[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Po wyjściu na ganek zatrzymał się i rozejrzał.Na obszernym podwórku, które otaczał mocny i wysoki płot, stały ich wozy, tonąc w porannej siwej mgle.Na prawo, nad płotem, wznosiła się wysoka wieża strażnicza, na lewo - dwuspadowe dachy sąsiednich domów.Słońce nieśmiało wysuwało się spod horyzontu, nieboskłon był czysty, dzień zapowiadał się upalny.Od strony furgonów zaczęły rozlegać się głosy, pojawiła się wysoka postać Rogwolda; Malec oraz jeden z myśliwych, Glen, ruszyli do gospody po śniadanie, a ludzie i krasnoludy wyprowadzali ze stajni konie i kuce.Zza rogu wyszli Torin z Branem, obok nich szedł Strażnik w czarnym oksydowanym hełmie.- Więc zdecydowaliście, że ruszacie dzisiaj? Nie lepiej poczekać tydzień, z północy zmierza ku nam duży obóz.- mówił, idąc, Arnorczyk.- A co się dzieje? - odpowiedział pytaniem na pytanie Torin.- Niespokojnie na drodze?- Może nie tak bardzo - zawahał się Strażnik.- Niedawno nadeszły wieści, że kawałek na południe zauważono podejrzany oddział żołnierzy.Ścigano ich, ale rozpierzchli się w lasach - jak ich tam dopaść? A dalej na Trakcie znajduje się Szary Żleb, ulubione miejsce banitów na zasadzki!Zainteresowawszy się rozmową, stopniowo otoczyli ich krasnoludy i ludzie, wśród nich także Rogwold.- Ile trzeba czekać na obóz? - zapytał Forg, towarzysz łowczego.- Tydzień, może dziesięć dni - odpowiedział Strażnik.- Obozy gromadzą się dość wolno.- Nie możemy czekać - Dorin zmarszczył czoło.- Nie możemy - potwierdził Torin.- Chodźcie, porozmawiamy!Zebrali się na niewielkim terenie między wozami, rozstawiwszy wartowników, by uniknąć ryzyka podsłuchiwania.Usiedli w ciasnym kręgu, dotykając się ramionami, i mówili półgłosem; nikomu nie trzeba było przypominać o ostrożności.- Lepiej poczekajmy, tydzień czy nawet dziesięć dni zwłoki nie ma znaczenia, przecież nie pędzimy do pożaru! - zaczął Rogwold.- A tamci na pewno obserwują.Jak wystąpimy w małej liczbie, bez ochrony, ci szubrawcy będą mieli wspaniałą okazję, by uderzyć na nas w Szarym Żlebie.Bywałem tam, Forg i Alasn też, to złe miejsce.Wyobraźcie sobie wąską przestrzeń między dwoma wysokimi i stromymi wzgórzami, porośniętymi ciemnym lasem o gęstym podszyciu.Żleb ciągnie się przez dobrą milę, może półtorej - jeśli rozstawią łuczników wzdłuż drogi, to wystrzelają nas bez trudu.Uważam, że nie należy ryzykować.Rogwold umilkł; popatrzył na słuchających go z aprobatą ludzi i nieco sceptycznie nastawionych krasnoludów.- Dziś jest osiemnasty kwietnia - odezwał się Dorin cicho, powstrzymując gniew, i Folko zauważył, że Torin ukradkiem położył dłoń na ręce przyjaciela.- Do Khazad-Dumu mamy jeszcze ze dwadzieścia dni drogi, może nawet dwadzieścia pięć.To prawie cały maj.Lato, według wszelkich oznak, czeka nas upalne, zaczną topnieć górskie śniegi, dolne piętra Morii mogą być podtopione.Co nam pozostanie? Kto wie, jak długo trzeba będzie siedzieć w Czarnej Otchłani, zanim czegoś się dowiemy? Potem się okaże, że trzeba pilnie zwoływać ruszenie - a jak zdążymy przed zimą? Nie, skoro zdecydowaliśmy się na taką wyprawę, w ciemno, nie ma co zwlekać.Jeśli stanie ktoś na naszej drodze, przebijemy się! Jest nas czternastu, was dwunastu, i znakomity łucznik Folko.Jak mądrze uderzymy, a strach ma wielkie oczy, to i nasza liczebność wzrośnie dziesięciokrotnie!Dorina niespodziewanie poparł Alan, najmłodszy ze wszystkich arnorskich myśliwych.- Byłem w Szarym Żlebie zeszłej jesieni - zaczął, odgarniając z czoła kruczoczarne włosy.- Rzeczywiście, trudno tam urządzić zasadzkę.Las wzdłuż Traktu jest wyrąbany i spalony, a na lewym wzgórzu znajduje się posterunek.Rogwold ma rację, mówiąc, że z łucznikami nie poradzimy sobie, ale oni też nie mogą podejść blisko do Traktu, poza tym nie słyszałem, żeby rozbójnicy dobrze strzelali z łuków.Owszem, uderzyć zza węgła, w plecy, proszę bardzo, ale regularnych walk to oni nie prowadzą.Zawsze możemy wysłać przodem kogoś sprytnego, by nie iść na oślep.I żeby nie było wątpliwości, od razu mówię: jestem gotów iść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|