minutę? – zapytał Jo.Bardzo często zadawał to pytanie i czasami minuta mogła znaczyć pół dnia.– Tak, aż się ubiorę – zgodziła się Lucy.Powiesiła ręcznik na sznurze i podeszła do drzwi.Nieznajomy stał w progu i patrzył na nią.Lucy zastanawiała się później, dlaczego nie odczuła żadnego strachu.Patrzył na nią w jakiś szczególny sposób, nie było w jego twarzy ani groźby, ani lubieżności, pożądania czy głupiej afektacji.Nie przyglądał się jej piersiom czy łonu, ale patrzył prosto w oczy.Spojrzała na niego, trochę zaskoczona, ale zupełnie nie zawstydzona, dziwiąc się, że nie krzyczy i nie zasłania się rękami, wreszcie, że nie zamyka mu drzwi przed nosem.Zauważyła też w jego oczach, lub może wydawało się jej tylko, że zauważyła, coś, co przypominało podziw, jakby błysk rozbawienia i ślad smutku.Czar prysnął i on cofnął się do swej sypialni, zamykając za sobą drzwi.Chwilę później usłyszała skrzypnięcie łóżka pod ciężarem jego ciała.I bez najmniejszego powodu poczuła się nagle straszliwie winna.Rozdział 20W tym samym czasie Percival Godliman poruszył niebo i ziemię sprawdzając wszystkie drogi wylotowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|