[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Na koszulê za³o¿y³ ciemnobr¹zowy p³aszcz, lecz i tak go pozna³a.D³onie jej dr¿a³y, kiedy podnosi³a siê z brzegu ³o¿a.Sol zaczê³a p³akaæ i wyci¹gnê³a do niej r¹czki.- Mo¿e powinnam zostaæ? - spyta³a Silje nieœmia³o i zmusi³a siê, by spojrzeæ mu w oczy.By³a pewna, ¿e przejrza³ j¹ na wylot.Spogl¹da³ na ni¹ swymi w³adczymi oczyma, które wœród czarnych jak wêgiel rzês mia³y kolor jasnego bursztynu.- Kochasz dziecko, prawda?- Tak, bardzo.Bardzo.- A wiêc wyjdŸ.Zaczekaj w kuchni z kobietami.Silje podporz¹dkowa³a siê z wahaniem, usi³uj¹c nie s³yszeæ p³aczu ma³ej.W kuchni panowa³o g³êbokie milczenie.Nastrój by³ dziwny, powietrze jakby na³adowane.Czym? Lêkiem? Przera¿eniem? Nie cieszono siê chyba zbytnio z wizyty wodza buntowników.To by³o niebezpieczne, œmiertelnie niebezpieczne!Benedykt sta³ przy oknie sztywny i niespokojny, parobek nerwowo obraca³ w rêkach czapkê, kobiety siedzia³y nieruchomo.Silje usiad³a i po³o¿y³a rêce na kolanach.Jedna z kobiet zaczê³a cichym g³osem odmawiaæ modlitwê.- Zaprzestañ tego! - wybuchn¹³ niespodziewanie Benedykt.- Oczywiœcie.Wybaczcie! - powiedzia³a kobieta o imieniu Maria.To ona w³aœnie najwiêcej czasu spêdza³a z Sol.Nagle Silje podnios³a siê.- On jest tam ju¿ tak d³ugo.Zajrzê na chwilê.O dziwo, nikt nie próbowa³ jej powstrzymaæ.Niepewnie otworzy³a drzwi do ma³ego budynku.Mê¿czyzna sta³ pochylony nad pos³aniem.Wyprostowa³ siê i odwróci³ w jej stronê.Nie wygl¹da³ ani na rozz³oszczonego, ani na zdziwionego jej wejœciem.- Dziecko jest silne - powiedzia³ swoim dziwnym, twardym g³osem.- Prze¿yje.Ale.- urwa³.- Doprawdy? - zapyta³a Silje sceptycznie.Nie mia³a odwagi uwierzyæ w jego s³owa.- Sk¹d to wiecie, panie?Uœmiechn¹³ siê lekko.- Sama przecie¿ wiesz, ¿e wiele ludzi zapadaj¹cych na zarazê wychodzi z tego.B¹dŸ tylko przy niej, by nie czu³a siê samotna.- Bêdê.Sol by³a teraz spokojniejsza, pos³a³a im nawet wymêczony, rozpalony gor¹czk¹ uœmiech.Goœæ popatrzy³ na Silje badawczo.- Kulejesz?- To nic, to tylko moja odmro¿ona noga nie chce siê zagoiæ.- Czy mogê j¹ obejrzeæ?- Nie!Zmiesza³a siê, zawstydzona nagle sw¹ gwa³town¹ reakcj¹.Mê¿czyzna czeka³ z uœmiechem na ustach.NajwyraŸniej go rozbawi³a.Zrezygnowana przycupnê³a na ³ó¿ku.Bez s³owa przysiad³ na brzegu i zdj¹³ z niej poñczochy.Gdy dotkn¹³ jej skóry, drgnê³a, nie mog¹c siê opanowaæ.Spojrza³ na ni¹, lecz jego wzrok by³ obojêtny.Po³o¿y³ obie d³onie na jej stopie.- Za du¿o chodzi³aœ - stwierdzi³.Poczu³a dziwne, wibruj¹ce ciep³o, rozchodz¹ce siê od palców w górê.Po chwili mia³a wra¿enie, ¿e jej noga p³onie.- Czy tak te¿ czyniliœcie z Sol, panie? - zapyta³a, spogl¹daj¹c na ma³¹, która smacznie zasnê³a.Nie odpowiedzia³, tylko wyj¹³ zza koszuli ma³e drewniane pude³eczko.- Nasmaruj tym nogê dziœ wieczorem - poradzi³.- To oczyœci ranê z ropy.Podniós³ siê, a izba nagle sta³a siê za ma³a i za gor¹ca.Silje podziêkowa³a mu.- Czy to Benedykt was sprowadzi³? - zapyta³a.- Nie - odpar³.- To nie Benedykt.To ja odwiedzi³em go w koœciele.W koœciele? O Bo¿e, nie!- Tak, widzia³em - odpowiedzia³, czytaj¹c w jej myœlach.¯adnych komentarzy, tylko stwierdzenie.Silje cieszy³a siê, ¿e akurat by³a zajêta naci¹ganiem poñczoch; inaczej nie wiedzia³aby, gdzie podziaæ wzrok i co zrobiæ z rêkami.W tej chwili najchêtniej zapad³aby siê pod ziemiê.Ale kiedy zrobi³ gest jakby chcia³ ju¿ odejœæ, opanowa³a siê.- A niemowlê? Ch³opiec? Czy on siê zarazi?Zawaha³ siê.- Poka¿ mi go!Gdy przechodzi³ obok niej w drzwiach, znowu poczu³a tê tajemnicz¹ ociê¿a³oœæ w ciele, tak¹ jak w tamtym œnie.Œwiat³o wieczornego s³oñca na moment pad³o na jego twarz, któr¹ do tej pory widzia³a zawsze w pó³cieniu.Ze zdziwieniem spostrzeg³a, ¿e siê myli³a.To tylko z³e oœwietlenie sprawia³o, ¿e jego twarz wydawa³a siê nieprzyjemna, stara i zniszczona.Naprawdê by³ stosunkowo m³odym mê¿czyzn¹ - nie m³odzieniaszkiem, lecz mê¿czyzn¹ w kwiecie wieku.By³ du¿o m³odszy, ni¿ to sobie wyobra¿a³a.Dzikoœæ nadal jednak kry³a siê w jego oczach, wokó³ ust i w kocich ruchach.Sz³a za nim przez dziedziniec, wpatruj¹c siê w jego wysok¹, prost¹ sylwetkê, w nienaturalnie szerokie ramiona.Patrzy³a, jak kroczy przed ni¹ równo i pewnie.Zatrzyma³ siê na schodach i poczeka³, a¿ ona otworzy drzwi.Kiedy weszli do kuchni, obie kobiety natychmiast wsta³y i zniknê³y w s¹siedniej izbie.Parobek usun¹³ siê w k¹t; tylko Benedykt pozosta³ na miejscu.On te¿ jednak by³ jakiœ nieswój.Silje wyczu³a ostro¿n¹ rezerwê w jego postawie.- I có¿? - zapyta³.- Dziewczynka wydobrzeje! - Twarz Silje rozjaœni³a siê.- Ale on chcia³by jeszcze zobaczyæ Daga.Benedykt zawo³a³ Gretê i kaza³ przynieœæ ch³opca.Z bocznej izby dobieg³y ich p³aczliwe protesty.- Przecie¿ on nie jest jeszcze ochrzczony!Mê¿czyzna odpar³:- Silje ochrzci³a go z wody, gdy go znalaz³a.To musi na razie wystarczyæ.- Do licha - rzek³ Benedykt.- Greto, przypomnij mi, byœmy jak najprêdzej znaleŸli ksiêdza do dzieci.Ju¿ zbyt d³ugo zaniedbujemy ich dusze.Powiedzia³ to dziwnie wysokim g³osem, jakiego Silje nigdy dot¹d u niego nie s³ysza³a.Greta pojawi³a siê w drzwiach.- Tak, panie Benedykcie - odpowiedzia³a oskar¿ycielskim tonem.- Pomyœlcie, ¿e gdyby on teraz umar³, jego duszyczka posz³aby wprost do.Zamilk³a i przera¿ona spojrza³a ukradkiem na goœcia.Wysz³a jednak szybko i zaraz wróci³a z dzieckiem.Ale nie chcia³a ju¿ wejœæ do œrodka, wiêc Silje podesz³a do niej, wziê³a dziecko i poda³a obcemu.Pos³a³ jej zagadkowe, pe³ne smutku spojrzenie.- Ufasz mi, dlatego zrobiê, co tylko mogê.Chcia³bym jednak pozostaæ sam.Opuœcili kuchniê.Wychodz¹c Silje obejrza³a siê.Widok by³ niesamowity - ogromna, zwalista postaæ, trzymaj¹ca w ramionach maleñkie dziecko.Ch³opiec prawie znikn¹³ w tych objêciach.Spojrza³ na nieznajomego mê¿czyznê szeroko otwartymi oczyma i rozp³aka³ siê.Silje zaczê³a siê zastanawiaæ, czy nie zrobi³a czegoœ bardzo niew³aœciwego.Dziecko jednak wkrótce ucich³o.Silje, Benedykt i parobek czekali bez s³owa w przedsionku, nie patrz¹c na siebie.Wreszcie obcy mê¿czyzna wyszed³ i poda³ dziecko Benedyktowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|