[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odziedziczyła ją po obojgu rodzicach.Sternau, jej ojciec, był przystojnym mężczyzną, wyróżniającym się olbrzymim wzrostem i potężną budową, matkę zaś, Rosetę de Rodriganda, powszechnie uważano za piękność.Kurt stał na progu zachwycony.Różyczka odwróciła się raptownie.— Kurt, nasz kochany Kurt! — zawołała, wyciągając do niego ręce.Usiłował opanować wzruszenie i gwałtowne bicie serca.Ukłonił się nisko, ujął dłoń dziewczyny i lekko pocałował.Nie mógł jednak wykrztusić słowa.Spojrzała nań ze zdumieniem, unosząc brwi:— Tak obco i oficjalnie?! Czy pan porucznik już mnie nie zna?— Nie znać pani, łaskawa pani? Raczej bym siebie samego nie znał!— Pani, łaskawa pani! — przedrzeźniała go ze śmiechem, klaszcząc w dłonie.— Przypomniałeś sobie zapewne, że moja matka jest hrabianką de Rodriganda?— No tak — odpowiedział zakłopotany.— Dlaczego dawniej nie pamiętałeś o tym? Byłam Różyczką, a ty byłeś Kurtem.I tak będzie nadal.Chyba że pan porucznik wbił się w dumę, od czasu gdy go mianowano, jak słyszałam, oficerem gwardii…Teraz dopiero przyjrzała mu się badawczo.Nie zauważyła na jego twarzy dawnego szelmowskiego uśmiechu, któremu towarzyszyły dwa dołeczki w policzkach.Kurt patrzył na Różę pełnym oddania wzrokiem.— Dziękuję ci, Różyczko! — rzekł rozpromieniony, chwytając jej rękę.— Jestem nadal dawnym Kurtem, gotowym pójść dla ciebie w ogień lub walczyć z całą armią wrogów!— Zawsze się poświęcałeś dla płochej, niewdzięcznej Różyczki.Nie każę ci wejść do ognia ani walczyć z całą armią wrogów.Chociaż dzisiaj powinnam właściwie wręczyć miecz swemu wiernemu rycerzowi…— Czy ktoś cię obraził? Kto śmiał?! — przerwał ze zmienionym wyrazem oczu.— Trochę — odpowiedziała.— To był…— Mów szybciej, moje dziecko — niecierpliwił się don Manuel.— Podporucznik von Ravenow.Służy w huzarii, a więc jest towarzyszem Kurta.Ale odparłam zwycięsko nikczemny atak.Prawda, babciu?— O tak! Nie sądziłam, że moje dziecko potrafi się tak zachować!— Opowiadajcie więc wszystko po kolei — prosił hrabia.Usiedli i starsza pani zdała sprawę z przygody w ogrodzie.Hrabia zachował spokój, ale Kurt nie panował nad nerwami.Ledwo pani Sternau skończyła opowiadać, poderwał się z krzesła i zawołał:— Na Boga, to nikczemność! Ten człowiek odpowie mi za to!— Ależ, drogi Kurcie, zastanów się, co chcesz zrobić — powiedział don Manuel.— Przecież nie możesz zaraz na wstępie zrazić do siebie kolegów!— Kolegów? Zostałem uprzedzony, że wszyscy jak jeden mąż są przeciwko mnie.W gwardii ignoruje się oficerów–mieszczan.Wyzywając tego Ravenowa, nie powiększę liczby nieprzyjaciół.— Pomówimy o tym później — nie ustępował hrabia Manuel.— A teraz najwyższy już czas, byś się stawił u ministra wojny.Jest o tobie dobrego zdania, pozyskałeś jego względy dotychczasowymi postępkami i możesz się spodziewać jak najlepszego przyjęcia.Dzięki don Manuelowi sprawa Ravenowa musiała być odłożona.Kurt pożegnał się i poszedł składać wizyty przełożonym.Ślubował sobie w duchu, że nikomu nie pozwoli szargać honoru swego i najbliższych, a temu Ravenowowi da po nosie przy najbliższej okazji.Wsiadł do oczekującej go eleganckiej jednokonki.Choć nie jest w zwyczaju, by oficer niższej rangi meldował się u ministra wojny, pojechał wprost do niego.Był to wyraźny rozkaz ministra, a tym samym szczególne wyróżnienie Kurta.Mimo że wielu interesantów czekało na audiencję, Kurt został przyjęty natychmiast.Minister potraktował go serdecznie, przez chwilę przyglądał mu się z uśmiechem i powiedział:— Polecono mi pana i jestem gotów pomóc panu.Przeczytałem pańskie prace poświęcone wojskowym problemom wielu obcych państw i jestem pełen uznania.Tym bardziej, że jest pan tak młody.Sądzę, że pańskie talenty bardzo nam się przydadzą i dlatego postanowiłem zatrudnić pana w sztabie generalnym.Ale najpierw musi pan przejść chrzest w gwardii.Nie będę przed panem ukrywał, że obyczaje tam panujące są bardzo przestarzałe.Proszę, abyś nie zważał na nie, o ile pozwoli na to twój oficerski honor.Zostanie pan przyjęty chłodno, a może nawet odtrącony.Aby to osłabić, napisałem parę słów do pułkownika.Oto ten list.Idź pan z Bogiem! Obym się rychło dowiedział, że znalazł pan swoje miejsce w środowisku oficerskim Berlina.Początek był zachęcający, ale im dalej, tym gorzej.Generał dywizji kazał powiedzieć, że nie ma go w domu, chociaż Kurt widział go w oknie.Brygadier przyjął porucznika, lecz bardzo obcesowo.— Nazywa się pan Unger? — zapytał.— Tak jest, ekscelencjo.— Nic więcej? Nie ma pan „von” przed nazwiskiem? Nie mogę pojąć, jak można było skierować pana do gwardii!— Widać pojmuje to jego ekscelencja pan minister wojny.Nie znam zresztą takiej rodziny szlacheckiej, której protoplasta miał przed nazwiskiem von.Jeśli nawet istotnie dzisiejsza szlachta jest bardziej godna szacunku niż mieszczaństwo, to przynajmniej się pocieszam, że dorównuję protoplastom szlachty, i to mnie zupełnie zadowala.Brygadierowi nikt jeszcze nie dał takiej nauczki.Zmrużył oczy i warknął:— Co? Jak? Muszę to sobie zapamiętać! Jest pan wolny i może odejść!Kurt ukłonił się i wyszedł.Teraz pojechał do pułkownika.Na przyjęcie czekał prawie godzinę, mimo że innych interesantów nie było.Wreszcie go wpuszczono.Pułkownik siedział przy pulpicie, odwrócony plecami do drzwi.Z boku pisał zaś przy biurku von Branden, adiutant.Obrzucił Kurta chłodnym spojrzeniem i nie przestał pisać.Upłynęło kilka minut.Kurt zakasłał głośno i dopiero wtedy pułkownik odwrócił się powoli.— Kto tu kaszle? A, to pan.Kim pan jest?— Podporucznik Unger według rozkazu, panie pułkowniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl