[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poddawszy się niezwykle silnemu naporowi strachu, odstąpił o krok w kierunku drzwi i szukał trzęsącą się bezwiednie dłonią przymocowanego do nich pierścienia.Nacisk był o wiele mocniejszy niż w Mogilnikach; praktycznie nie sposób było mu się sprzeciwić.Coś bezkształtnego wolno wypełzało w jego kierunku z głębin ciemnego podwórka i wydawało się, że zaraz zwali go z nóg, rozdepcze, zmiażdży i wyciśnie z niego życie, jak krew, kropla po kropli, póki na progu nie pozostanie zimne, martwe ciało.Zęby Folka szczękały, czoło pokryło się zimnym potem, oczy wyszły mu z orbit.Nie mogąc przeniknąć mroku nocy, daremnie wypatrywał czegoś na podwórku.Jego przeciwnik nie musiał się ujawniać.Chciał tylko unieszkodliwić stojącego na progu strażnika i wejść do środka.Gdy tylko w udręczonym umyśle Folka pojawiła się jasna, zimna, jakby wciśnięta weń cudza myśl, jego zdławiony duch nieoczekiwanie i nagle wzmocnił się i rozpalił.Odczytał propozycję, by ratować życie ucieczką, i w tej samej chwili zrozumiał, że to niemożliwe.Tam, za drzwiami, spokojnie śpią jego przyjaciele, którzy czują się zupełnie bezpiecznie; tam jest potężny, dobry i wielkoduszny Torin, odrobinę pocieszny, ale wierny i oddany Malec, jego druhowie, gotowi dla niego na wszystko.Nie, nie może odejść i niech się dzieje, co ma się dziać.Jak wałka, to walka.Musi wytrwać.Tym razem samotnie.Nogi jakby wrosły w drewniany próg, plecy oparły się o twardy pierścień Świętej Brody Durina, w ręku połyskiwał nóż.Folko czekał w milczeniu, z całych sił sprzeciwiając się naciskowi złej, nieludzkiej siły.Jak na jawie widział napierającą na niego szarą, rozdętą półokrągłą czaszę, splecioną z powstałych chwilę temu szarych nici; i wtedy z całej siły cisnął przed siebie nóż; pragnął ze wszystkich sił, by pękła ta pętająca wolę sieć, a potem.niech się dzieje, co chce.Nóż bezgłośnie i bez śladu zniknął w mroku nocy, nawet nie błysnąwszy odbitym od księżyca promieniem.Wydawało się, ze na zawsze wsiąkł w szare błoto, które zacierało wszelki ruch.Jednakże chwilę później rozległ się odgłos wbitego w drewno ostrza; i ten dźwięk, taki cielesny, żywy i realny, mocniej od najcięższego młota uderzył w pętającą umysł hobbita ciszę; przez podwórze przemknął syczący, świszczący odgłos, jakby pojedynczy powiew zimnego wiatru rwał zwisające gibkie gałązki.Szara kurtyna, rozcięta na dwoje, zaczęła powoli rozchodzić się na boki, a przed sobą hobbit zobaczył znajomą szarą postać.Jej kontury drżały, jakby tając w otaczającym mroku.Postać wolno ruszyła na niego, Folko znowu poczuł, że cudza wola próbuje usunąć go z drogi - teraz coś spętało pierś, utrudniając oddychanie, ale wróg stał przed nim i Folko wiedział, co ma zrobić.- Czego chcesz? - jęknął w myślach, udając, że jest złamany, choć starał się, by wyglądało to możliwie przekonująco.W odpowiedzi rozległo się coś podobnego do krakania kruków ścierwników, ale słyszał je tylko on.Nie rozróżniał słów, ale zrozumiał dokładnie rozkaz:- Zejdź z drogi.Muszę wejść.Inaczej śmierć.Hobbit nie ustępował, a wtedy szare kontury poruszyły się i wolno popłynęły na niego.- Nie stawaj na drodze Pierścieniorękich!- Łżesz, dawno już ich nie ma! Jesteście tylko bladym cieniem ich minionej potęgi! - wściekle wrzasnął Folko i ruchem wypracowanym podczas setek powtarzanych ćwiczeń, tak jak na zajęciach z Malcem, cisnął drugi nóż dokładnie w czarne pasmo, znajdujące się nieco poniżej tego, co można by nazwać czołem istoty.Jednocześnie z posłanym przed siebie ostrzem jego wola naniosła uderzenie: „Cóż możesz uczynić mnie, żywemu i silnemu, z ciała i krwi, ty, szary cieniu przeszłości? Jesteś tu bezsilny! Ukryj się w swoim podziemiu i czekaj godziny, kiedy nie moja, ale stokrotnie silniejsza wola rozniesie po polach twe ostatnie strzępy! Dlaczego zwlekasz? Oto jestem, chodź tu!”.Nóż zniknął, niczym ciśnięty w porośnięty szarą rzęsą staw, a widmowy błękitny płomień, niczym odległa błyskawica, rozjaśnił podwórze i natychmiast zgasł.Wola Folka darła na strzępy, dławiła i rozrzucała resztki atakującego chwilę wcześniej wroga, rozpłaszczony na ziemi szary cień odpełzał jak rozlana woda; wewnętrznym słuchem hobbit odbierał tylko bezdźwięczne syczenie.Cień z Mogilników był bezsilny.Folko odparł jego napór, zwyciężył!Folko zachwiał się, pozbawiony sił; przygnieciony gwałtowną falą zmęczenia, zaszlochał, nogi ugięły się pod nim i niemal upadł w progu, opierając się czołem o ościeżnicę drzwi.- Folko! Dlaczego walisz do drzwi! - W progu stał rozzłoszczony, zaspany Torin z łuczywem w dłoniach.- Jak się tu znalazłeś? Co się stało?Hobbit milczał, słaniając się na nogach przeszedł przez podwórko i pozbierał noże.Rękojeści, oplecione paskami cienkiej skóry, były z lekka nadpalone - skóra poczerniała, zmarszczyła się, a gdzieniegdzie nawet się zwęgliła.Folko zaczął przecierać je rękawem.- Wyjaśnij mi, co się tu wydarzyło? - Torinowi chciało się spać, zbudził go hałas i teraz usiłował wszystko jak najszybciej załatwić i wrócić do łóżka.- Torinie.- zaczął hobbit, znowu bezsilnie opierając się plecami o drzwi.- Nie, nie będziemy tutaj rozmawiać.chodźmy, chodźmy stąd! - Pociągnął krasnoluda za rękaw i zaskoczony, ziewający potężnie Torin wszedł za nim do domu.Przerywanym szeptem, drżąc przy każdym szeleście czy skrzypnięciu, Folko zdał relację z niedawnego pojedynku.Teraz, kiedy wszystko już miał za sobą, nie mógł się opanować i nerwowo dygotał.W nierównym świetle łuczywa widać było nachmurzone czoło krasnoluda i zaciśnięte szczęki.Sięgnął po topór leżący na klocku przy wezgłowiu.- A więc znalazł nas - powiedział Torin ze złością, ale radośnie mrużył oczy.- Przyszedł! Pierścienioręki, znaczy! - Krasnolud pospiesznie sprawdzał, czy całe jego uzbrojenie znajduje się na właściwym miejscu.- A co się z nim w końcu stało? Nie bardzo wierzę, żeby upiory znikały po uderzeniu zwykłym nożem.- Nóż nic mu nie zrobił, według mnie - pokiwał głową hobbit.- Po prostu przeleciał na wylot, i tyle.Już prędzej potrafiłem go czymś odepchnąć, tak mi się wydaje.Natomiast zasłona rzeczywiście została rozcięta nożem.- Cóż, wszystko jasne - westchnął krasnolud.- Miałeś chyba wtedy rację, Folko! Nie powinienem był brać tego miecza.Przeklęty, przyszedł po niego! A może i nie, kto wie.Chyba zapamiętali nas w Mogilnikach.- Westchnął.- Dobra, teraz już nic na to nie poradzimy.Będziemy czuwać i walczyć ostro, gdy znowu się pojawi.Chodźmy spać.Chociaż.lepiej ty śpij, a ja popilnuję.Folko położył się i wsłuchał w siebie.Nie, już się uspokoił, nic nie zapowiadało nowego ataku mogilnego widma, i hobbit nieco się odprężył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl