[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Nie sądzicie?- Wszystko jedno jak nazwiemy, mają go pod dostatkiem - podsumował dziekan.- Nie jest to świat, który załamie się jakąś totalną katastrofą.Pojawiały się nowe stwory.Nagle weszły w modę skorupiaki.Popularność zyskiwała teoria, że produkuje je sama planeta w jakimś systemie automatycznym.- To jasne, że kiedy pojawia się za dużo królików, trzeba wynaleźć lisy - stwierdził dziekan na którymś z regularnych spotkań.-Jeśli mamy ryby, a potrzebujemy fosforanów, przydadzą się ptaki morskie.- To działa tylko wtedy, kiedy istnieje narrativum - odparł Myślak.- Nie ma żadnych dowodów, panie dziekanie, że cokolwiek na tej planecie ma choćby skromne pojęcie o przyczynowości.Wszystko tam po prostu sobie żyje, a potem umiera.A potem, w czwartek, pierwszy prymus wypatrzył rybę.Prawdziwą pływającą rybę.- No i proszę - oświadczył tryumfalnie.- Morza to naturalne siedlisko życia.Spójrzcie tylko na lądy.Szczerze mówiąc, to zwykłe śmietniska.- Ale morze do niczego jakoś nic dochodzi - sprzeciwił się Ridcully.- Weźmy te skorupiaki z.mackami, które wczoraj próbował pan dokształcać.Przy każdym gwałtownym ruchu psikały atramentem i odpływały.- Nie, nie.One starały się porozumieć.Atrament to przecież naturalne medium komunikacji.Czy nie macie wrażenia, że wszystko tam się stara, wysila? Spójrzcie na nie.Przecież widać, że myślą.W zbiorniku za nim leżało kilka stworzeń wyglądających ze swych wielkich spiralnych muszli.Pierwszy prymus wpadł na pomysł, że jeśli nauczy sieje wykonywania prostych zadań, przekażą tę umiejętność innym amonitom.Niestety, okazy go rozczarowały.Owszem, może i dobrze szło im myślenie w kategoriach ogólnych, ale w żaden sposób nie chciały wziąć się do działania.- To dlatego że zdolność myślenia niewiele jest warta, jeśli tak naprawdę nie ma o czym myśleć - uznał dziekan.- Bo niby o czym można myśleć w morzu? Przypływ nadchodzi, a potem jest odpływ.Wszędzie woda.I koniec filozoficznej dysputy.Za to ci to prawdziwe zuchy - mówił dalej, przechodząc do sąsiedniego zbiornika.Bagaż okazał się całkiem sprawnym kolekcjonerem okazów, pod warunkiem że okazy te nie wydawały się zagrażać Rincewindowi.-Hm.-mruknął pierwszy prymus.-Podwodne robaki.- Ale jest ich mnóstwo.I mają nogi.Widziałem je na brzegu.- Przypadkiem.Zresztą brakuje im czegoś, co by posłużyło za ręce.- Cieszę się, że o tym wspomniałeś.Dziekan podszedł do kolejnego akwarium.Były w nim kraby.Pierwszy prymus musiał przyznać, że kraby wyglądały na dobrych kandydatów do tytułu Najwyższej Formy Życia.HEX odkrył je po drugiej stronie planety.Radziły sobie znakomicie.Żyły w niewielkich podwodnych miastach strzeżonych przez starannie przesadzone ukwiały i otoczonych czymś, co wyglądało na farmy.Wynalazły nawet prymitywne formy działań wojennych oraz budowały posągi z piasku i plwociny - zapewne pomniki sławnych krabów, które poległy w walce.Magowie wyszli na kawę i wrócili, by zajrzeć znowu pięćdziesiąt tysięcy lat później.Ku radości dziekana ciśnienie demograficzne zmusiło kraby do wyjścia na ląd.Architektura nie rozwinęła się, ale w lagunach były teraz pola uprawne wodorostów, a grupy najwyraźniej głupszych krabów wykorzystywano jako niewolników w celach transportowych i w międzyklanowych kampaniach.W jednej z lagun przy brzegu stało kilka dużych tratw z prymitywnie utkanymi żaglami.Roiły się od krabów.Wyglądało na to, że rodzaj krabi planuje Wielki Krok w Bok.-Jeszcze im wiele brakuje - przyznał Ridcully.- Ale rzeczywiście zapowiadają się obiecująco.- Widzicie, panowie, woda jest zbyt łatwa - wyjaśnił dziekan.- Pożywienie przepływa obok, pogoda właściwie się nie zmienia, nie ma się o co potknąć.Zapamiętajcie moje słowa: ląd jest miejscem, gdzie nabiera się charakteru.Zastukał HEX i pole widzenia omniskopu odsunęło się tak gwałtownie, aż planeta zmieniła się w barwną kulkę w przestrzeni.- Ojej - szepnął nadrektor, wskazując gazową smugę.- Nadlatuje.Wszyscy przyglądali się smętnie, jak większa część jednej z półkul staje się koltem pary i ognia.-Czy za każdym razem to musi się kończyć w ten sposób? -jęknął dziekan, kiedy dym opadł i rozwiał się nad morzami.-Myślę, że to z winy tego wielkiego słońca i planet - oświadczył Ridcully.-A wy, panowie, powinniście już dawno posprzątać wszystkie śnieżki.Prędzej czy później muszą spaść.- Byłoby miło, gdyby gatunek przez pięć minut miał szansę pokazać, co potrafi, nie zamarzając zaraz potem ani się nie piekąc - westchnął pierwszy prymus.- Takie jest życie - stwierdził Ridcully.- Jest, ale niedługo.Za ich plecami rozległ się cichy jęk.Rincewind wisiał w powietrzu, a wokół niego migotał kontur wirtualnego skafandra.- Co z nim? - zapytał nadrektor.- Ehm.Prosiłem, żeby przyjrzał się cywilizacji krabów, panie nadrektorze.- Tej, na której właśnie wylądowała kometa?- Tak, panie nadrektorze.Wokół Rincewinda właśnie wyparowały miliardy ton skały.- Ale to chyba nie mogło mu zaszkodzić, co?- Prawdopodobnie podskoczył ze strachu, panie nadrektorze.Rozdział 30Uniwersalne i lokalneW doprowadzeniu do naszego zaistnienia na Ziemi przypadek mógł odegrać większą rolę, niż to sobie wyobrażamy.Nie tylko nie jesteśmy koroną ewolucji; było całkiem możliwe, że wcale się nie pojawimy.Z drugiej strony, gdyby życie zeszło z tej szczególnej ścieżki ewolucyjnej, która do nas doprowadziła, mogłoby trafić do czegoś podobnego, na przykład inteligentnych krabów albo wielkomózgich meduz wyplatających sieci.Nie mamy pojęcia, ile obiecujących gatunków zostało startych z powierzchni Ziemi przez nagłą suszę, zanik jakichś ważnych zasobów, uderzenie meteorytu czy zderzenie z kometą.Znajdujemy ślady tylko tych gatunków, które pozostawiają skamieniałości.Kiedy je badamy, zaczynamy dostrzegać pewien mglisty wzorzec, tendencję do zwiększania komplikacji.A wiele z najważniejszych ewolucyjnych innowacji wiąże się bezpośrednio z największymi katastrofami.* * *Kiedy spoglądamy na współczesne organizmy, niektóre wydają się nam bardzo proste, inne zaś niezwykle złożone.Karaluch wygląda na istotę o wiele prostszą niż słoń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|