[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W naszych czasach, stary, większość całkiem słusznie uważa, że lepiej być zdrowym i bogatym niż biednym i chorym.Dużo nam nie trzeba - wagonik chleba, wagonik kawioru, może być nawet czarny kawior na białym chlebie.To nie dziewiętnasty wiek, mój stary - powiedział serdecznie.- Dziewiętnasty wiek już dawno umarł i został pogrzebany, a wszystko, co z niego zostało, to tylko miazmaty i nic więcej.Całą noc nie spałem.Zachar chrapie, ten jego upiorny synek także, a ja nie śpię, żegnam się z przeżytkami dziewiętnastego wieku w swojej świadomości.Dwudziesty wiek, mój stary, to ścisłe wyliczenia i żadnych emocji! Emocje, jak wiadomo, to tylko niedobór informacji, i nic ponadto.Duma, honor, potomkowie - to wszystko szlacheckie zabobony.Atos, Portos i Aramis.Ja tak nie mogę.Ja tak nie umiem, tram-tararam! Problem hierarchii wartości? Proszę bardzo.Najcenniejsze na świecie - to moja osobowość, moja rodzina i moi przyjaciele.Całą resztę niechaj piekło pochłonie.Reszta jest poza granicami mojej odpowiedzialności.Walczyć? Z przyjemnością.O siebie.O rodzinę, o przyjaciół.Do ostatniej kropli, bez litości.Ale o ludzkość? O godność Ziemianina? O prestiż galaktyczny? Za nic! Ja się nie biję o słowa! Mam ważniejsze zmartwienia! A ty - jak tam sobie chcesz.Ale nie radzę ci być idiotą.Zerwał się z miejsca ogromny jak helikopter i popędził do kuchni.Z kranu nad zlewozmywakiem z rykiem popłynęła woda.- Całe nasze pracowite życie jest konsekwentnym ciągiem transakcji wynikających jedna z drugiej.Trzeba być kompletnym idiotą, żeby zawierać niekorzystne transakcje! O tym wiedziano nawet w dziewiętnastym wieku.- zamilkł teraz i było słychać, jak głośno łyka wodę.Potem kran umilkł i Weingarten znowu zjawił się w pokoju, wycierając pot.- Wieczerowski ni cholery ci nie pomoże - zawiadomił mnie.- To nie człowiek, tylko robot.I to robot nie z dwudziestego pierwszego wieku, tylko z dziewiętnastego.Gdyby w dziewiętnastym wieku umiano konstruować roboty, robiono by właśnie takich Wieczerowskich.Proszę bardzo, możesz uważać, że jestem nikczemny.Nie przeczę.Ale nie dam się wykończyć! Nikomu.Za nic.Żywy pies jest lepszy od martwego lwa, a tym bardziej żywy Weingarten jest znacznie lepszy od martwego Weingartena.Taki jest punkt widzenia Weingartena, jak również jego rodziny oraz, mam nadzieję, jego przyjaciół.Nie przerywałem mu.Znam go, grubego łobuza, ćwierć wieku, i to nie byle jakiego wieku, a dwudziestego.Mordę drze dlatego, że już wszystko rozłożył po szufladach.Przerywanie mu nie ma sensu - nie usłyszy.Póki Weingarten nie rozłoży wszystkiego po szufladach, można z nim dyskutować na równych prawach jak z najzwyklejszym człowiekiem i nawet często udaje się go przekonać.Ale Weingarten, który wszystko posegregował, zamienia się w magnetofon.Wtedy wrzeszczy i robi się ohydnie cyniczny - to zapewne wpływ ciężkiego dzieciństwa.Dlatego słuchałem go w milczeniu, czekałem, kiedy skończy się taśma, i dziwiło mnie tylko jedno - zbyt często wspominał o żywych i martwych Weingartenach.Przecież się chyba nie przestraszył - on to nie ja.Najróżniejszego Weingartena już widziałem -Weingartena zakochanego, Weingartena na polowaniu, Weingartena ordynarnego chama, Weingartena stłuczonego na kwaśne jabłko.I tylko jednego Weingartena nie widziałem nigdy - Weingartena przestraszonego.Wyczekałem momentu, kiedy się wyłączył, żeby wyciągnąć papierosa, i na wszelki wypadek zapytałem:- Ty co, nastraszyli cię?Niezwłocznie rzucił papierosy i poprzez stół wyciągnął do mnie wielką wilgotną figę.Jakby czekał na moje pytanie.Odpowiedź z góry miał zapisaną na taśmie, nie tylko w gestach, ale i w słowach.- Tak, właśnie mnie nastraszyli - powiedział, manewrując figą pod moim nosem.- To, bracie, nie dziewiętnasty wiek.Może w dziewiętnastym wieku straszyli.W dwudziestym dobry towar się kupuje.Nie nastraszyli mnie, tylko kupili, zrozumiałeś? Ładny mi wybór! Albo zrobią z ciebie naleśnik, albo dadzą ci nowiutki instytut, o który już dwóch członków-korespondentów zagryzło się na śmierć.Ja w tym instytucie dziesięć Nobli zrobię, rozumiesz? Co prawda towar też jest nie najgorszy.Prawo, jeśli można tak powiedzieć, pierworództwa.Prawo Weingartena do swobody naukowych zainteresowań.Niezły towar, niezły, sam musisz przyznać, stary.Ale zleżały! Z dziewiętnastego wieku! W dwudziestym i tak tej swobody nie ma nikt.Z tą swoją swobodą możesz całe życie myć probówki na stanowisku młodszego laboranta.Instytut to nie miska soczewicy! Ja tam dokonam dziesięciu odkryć, dwudziestu odkryć, no, a jeśli jedno czy drugie znowu im się nie spodoba - no cóż, będziemy się targować! Ja się nie porywam z motyką na słońce! Lepiej nie pluć pod wiatr, mój stary.Kiedy sunie na ciebie czołg, a ty nie masz nic, żadnej broni oprócz głowy na karku, trzeba umieć w porę uskoczyć.Czas jakiś jeszcze wrzeszczał, palił, ochryple kasłał, podbiegał do pustego barku, zaglądał do środka, odskakiwał rozczarowany, znowu wrzeszczał, potem ucichł, uspokoił się, padł w fotel, odrzucił pyzatą mordę na oparcie i zaczął robić miny do sufitu.- No dobrze - powiedziałem.- A swojego Nobla po cholerę tu przytargałeś? Zamiast do kotłowni wlazłeś do mnie na czwarte piętro.- Nie do ciebie, tylko do Wieczerowskiego - powiedział.Zdziwiłem się.- Na kiego twój Nobel Wieczerowskiemu?- Nie wiem.Zapytaj go.- Chwileczkę - powiedziałem.- Filip dzwonił do ciebie?- Nie.Ja do niego.-No?- Co no? Co no? - Weingarten wyprostował się w fotelu i zaczął zapinać kurtkę.- Zadzwoniłem do niego dzisiaj rano i powiedziałem, że wybieram wróbla w garści.- No?- Co no? No.wtedy on mówi, przynieś, mówi, wszystkie materiały do mnie.Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.- Nie rozumiem, po co mu twoje materiały - powiedziałem.- Dlatego, że jest Don Kichotem! - ryknął Weingarten.- Dlatego, że mu nigdy nie dopiekło! Dlatego, że nie wie, co go czeka!Nagle zrozumiałem.- Słuchaj - powiedziałem.- Nie rób tego.Nie trzeba.Do diabła, on chyba zwariował! Przecież nawet mokra plama z niego nie zostanie.Po co to komu?- A co? - zapytał żywo Weingarten.- A jak inaczej?- Spal ją w cholerę, tę twoją rewertazę! Chcesz, zaraz teraz spalimy ją.w wannie.No?- Szkoda - powiedział Weingarten, patrząc w bok.-Tak szkoda, że nie masz pojęcia.Robótka pierwsza klasa.Ekstra.Lux.Zamknąłem się.A Weingartena znowu wyrzuciło z fotela, zaczął biegać po pokoju, do korytarza i z powrotem, i znowu zawirowała szpula magnetofonu.Wstyd - owszem.Uszczerbek na honorze - zgadza się.Zadraśnięta duma - owszem.Szczególnie jeśli nie można o tym nikomu opowiedzieć.Ale jeśli się dobrze zastanowić - duma to idiotyzm i nic więcej.Rzygać się chce.Przecież ogromna większość ludzi w naszej sytuacji nie zastanawiałaby się nawet przez sekundę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl