[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Miałeś szczęście.Ale walczyłeś dobrze, zdobyłeś kobietęuczciwą walką.Ciesz się nią.Jego odpowiedz nie rozproszyła wątpliwości Joana.Z podpisaną kopią dokumentu zwolnienia warunkowego w ręku Joan miał ochotę poroz-mawiać z Bernatem de Vilamari o wielu sprawach, lecz zabrakło mu odwagi.Ciągle się go bał,a emanująca od admirała władza budziła respekt.Zadał mu tylko jedno pytanie.To, które przezcały spędzony na galerze czas pragnął wypowiedzieć, ale nie pozwalał mu na to strach. Gdzie sprzedaliście jeńców z Llafranc?Admirał spojrzał na niego surowo, nie zdradzając najmniejszych oznak poczucia winyczy wyrzutów sumienia.Ukrywał emocje, które wywoływał w nim ten chłopak.Patrzył na ofiaryswych czynów z oddali, zdawały się owieczkami idącymi na rzez, których cierpienie było czymśnormalnym.Nigdy dotąd z żadną z nich nie miał styczności.Bartomeu powierzył mu Joana, aleon nie zamierzał go chronić.Obiecał jedynie ocalić go od zemsty za śmierć Jednookiego.Jed-nakże chłopak uderzył w jego czułą strunę.Zdawał sobie sprawę, że Joan chciał go zabić, choćw końcu uratował mu życie.Pragnął z nim porozmawiać, miał mu dużo do powiedzenia, ale niemógł.Nie uchodziło.Był admirałem.Ograniczył się do zdawkowej odpowiedzi na pytanie, którego od dawna oczekiwał: W Bastii, na Korsyce. Jak mogę znalezć moją matkę i siostrę? Korsyka należy do Genui, która kontroluje ją za pośrednictwem koncesji przyznanej re-publice przez Bank Zwiętego Jerzego.Bank ingeruje we wszystkie sprawy wyspy, także w handelniewolnikami w Bastii.Jego siedziba mieści się w wielkim gmachu w porcie Genui.Może prze-chowują tam jeszcze dokumenty dotyczące transakcji i będziesz mógł się dowiedzieć, dokąd zo-stały sprzedane.Joan ocenił wartość informacji.To było wszystko, czego potrzebował.Powiedział krótko: Do widzenia, admirale. %7łegnaj, Joanie Serra de Llafranc.Powodzenia.CZZ CZWARTA104Joan pragnął przytulić Annę, a zarazem nachodziła go słodka tęsknota, która kazała muodwlekać cudowny moment spotkania.Opuszczał Zwiętą Eulalię na zawsze i leniwie pakowałswoje rzeczy, usiłując uporządkować myśli.Ciężko było mu ogarnąć wszystko, co wydarzyło sięw ostatnich godzinach, uzmysłowić sobie, że działo się to naprawdę, że nie był to tylko cudownysen, z którego w każdej chwili może się obudzić.Spojrzał w niebo nad Zatoką Neapolitańską.Dzień był pogodny.Słyszał krzyki mew i wi-dział je fruwające pod chmurami i słońcem, nad błękitnym morzem.Poszedł na dziób i gładzącchłodny brąz armat, urzeczony patrzył na ptaki.Były wolne.Jak on.W książce napisał: Wreszcie wolność.Moja ukochana też jest wolna i tylko moja.DziękiCi, Panie.Fryzjer okrętowy przystrzygł mu włosy i ogolił brodę.Joan ubrał się w najlepsze szaty,a potem uśmiechnięty i zadowolony pożegnał się z resztą osób ze Zwiętej Eulalii.Radość rozpierała mu serce, gdy wchodził na karawelę, trzymając w ręku kwit, wystawio-ny przez skrybę i podpisany przez Vilamarlego.Anna odzyskała wolność.Nie mógł doczekać sięchwili, gdy padną sobie w ramiona.Nadchodził koniec koszmaru.Teraz nikt nie mógł zagrozićich miłości, nigdy się nie rozłączą.Marynarze stojący na straży skrupulatnie obejrzeli pieczęcie na dokumencie, po czym je-den z nich krzyknął w głąb ładowni statku: Anna Lucca! Na pokład.Po paru chwilach, które ciągnęły się w nieskończoność, wyszła.Ubrana w te same szaty,które miała na sobie w dniu napaści na karawelę, mrużyła oczy przed słonecznym blaskiem.Uj-rzała Joana uśmiechającego się szczęśliwie i rozkładającego ramiona, żeby przytulić ją do siebie.Pojęła wynik pojedynku, odetchnęła z ulgą i podeszła do niego z uśmiechem.Lecz kiedy Joanchciał przyciągnąć ją do siebie, zatrzymała się i zapytała, patrząc oskarżycielsko zielonymi ocza-mi: Czy to wy zabiliście Ricarda?Tego pytania Joan się nie spodziewał.Przeszedł go dreszcz na myśl o tym, że może jąutracić, i poczuł wyrzuty sumienia. Nie.To nie ja.Padła mu w ramiona.Joan przytulił ją namiętnie, ale jego spojrzenie zatopiło się w błęki-cie nieba.Targał nim niepokój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|