[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We wszystkich wagonet-kach, prócz pierwszej, siedzieli na ławkach ludzie.W pierwszej dumnie stał młody chło-pak w jaskrawopomarańczowym uniformie.Ręce trzymał na sterczących w górę drąż-kach.Najdziwniejsze było to, że powozy poruszały się same! Nie zaprzężono do nich żad-nych koni. Helen.199 Odciągnęła mnie na bok.Powozy połączone brązowymi ogniwami przejechały obok.Chłopak w pomarańczowym uniformie zerknął na nas i pociągnął jakąś dzwignię.Z miedzianego kotła, za jego plecami, z rykiem wyrwał się strumień pary.Pasażerowieodruchowo zapiszczeli.Nic nie powiedziałem.Już zrozumiałem, że mam przed sobą parowy powóz.Zabawnarzecz, ale nic nadzwyczajnego.Niespiesznie, jak idący spokojnym krokiem człowiek, powóz pojechał dalej.Zapierwszą wagonetką z kotłem była jeszcze jedna, z węglem, widocznie w parowozietrzeba było cały czas palić.Niektórzy pasażerowie byli przyprószeni węglowym pyłem,ale chyba uważali to za część rozrywki. Zabawki  powiedziała obojętnie Helen.Skinąłem głową.Jasne, że zabawki.Ale wspaniałe. Duża pizza  oto, czego mi teraz trzeba.I szklanka soku pomarańczowego. Helen odciągnęła mnie z alei. O, zobacz, tam.Obok okrągłego pawiloniku, wokół którego ustawiono na trawie plecione stoliki, tło-czyli się ludzie.Zapach gorącego jedzenia pomógłby trafić nawet ślepemu.Takich malutkich kawiarni było tu dużo.Miraculous był nabity ludzmi, jak miejskiplac w wolny dzień.I wszyscy bez przerwy jedli, pili, rozmawiali, dzielili się wrażenia-mi.Sądząc po twarzach, nikt nie żałował przyjazdu do Krainy Cudów.Kupiłem dwie pizze, szklankę soku dla Helen i kieliszek białego wina dla siebie.Usiedliśmy przy stoliku nieco z boku, w milczeniu zaczęliśmy jeść.Rozglądając się, za-uważyłem, że w tłumie jest kilku strażników po cywilnemu.Zdradzało ich jedynie spoj-rzenie  zbyt baczne, zawodowe, oceniające.%7ładen nie był w mundurze.Widocznieadministracja Miraculousu doszła do wniosku, że widok strażników mógłby zepsuć go-ściom nastrój. No i jak, masz jakieś pomysły?  zapytała Helen, dopijając sok. Gdzie szukać Markusa? Tak.Przecież nie jesteśmy tu dla zabawy. Na razie nie mam  przypomniałem sobie starego medyka.Może w rozmowiebyła jeszcze jakaś wskazówka? Chyba nie. Myśl, myśl.Pod tym względem jesteś specjalistą. Nie jestem psem gończym, Helen. Za to nie raz byłeś w skórze królika.Postaw się na jego miejscu.Napiłem się wina, odchyliłem na twarde oparcie krzesła.Popatrzyłem ponad jedzą-cym tłumem. Jak można się tu dostać, Helen? Od brzegu odchodzi prom. Prom.czy chłopca, który zapłaci, nikt nie wygoni?200  Oczywiście, że nie.Wpuściliby nawet niemowlę, gdyby zapłaciło.Nikt nie zwró-ciłby uwagi. Niesłusznie.Pewnie wszystkie okoliczne dzieciaki gotowe są kraść od rana dowieczora, żeby dostać się na wyspę. Możliwe.Ale pieniądze nie śmierdzą. Miraculous działa bez przerwy? Tak, w dzień i w nocy. To znaczy, że jak się tu wejdzie, można przebywać, jak długo się chce?Pokręciła głową. No nie.Dwa dni minus czas spędzony w hotelach.A hotele są tutaj bardzo dro-gie. Jest wystarczająco ciepło, żeby spać pod otwartym niebem. Straż sprawdza.Ci, którzy śpią pod gołym niebem, długo się nie utrzymają.Na bi-lecie wejściowym zapisują, kiedy się zjawiłeś.W każdej chwili mogą zażądać, żebyś gookazał.Jeśli w drodze powrotnej złapią cię z przedłużonym biletem i bez dokumentuz hotelu  podwójna kara.A tutejsze hotele każdego mogą doprowadzić do bankruc-twa.W przeciwnym razie na wyspie nie byłoby żebraków i kieszonkowców.Co do kieszonkowców, miałem swoje zdanie.Nawet najzręczniejszego szybko by tuzłapano.A nędzarza nie stać na bilet wejściowy.Ale i tak wyglądało to niewesoło. Wychodzi na to, że w najlepszym razie Markus musiałby co dwa dni uciekać z wy-spy, jeśli nie chce ryzykować? Może ma pieniądze na Słowie? Ile? Setki marek? Coś ty, Helen.wątpię.Ale nietrudno sprawdzić. Są trzy hotele  rozmyślała na głos. Jeden dla wysoko urodzonych z gałęziDomu.Raczej tam nie wejdzie, to szaleństwo.Dwa kolejne są skromniejsze.Sprawdzimyje. Sprawdzimy wszystkie. Dobrze.To co, Ilmar, do pracy? Tylko się nie rozdzielajmy. Zgadzam się  uśmiechnęła się zakłopotana. On umie się bić.I to dobrze, gdyżw Domu sztuki walki abo wykładają najlepsi rosyjscy mistrzowie.Ja nie miałam takichnauczycieli.A jeszcze teraz, z moją ręką. To nic.Ja sobie poradzę.W końcu to tylko dzieciak.Nie umawiając się, wstaliśmy.Rzuciłem na stół miedzianą monetę, wziąłem Helenpod rękę i ruszyliśmy po Krainie Cudów.201 Capri to mała wysepka.Ale tyle tu wszystkiego nastawiali, że dopiero po trzech go-dzinach obeszliśmy wszystkie hotele.Prócz tych, które pamiętała Helen, znalazł się jesz-cze  Domowy Pensjonat Przyszłości  niby zwykły zajazd, ale wyposażony w takiesprzęty, których nawet w pałacu się nie zobaczy.Jeśli wierzyć plakatom, wkrótce naj-nędzniejszy żebrak będzie mógł mieszkać w takim domu.który na razie był droższy odnajbardziej komfortowego pokoju w zwykłym hotelu.Markusa, oczywiście, nigdzie nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl