[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ucieszył się, kiedy w końcu dotarł do pokrytej śniegiem górskiej przełęczy.Śnieg ciągle padał.Półmrok gęstniał, robiło się ciemno.Fenton zadrżał i owinął kurtkę ciaśniej wokół siebie.- To on! - krzyknął ktoś za jego plecami wysokim, czystym głosem istoty z ludu Kerridis.- Należy do wyklętej rasy Pentarna!Silne dłonie złapały Fentona od tyłu.Szarpnął głową i intuicyjnie odczuł, że jego obecna półrzeczywista forma pozwoli mu na prześlizgnięcie się między napastnikami albo przeniknięcie przez nich, gdyby tylko tego zechciał, pomimo że mocno odczuwał uchwyt rąk napastnika.Ale głos, który słyszał, był śpiewnym głosem ludu Kerridis, czysty kontratenor.Fenton spojrzał w twarz mężczyzny, który go trzymał, i dostrzegł podobieństwo rasy.Obcy nie wyglądał tak samo jak Kerridis.Miał kasztanowe włosy, a ona długie, srebrzystobiałe, ponadto miał szerokie, silne ramiona i był o wiele wyższy od Fentona.Ale ogromne oczy i brązową bladość cery mieli wspólne.- Nie ruszaj się - zagroził śpiewnym głosem.Masz miecz na gardle i nawet jeśli jesteś Przechodniem, zabiję cię z równą rozkoszą jak każdego żelazora.Fenton poczuł ucisk na szyi.Był odporny na żelazo, mógł przenikać przez metalowe pręty, ale nieznany materiał, z którego zrobiono świetlistozielony miecz, był dla niego rzeczywisty w tym wymiarze.Cam przemówił bardzo ostrożnie, tak aby miecz nie ześlizgnął się z jego grdyki:- Przychodzę od Kerridis.Ona żyje.Prosiła, bym was do niej zaprowadził.- To podstęp, Erril - powiedział inny głos.- Czy myślisz, że Kerridis powierzyłaby jakąkolwiek wiadomość komuś z jaskiń?Fenton wymacał w fałdach kurtki swój świetlistozielony miecz, który przeprowadził go przez podziemne tunele, i wyjął go.Mężczyzna rzucił się na broń jak jastrząb na ofiarę, chwycił miecz i po krótkiej walce wyrwał go z ręki Fentona.- Skąd to masz? Jak mogłeś go nieść bez kaleczenia się?- Puść go, Erril - powiedział nagle ktoś głosem nie znoszącym sprzeciwu.- Cały i zdrowy wyniósł miecz z jaskini.Puść go.Spójrz.- Światło pochodni błysnęło nad głową Fentona.- Czy nie potrafisz rozpoznać Cienia nawet wtedy, kiedy masz go w swoich rękach? Jak ktoś taki mógłby pomóc lub wyrządzić krzywdę Kerridis?- Ale skąd wziął miecz? - Erril posłusznie puścił Fentona i zdjął miecz z jego gardła.Fenton spojrzał na nowo przybyłego mężczyznę z ludu Kerridis.Otaczała go aura przywództwa i dostojeństwa.Odezwał się do Fentona:- Mów szybko, skąd masz miecz.- Jeśli o to wam chodzi - wskazał świetlistozieloną broń - podniosłem go z ziemi, gdy szczątki pozabijanych jeźdźców z eskorty Kerridis zostały na drodze.Myślałem, że mógłby mi pomóc obronić się przed tymi.tymi drugimi.Nie wiem, jak ich nazwać.Kątem oka dostrzegł poszarpane szczątki wojowników i ich wierzchowców zgromadzone w jednym miejscu.Inni wojownicy kręcili się wokół i układali na nich kawałki drewna, budując coś w rodzaju stosu pogrzebowego.Fenton odczuwał niejasne, podświadome zadowolenie.Dobrze, że po tak okrutnej śmierci chociaż pogrzeb będą mieli taki, jak nakazuje ich obyczaj.Nowo przybyły zapytał:- Jak tu się znalazłeś?Ale Fenton rozzłościł się nagle.- Wy tu stoicie wypytując mnie, kim jestem i skąd się wziąłem, a ranna Kerridis jest tam na dole, w niebezpieczeństwie.Próbowałem ją wypuścić z celi, ale moja ręka przeniknęła metal.Mają też tę drugą kobietę, która jeszcze żyła, kiedy widziałem ją ostatni raz.Możezamiast wypytywać mnie teraz, zajmiecie się wydostaniem ich stamtąd, a mnie będziecie męczyć potem?- On ma rację, Lebbrin - odparł mężczyzna nazywany Emilem.Wysoki dowódca, ten, do którego zwrócono się „Lebbrin", skinął głową.- Nie ma sensu, żebyśmy wszyscy próbowali tam wejść.Przynieście miecze, które, są jeszcze żywe.Ty, Erril, i ty, Findhal.- zawahał się - myślę, że tylu nas wystarczy, żeby wślizgnąć się tam niepostrzeżenie i uwolnić ją.Dwunastu pozostałych.- szybko wskazał jednego po drugim - pójdzie za nami w pogotowiu.Będziecie potrzebni, gdy zaczniemy się przedzierać z powrotem.Fenton zobaczył, że miecze pozabijanych wojowników leżą z boku, ułożone w stos.Kilka z nich jeszcze słabo świeciło.Inne stały się zimne i przezroczyste, ich płomień wygasł.Lebbrin zgromadził ludzi i zwrócił się do Fentona:- Cieniu, jak ci na imię? - Fenton.- Dobrze, Fenton.Czy nie boisz się wejść z nami z powrotem do jaskini? Ile zostało ci czasu?- Nic o tym nie wiem.Po tych słowach Fenton przestraszył się.Przedmioty stworzone ręką ludzką nie są dla niego przeszkodą, to fakt.Ale skały, drzewa i jaskinie istnieją w sposób jak najbardziej rzeczywisty.Jeśli czas powrotu do ciała nadejdzie niespodziewanie, kiedy będzie uwięziony pod ziemią, czy wydostanie się stamtąd? Po raz pierwszy od chwili rozpoczęcia wędrówki pomyślał o swoim bezwładnym ciele, które pozostało w Smythe Hall, w tamtym, zupełnie innym świecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|