[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wmówisz mi, chłopcze, że kanonik Otto Beess po-lecił ci mnie jako pomocnika w wybawianiu z opresji uciśnionych niewiast i wspólnikaw rodowej zemście.Ja kanonika znam.To człek mądry.Skierował cię do mnie, bym cięocalił.A nie po to, byśmy obaj położyli głowy pod topór.Spełnię tedy, czego oczekujeode mnie kanonik.Ocalę cię przed pościgiem.I wywiozę bezpiecznie na Węgry. Nie opuszczę Zląska bez Adeli.I nie pomściwszy brata.Nie kryję, że zdałaby misię pomoc, że liczyłem na nią.Na ciebie.Ale jeśli nie, to trudno.Sam sobie poradzę.Tyzaś czyń podług woli.Jedz na Węgry, na Ruś, do Palestyny, dokąd tylko chcesz.Cieszsię wolnością, którą tak kochasz.298  Dzięki za sugestię  odrzekł zimno Szarlej. Ale nie skorzystam. Ach.Czemuż to? Sam w oczywisty sposób nie poradzisz sobie.Stracisz głowę.A wówczas kano-nik upomni się o moją. Ha.Jeśli tedy zależy ci na głowie, nie masz wyboru.Szarlej milczał długo.Reynevan zdążył go już jednak trochę poznać i nie liczył, żeto koniec. Względem brata  przemówił wreszcie niedawny więzień karmelu  będę sta-nowczy.Choćby z tego powodu, że nie masz pewności, kto go zabił.Nie przerywajmi! Wróżda rodowa to rzecz poważna.A ty, jak wyznałeś, ni świadków nie masz, nidowodów, jedyne, czym dysponujesz, to domysły i domniemania.Nie przerywaj, pro-siłem! Wysłuchaj.Wyjedzmy, odczekajmy, zbierzmy informacje, zdobędzmy dowody,zgromadzmy środki.Skrzyknijmy partię.Pomogę ci.Jeśli mnie usłuchasz, obiecuję,posmakujesz zemsty tak, jak trzeba ją smakować.Na zimno. Ale.299  Jeszcze nie skończyłem.Względem twej wybranki Adeli, plan nadal jest psu dodupy, ale cóż, zawadzając o Ziębice drogi nadto nie nadłożymy.A w Ziębicach wielesię wyjaśni. Coś sugerujesz? Adela mnie kocha! Czy ktoś przeczy?* * * Szarleju? Słucham. Dlaczego kanonik i ty upieracie się przy Węgrach? Bo to daleko. A dlaczego nie Czechy? Też daleko.A ja Pragę znam, mam tam znajomków.300  Ty co, do kościoła nie chodzisz? Kazań nie słuchasz? Praga i całe Czechy to terazkocioł z wrzącą smołą, można się boleśnie poparzyć.A za jakiś czas może być jeszczeweselej.Zuchwałość husytów przekroczyła granice, tak bezczelnej herezji nie zniesieani papież, ani Luksemburczyk, ani kurfirst saski, ani landgrafowie Miśni i Turyngii,ba, całej Europie solą w oku jest husyckie odstępstwo.I tylko patrzeć, jak cała Europaruszy na Czechy z krucjatą. Były już  zauważył kwaśno Reynevan  antyhusyckie krucjaty.Chodziła jużna Czechy cała Europa.I zdrowo dostała w skórę.O tym, jak dostawała, opowiadał micałkiem niedawno naoczny świadek. Wiarygodny? Wręcz przysłowiowo. I co z tego? Dostała, to i wyciągnęła wnioski.Teraz lepiej się przygotuje.Powta-rzam: świat katolicki husytów nie zniesie.To tylko kwestia czasu. Znoszą ich już od lat siedmiu.Bo muszą. Albigensi trzymali się lat sto.I gdzie teraz są? To tylko kwestia czasu, Rein-marze.Czechy spłyną krwią, jak spłynęła Langwedocja katarów.I metodą sprawdzoną301 w Langwedocji w Czechach też mordować będzie się wszystkich równo, zostawiającBogu rozpoznanie niewinnych i prawowiernych.Dlatego nie jedziemy do Czech, leczna Węgry.Tam mogą nam zagrozić co najwyżej Turcy.Wolę Turków niż krzyżowców.Turcy, gdy idzie o mordowanie, nie dorastają krzyżowcom do pięt.* * *Las był cichy, nic w nim już nie szuściło i nie piszczało, stwory albo przelękłysię zaklęć, albo, co bardziej prawdopodobne, zwyczajnie się znudziły.Reynevan dlapewności wrzucił do ognia resztkę ziół. Jutro  spytał  dotrzemy już, mam nadzieję, do Zwidnicy? Absolutnie.302 * * *Jazda bezdrożami miała, jak się okazało, swoje złe strony.Gdy się mianowicie wy-jechało z bezdroży na drogę, bardzo trudno było się zorientować, skąd i dokąd danadroga wiedzie.Szarlej postał pochylony nad odciśniętymi w piasku śladami, przyglądał się im, zło-rzecząc pod nosem.Reynevan puścił konia ku przydrożnym trawom, sam popatrzył nasłońce. Wschód  zaryzykował  jest tam.Tedy nam raczej trzeba tędy. Nie mędrkuj  uciął Szarlej. Właśnie badam ślady i ustalam, którędy odbywasię główny ruch.I stwierdzam, że my musimy.tędy.Reynevan westchnął, albowiem Szarlej wskazał dokładnie w tę samą stronę, co i on.Pociągnął konia i ruszył za demerytem, dziarsko maszerującym w wybranym kierun-ku.Po niedługim czasie wyszli na rozstaje.Cztery absolutnie jednakowo wyglądającedrogi wiodły w cztery strony świata.Szarlej zamruczał gniewnie i znowu schylił się303 nad śladami podków.Reynevan westchnął i zaczął rozglądać się za ziołami, wyglądałobowiem, że bez magicznego nawęzu się nie obędzie.Krzaki zaszeleściły, koń prychnął, a Reynevan podskoczył.Z zarośli wyszedł, podciągając portki, dziad, klasyczny przedstawiciel lokalnegofolkloru.Jeden z wędrownych proszalnych dziadów, jakich setki łaziły po gościńcach,żebrały po bramach i kruchtach, wybłagiwały datki pod żeńskimi klasztorami i strawępo karczmach i chłopskich zagrodach. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Na wieki wieków, amen.Dziad, ma się rozumieć, wyglądał jak typowy dziad.Jego siermięga pstrzyła się odróżnobarwnych łat, łykowe łapcie i krzywy kostur były reminiscencją wielu dróg.Spodobdartej czapy, na którą surowca dostarczyły głównie zające i koty, wyglądał czerwo-ny nos i zmierzwiona broda.Na ramieniu dziad niósł sięgającą ziemi torbę, a na szyizawieszony na sznurku cynowy garnuszek. Wspomagaj Was święty Wacław i święty Wincenty, święta Petronela, święta Ja-dwiga patronka.304  Kędy to te drogi wiodą?  przerwał litanię Szarlej. Którędyż to, dziadku, kuZwidnicy będzie? Eee?  dziad przyłożył dłoń do ucha. Jak powiadacie? Dokąd drogi wiodą!!! Aaa.Drogi.Aha.Wiem! Tamój idzie się na Olszany.A tamój ku Zwie-bodzicom.A tamój.Wciurnaści.Zabacułem, kaj. Nieważne  Szarlej machnął ręką. Ja już wszystko wiem.Jeśli tam są Zwie-bodzice, to w przeciwną są Stanowice, przy strzegomskim trakcie.Ku Zwidnicy, przezJaworową Górę, wiedzie zatem właśnie ta droga.Bywaj w zdrowiu, dziadku. Wspomagaj was święty Wacław. Gdyby zaś  tym razem przerwał Reynevan. Gdyby zaś ktoś się o nas dopy-tywał.Toście nas nie widzieli.Pojęliście? Co miałem nie pojąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl