[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Spojrzała na niego tak, jakby był jej własnością.– A potem zabierzemy cię do miejsca, skąd będziesz mógł widzieć bitwę.Cały czas będziesz pod moją opieką.– On jest jej specjalnym projektem – mruknęła Zazar Jesionnie do ucha, kiedy Ysa pomagała Hynnelowi kuśtykać z powrotem do sań.– Ysa do niczego się nie przyda przy krwawych ranach, więc pozwól, żeby się nim zajęła.Przynajmniej nie będzie nam się plątała pod nogami do czasu, aż będziemy jej potrzebowały.– Już niosą pierwszych rannych – zauważyła Jesionna ze smutkiem.Podeszła do większego, otwartego namiotu, gdzie czekali medycy.Zapalali już latarnie i szykowali się na przyjęcie pacjentów.Mieli opatrywać lżej rannych i udzielać natychmiastowej pomocy tym, którzy otrzymali cięższe rany, zanim odeślą ich do Śnieżnej Twierdzy na jednych z czekających w pogotowiu sań.Ysa musi znaleźć inne miejsce, gdzie Hynnel będzie mógł poczekać.Słysząc łopot wielkich skrzydeł w górze, obie kobiety podniosły oczy, ale lecące stworzenie zasłaniały ołowiane chmury.Na morzu w pobliżu brzegu Snolli znowu objął dowództwo swojej floty.Przysłuchiwał się znanym od lat odgłosom – skrzypieniu i trzeszczeniu niezawodnej, starej “Śmigłej Mewy”, spokojnemu pluskaniu fal o jej burty, a od czasu do czasu chrząkaniom czekających marynarzy.W górze gwiazdy świeciły niemal tak jasno, jak księżyc.Nikt nie podkradnie się do nich niespostrzeżenie.Jego wnuk Rohan nieźle się spisał.musiał to przyznać, choć niechętnie.Ale kiedy przyszła pora na prawdziwą wojnę, potrzebny był ktoś taki jak on sam – dostatecznie dojrzały, żeby zachować ostrożność, i wystarczająco krzepki, aby tęsknić do bitwy.Zapragnął, żeby para tych latających potworów, Lodowych Smoków, spróbowała teraz zaatakować jego – tak jak tamten, który napadł na młodego Rohana.Irytowało go, że to ten cholerny smarkacz wykończył jednego takiego stwora, a nie on, Naczelny Wódz Morskich Wędrowców.No cóż, pomyślał filozoficznie.Jeśli wszystko, co mamy robić, to łapać uciekających maruderów, to może wystarczy w takiej wojnie, jak ta.Gdyby tylko ten łajdak zwany Wielką Ohydą miał statki!Podenerwowany i niespokojny, pragnął wziąć większy udział w walce.Nerwowo postukał palcami po burcie i zdał sobie sprawę, że podświadomie naśladuje rytm bębna Dobosza Duchów.Kasai, który byłjego towarzyszem i głównym doradcą od wielu lat, siedział obok na pokładzie z zamkniętymi oczami i gładził swój bęben, ale tak delikatnie, że prawie nie było go słychać.– Widzę, że chcesz odczytać dla mnie przyszłość, więc zrób to.Przestań trzeć ten bęben i twierdzić, że to coś ważnego – powiedział Snolli z irytacją.Kasai otworzył oczy.– Właśnie odczytuję twoją przyszłość, Naczelny Wodzu – odezwał się monotonnym głosem.– Posłuchaj i weź to pod rozwagę.Każdy ma już dość walki i każdy odegrał jakąś rolę.Tej nocy wszystko się skończy i wszystko się zacznie.Dzień przyniesie nam nowy świat.Zmiana, zmiana.wszystko się zmienia.Snolli wbił wzrok w Dobosza Duchów, w jego zmierzwione, siwe włosy.Ach, walka! Przez chwilę zapragnął znów mieć w dłoni miecz Rinbella, ten, który podarował Obernowi, a który potem przeszedł na jego wnuka.Teraz nosił go generał Gaurin, bo pożyczył mu go Rohan.Snolli przyznał z niechęcią, że ta niezwykła broń mogłaby się znaleźć w gorszych rękach.Zresztą on, Snolli, ma swój topór bojowy.Mocniej ścisnął jego trzonek.Topór to odpowiednia broń dla Morskiego Wędrowca.Kasai nie przestawał szeptać, a szum wiatru niemal zagłuszał jego głos:– Zmiana, zmiana, zmiana.21Farod nie mógł sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek w życiu było mu tak zimno, jak teraz.Wielki, Któremu Wszyscy Służą, jechał na Lodowym Smoku razem z nim, szybując nad polem bitwy i obserwując, co tam się dzieje.Farod do tej pory uważał, że zimno mu nie straszne, że się do niego przyzwyczaił, ale nigdy dotąd nie czuł takiego martwego, lodowatego, straszliwego chłodu.W porównaniu z tym lód był ciepły.Wysiłkiem woli powstrzymał dreszcze.Wielki beznamiętnie obserwował zniszczenie dwóch z pozostałych trzech Lodowych Smoków.– To nie ma znaczenia.One nie są specjalnie pożyteczne; nadają się do obserwacji z góry, do przerażania nieświadomych i burzenia murów.Jeżeli napotkamy opór po dotarciu do Rendelu i tamtejszych miast, może więcej Lodowych Smoków wykluje się z jaj.– Czy polecimy z powrotem na północ, do wylęgarni, o Wielki? – zapytał Farod.– Oczywiście, że nie.Chcę zobaczyć rezultat tej bitwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|