[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomnij mi.Mam zaległości.Od teraz każde dziecko w Valdemarze będzie pobierało w swej świątyni naukę czytania, pisania i arytmetyki.Każde dziecko, nie tylko to wysoko urodzone czy takie, które wybierze kapłan, jako szczególnie uzdolnione, czy też obdarzone powo­łaniem.Lekcje będą się odbywały przed południem, przez całą zimę, od końca żniw aż do pierwszych zasiewów.A dopilnowa­nie, aby dzieci rzeczywiście odbywały tę naukę, należy do obo­wiązków właścicieli ziemskich.Vanyel zdumiał się.A niech to.Rozumiem, co mu się w tym najbardziej nie podoba, I wiem, skąd Randal wziął ten pomysł; dość często o tymże mną rozmawiał.Nie wierzyłem, że uda mu się doprowadzić do przegło­sowania przez Radę tego projektu w nie zmienionej formie.Oświeć mnie, zabrakło mi amunicji - poprosiła Savil.Ojciec jest przekonany, że doinformowane społeczeństwo jest skłonne ufać swym przywódcom bardziej niż społeczeństwo nie­douczone, jeśli przyjąć, że przywódcy w ogóle są godni zaufania, Ale w Valdemarze taki problem nie istnieje - odparła Savil.I dzięki bogom za to.Cóż, jedynym sposobem na stworzenie doinformowanego społeczeństwa jest kształcenie jego członków, aby nie musieli polegać na plotkach i mieli chęć oczekiwać na oficjalne, spisane wieści.Panika po śmierci Elspeth zaważyła na podjęciu tej decyzji.Nie wiedziałam o tym.To dobre argumenty, ke'chara Choć jest jeszcze bardzo młody, nasz Randal potrafi czasem czymś zabłysnąć.Jak tylko twój ojciec przerwie na moment, aby wziąć oddech.Posłuchaj, ty twardogłowy gaduło! Chcesz, aby twoi chłopi padali ofiarą każdego drania umiejętnie sypiącego jak z rękawa niby to wiarygodnymi plotkami? - Savil trzymała w garści mocny argument i znów nabrała wiatru w żagle.Vanyel porzucił wszelkie wysiłki utrzymania powagi i całym ciężarem ciała opadł na Yfandes, zanosząc się cichym śmie­chem, aż z oczu popłynęły mu łzy.To absurdalne - pomyślał Aniel z irytacją, zatrzymując się na moment na wąskich schodach.- Absolutnie bezsensowne.Dlaczego po to, aby dotrzeć do własnego łóżka, muszę co wie­czór zachowywać się tak, jak gdybym przekradał się przez te­rytorium opanowane przez wroga?Bezgłośnie niemal, przy cichym skrzypieniu stopni słabo oświetlonych schodów na tyłach zamku - jedynym dźwięku zdra­dzającym jego obecność - wspiął się na czwarte piętro.Znalazł­szy się już na samej górze, przywarł do ściany i gruntownie zbadał przestrzeń przed sobą.Nie ma Melenny.Jak dotąd, wszystko idzie dobrze.Czując w prawym oku ukłucie i napływające doń łzy, knyk­ciem dłoni potarł powiekę.Oczy paliły go i zdawały się być już mocno opuchnięte.Powinienem był położyć się do łóżka już wiele miarek świecy temu, tylko że za każdym razem, gdy wia­domo było, że jestem już zmęczony, Melenna miała zwyczaj zasadzać się na mnie za załamaniem korytarza.Mam nadzieję, że zdążyła już dać sobie z tym spokój.Wyjrzał zza ściany, by jeszcze raz sięgnąć wzrokiem w głąb korytarza; zanim zaryzykuje ruszenie dalej.To piętro należało do służących, a zatem jeśli Melenna nie położyła się jeszcze, podsycając w sobie nadzieję o złapaniu Vanyela w pułapkę, z pewnością nie przyjdzie jej do głowy, aby szukać go tutaj.Vanyel policzył drzwi - piąte po prawej stronie prowadziły nie do pokoju, lecz na wąziutkie spiralne schody, które sięgały tylko trzeciego piętra.Jeszcze raz delikatnie zbadał teren.Na schodach, aż do dołu, było pusto.Schody zrobione były z litego żelaza, a ich stan pozostawiał wiele do życzenia.Vanyel uchwycił się poręczy, zacisnął zęby i pomału ruszył w dół, przesuwając się centymetr po centyme­trze, tak aby tylko nie spowodować hałasu.Zdawało się, że ta podróż przez duszącą ciemność ciągnąć się będzie całą noc.Wtem jego stopa napotkała drewno zamiast metalu i Vanyel ześlizgnął się ze schodów, po omacku szukając drzwi.Przyłożył dłoń do drewnianej boazerii i skoncentrował się na przestrzeni po drugiej stronie.Tylko dwoje drzwi dzieliło wyjście z tej klat­ki schodowej od pokoju Vanyela, a jeśli Melenna miałaby mimo wszystko czatować na niego, to na pewno będzie stała na kory­tarzu.Grzeczność - i ograniczenia obowiązujące heroldów - nie pozwalały Vanyelowi uciec się do odszukania jej za pomocą sondy myślowej, nawet gdyby miał w sobie dość sił, których zresztą pozbawiony był już do reszty, co ze smutkiem właśnie przyszło mu sobie uświadomić.Zresztą i tak ludzi nie posiadających darów trudniej było wytropić, używając sondy myślowej, niźli tych, którzy je mieli, Zaczyna mnie to naprawdę męczyć.Nie chcę odstręczać od siebie matki i nie chcę krzywdzić Melenny, ale jeśli ta zabawa w kotka i myszkę się nie skończy, mogę być zmuszony to zro­bić.Mówię jej grzecznie “nie", a ona nie wierzy.Unikam jej, a ona upiera się jeszcze hardziej.Dwa dni temu o mały włos byłbym ją zabił, gdy wyskoczyła wprost na mnie ze swego ukry­cia.Oparł się czołem o drzwi i zamknął obolałe oczy.Brak mi już pomysłów na zwalczenie tej kobiety.A niech to wszystko piekło pochłonie, przecież jest już wystarczająco dorosła, aby widzieć, że to nie ma sensu.Nie chcę jej zranić.Nie chcę na­wet wprawić jej w zakłopotanie.Nic nie wskazywało na to, że Melenna może kryć się gdzieś w korytarzu.Vanyel uspokoił się nieco i postawił stopę na wy­polerowanej na błysk drewnianej podłodze korytarza z pokoja­mi gościnnymi.Jaśniejsze światło podrażniło jeszcze bardziej jego piekące oczy i wycisnęło z nich łzy.Otworzył drzwi swego pokoju.I zamarł zamarł z ręką na lodowatej klamce.W kinkietach wbudowanych w wezgłowie łoża płonęły świe­ce, a rozpostarta na samym środku posłania Melenna posyłała mu przymilny uśmiech.Siadając, pozwoliła kołdrze odsłonić jej ramię, jakby chciała dowieść, że jej ciała nie okrywa nawet najmniejszy skrawek ubrania.Vanyel policzył do dziesięciu - raz, a potem jeszcze raz.Uśmiech Melenny przybladł i zgasł.Przerzuciła sobie włosy przez ramię i wysunęła wargi, układając je jak do pocałunku, Vanyel zerwał z wieszaka przy drzwiach swój płaszcz, bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami, aż echo poniosło się po całym korytarzu.Yfandes, kochanie - powiedział w myśli, tak zły, że z trudem układał słowa w logiczną całość.- Mam nadzieję, że użyczysz mi kąta do spania.Słoma nie była najwygodniejszym posłaniem, ale miewał już w życiu gorsze.Nie raz już przyszło mu spędzić noc z głową wspartą o poduszkę z szyi Yfandes.Ale dzień rozpoczynał się dla stajennych dużo wcześniej niż Vanyel zwykł był wstawać.Ani oni, ani konie, nie mieli powodu, zachowywać się cicho.Osławiony ogier Mekeala hałasował najbardziej, równomiernie kopiąc drzwi swej przegrody już od momentu, gdy tylko hory­zont na wschodzie zaczął się zabarwiać.Głupi prostak myśli, że gdy będzie tak wierzgał, ktoś przyj­dzie go wypuścić.- Dobiegła Vanyela senna myśl Yfandes [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl