[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ich krzesła stały tylko o parę stóp od siebie i będąc obiektem tak skoncen-trowanej uwagi Churchilla Stefan poczuł się o wiele bardziej skrępowany, niż mógłbyprzypuszczać.W końcu premier powiedział: I zdobył pan tę informację z czegoś, co ja napiszę w przyszłości? Stefan podniósłsię z krzesła, przysunął sześć grubych tomów, które straż wydobyła z jego plecaka.Byłoto wydanie Houghton Mifflin Company, w formacie podwójnego wydania kieszon-kowego, reprint za 9,95 dolara za tom.Rozłożył go na końcu stołu przed WinstonemChurchillem: To, sir, pańska sześciotomowa historia II wojny światowej, uchodząca za pełną re-lację tych zmagań, która zostanie uznana za wielkie dzieło zarówno w dziedzinie histo-rii, jak literatury.Zamierzał dodać, że za tę właśnie książkę Churchill otrzyma w 1953 roku NagrodęNobla w dziedzinie literatury, ale zdecydował się tego nie ujawniać.%7łycie byłoby mniejinteresujące, gdyby ograbiono je z tak satysfakcjonujących niespodzianek.Premier przejrzał napisy z przodu i z tyłu okładki każdego z sześciu woluminów.Czytając trzywersowy urywek z recenzji, która ukazała się w Times Literary Supplement,pozwolił sobie na uśmiech.Otworzył jeden z tomów i szybko przerzucił strony, nie za-trzymując się na żadnej z nich. To nie jest fałszerski majstersztyk zapewnił go Stefan. Jeżeli przeczyta panjakąkolwiek stronę, na chybił trafił, rozpozna pan swój własny, indywidualny styl.Będzie pan.278 Nie muszę ich czytać.Wierzę ci, Stefanie Krieger. Odsunął książki i oparł ple-cy o fotel. I sądzę, że wiem, dlaczego przybył pan do mnie.Chce pan, żebym rozka-zał zbombardować Berlin, ograniczając cel nalotu do obszaru, na którym jest zlokalizo-wany ten pański instytut. Tak jest, panie premierze, o to dokładnie chodzi.Musi to być wykonane, zanimuczeni z instytutu zakończą analizę sprowadzonej z przyszłości dokumentacji broninuklearnej, zanim ustalą sposób przekazania tych informacji całemu środowisku na-ukowemu w Niemczech co mogą zrobić lada dzień.Musi pan działać, zanim powró-cą z przyszłości z czymś, co może odwrócić bieg zdarzeń i doprowadzi do klęski alian-tów.Dostarczę panu dokładne dane lokalizujące instytut.Zresztą bombowce amery-kańskie i RAF dokonują zarówno dziennych, jak i nocnych bombardowań Berlina odpoczątku roku. W Parlamencie energicznie sprzeciwiano się bombardowaniu obiektów cywil-nych, mimo że są to obiekty wroga. Tak, ale to nie znaczy, że nie można zarządzić nalotu na Berlin.Ponieważ cel jestbardzo ściśle określony, ten nalot rzecz jasna musi mieć miejsce w dzień.Ale jeśli uderzysię dokładnie w wyznaczony obszar, jeżeli całkowicie obróci się w gruzy ten kwartał. Parę kwartałów po obu stronach ulicy będzie musiało zostać obrócone w gruzy powiedział premier. Nie możemy uderzyć z taką dokładnością, aby z chirurgicznąprecyzją odciąć jeden tylko budynek z kwartału. Tak jest, rozumiem.Ale musi pan wydać taki rozkaz, sir.Na ten obszar musi spaśćwięcej ton materiałów wybuchowych i to w ciągu paru następnych dni niż zosta-nie zrzuconych kiedykolwiek podczas tych zmagań na jakikolwiek skrawek ziemi w ob-rębie całego europejskiego teatru wojny.Po tym instytucie nie ma prawa zostać nic.Tylko pył.Premier milczał przez dłuższą chwilę, obserwując wąskie niebieskie pasmo dymu,ulatujące z cygara, i zastanawiał się.W końcu powiedział: Muszę skonsultować się z moimi doradcami, rzecz jasna, ale sądzę, że najwcze-śniej moglibyśmy przygotować i zarządzić bombardowanie za dwa dni, licząc od dziś,czyli dwudziestego drugiego, ale możemy też zdążyć dopiero na dwudziestego trzecie-go. Sądzę, że jest to wystarczająco bliski termin powiedział Stefan, czując wielkąulgę. Ale nie pózniej.Na miłość boską, sir, nie pózniej.18.Gdy kobieta przykucnęła za buickiem przy błotniku od strony kierowcy i patrzy-ła bacznie na pustynię w kierunku północnym, Kleitmann obserwował ją zza plątani-ny mesquito i wędrujących chwastów.Nie widziała go.Kiedy przesunęła się do drugie-279go błotnika i obróciła Plecami do Kleitmanna, poderwał się i pobiegł pochylony do na-stępnej skąpej osłony omiatanego wiatrem, kryjącego go częściowo ułamka skały.Porucznik po cichu przeklinał eleganckie buty od Ballego, które miał na nogach,a których podeszwy były zbyt śliskie do takich akcji.Wysłanie ich z zadaniem doko-nania morderstwa w ubraniach młodych menedżerów czy pastorów baptystów wyda-ło mu się szczytem głupoty.Przynajmniej te ray-bans przydały się na coś.Oślepiającesłońce odbijało się od każdego kamienia i zbocza osypującego się piasku; bez okularówsłonecznych nie widziałby terenu tak wyraznie, jak to było konieczne, i na pewno nie-raz zle postawiłby nogę, co skończyłoby się upadkiem.Właśnie miał znów skryć się, kiedy usłyszał, jak kobieta otwiera ogień w innym kie-runku.Wykorzystał to i znów zmniejszył dystans.Wtedy doszedł go krzyk, tak ostryi pełen rozpaczy, że ledwo przypominał ludzki głos; brzmiał raczej jak wycie rozrywa-nego żywcem dzikiego zwierzęcia.Wstrząśnięty, skrył się w długim, wąskim zagłębieniu w skale, poniżej linii wzrokukobiety.Podczołgał się na brzuchu do końca tego koryta i legł tam, dysząc.Kiedy pod-niósł głowę, aby rzucić wzrokiem na otaczający teren, zobaczył, że jest dokładnie pięt-naście jardów na północ od tylnych drzwi buicka.Jeżeli zdołałby przesunąć się jeszczeparę jardów na wschód, znajdzie się za plecami kobiety, w doskonałej pozycji, aby ją wy-kończyć.***Krzyki ucichły.Uznając, że drugi mężczyzna z kierunku południowego zatrzyma się przez chwi-lę, zaszokowany śmiercią partnera, Laura wróciła do drugiego przedniego błotnika.Mijając Chrisa, powiedziała: Jeszcze dwie minuty, maleńki.Najwyżej dwie.Schylona przy rogu samochodu badała wzrokiem północną flankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|