[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A jakżeż śmieje się diabeł?— Diabeł nie śmieje się nigdy.Nie ma we wszechświecie istoty badziej smutnej, nie ma nigdzie istoty bardziej zbolałej, do głębi serca smętnej niż diabeł.Dlaczego? Są to już sprawy nie do towarzyskiej rozmowy.Zostawmy to.Otóż, wracając do mojej historii, jest jeszcze jedna trudność w moim życiu: nie mam dokumentów.Jak pan to łatwo rozumie, nie jestem ochrzczony, więc nie mam metryki.Na świecie znalazłem się w gotowej postaci, w tej w jakiej mnie pan ogląda, więc nie mam żadnego osobistego dowodu.Uśmiechnąłem się, ale nic już nie powiedziałem.Diabeł zauważył mój uśmiech i odpowiedział na jego treść.— Sfałszować? Nic łatwiejszego, ale, jak już panu powiedziałem, mam wstręt do oszustwa.Można żyć i bez dokumentów, a rzecz prosta, że łatwiej się uda w małym mieście, gdzie na to mało zwracają uwagi, niż w wielkim, gdzie ludzie wszystkiego są ciekawi…— W jakiż sposób — przerwałem — nie mając metryki, mógł się pan ożenić? Ślub zresztą bierze się zazwyczaj w kościele…— Panie! Łatwiej o żonę niż o dokumenty.Toteż uroczystej ceremonii mojego ślubu nie tylko nikt nie uwiecznił w aktach, ale też nikt jej nie oglądał.Moja żona spadła mi, rzec można, z nieba… A ponieważ trudno było żądać od niebios, żeby mnie obrzucały z góry błogosławieństwem i szczęściem, toteż spadło mi z góry najsroższe z nieszczęść.— Ach, a takie dzikie stadło nie jest oszustwem?— Bynajmniej! Jest to uczciwy interes, tylko że bez zwyczajowej aprobaty.Czasem to właśnie ślub jest ohydnym oszustwem, bo przy ślubie składa się przysięgę, o której wie się z góry, że się jej nie dotrzyma.Zresztą w sprawach miłości, tam gdzie ona sprzęga dwoje ludzi, nie ma nigdy oszustwa.Ludzie, a ja jestem człowiekiem, nigdy nie oszukują się, kiedy się schodzą, zaczynają to robić dopiero, kiedy się zeszli.— Pan kochał swoją — żonę?— Jestem w głębi serca sentymentalny…— A czy ona wie, kim pan jest?— Nie.Nie przypuszcza, że jestem diabłem, gdyż w takim razie miałaby dla mnie trochę więcej szacunku albo czułaby przede mną trwogę.— Nic z tego nie czuje?— Jeżeli uporczywe uderzanie przedmiotem przyzwoicie ciężkim po głowie jest dowodem szacunku, w takim razie jestem najbardziej szanowanym mężem.— Po cóż pan to cierpi?— Jestem człowiekiem, panie.Diabeł się we mnie buntuje, a człowiek pokorny cierpi.Zresztą romantyczny żywot wedle ludzkich pojęć, ta osobliwa miłość, której mi ta kobieta daje dowody, miłość nieco chmurna, nieco zbyt gwałtowna i bolesna, jest moją jedyną rozrywką.Poniewierany jak człowiek, zapominam, że jestem wolnym diabłem.Cierpienie moje jest mniejsze, tęsknota moja pozwala się zagłuszyć wrzaskiem tej baby.— Nadzwyczajne! Pan tak tęskni?— O, tak! Jest mi tak strasznie źle, że nie śmiem panu tego powiedzieć.Nie mogę żyć w zaduchu i w bagnie, wśród złodziei i opryszków, wśród małych świństw i małych, mizernych łajdactw.Chcę umrzeć!— Któż panu przeszkadza? Czy tak trudno o śmierć?Biedny diabeł spojrzał smutno.— Bez wątpienia! Łatwo, panu łatwo, wszystkim łatwo, tylko mnie trudno.— Boi się pan?— Co też pan, u licha, wygaduje! Ja pragnę śmierci, tak jak pan zapewne pragnie życia, bo inaczej jak przez bramę śmierci, nie mogę wrócić tam, dokąd pragnę wrócić z całej duszy, do swoich.— Ale pana tam nie chcą…— Zaczyna pan rozumieć sytuację.Tak, nie chcą mnie tam i nie pozwalają mi umrzeć.Kiedyś wreszcie to nastąpi, bo diabeł nie jest człowiekiem, więc nie jest zawzięty do nieskończoności, kiedyś się bracia moi ulitują nade mną i pozwolą mi stąd uciec jak z więzienia.— Próbował pan umrzeć?— Rzecz prosta! Myślałem wciąż, wciąż miałem nadzieję, że już jestem ułaskawiony, lub że mnie przyjmą, kiedy się u nich zjawię.Strzelałem do siebie, kula przeszła przez serce i stłukła szybę.Topiłem się, zanurzając głowę na całe godziny pod wodą i było mi tylko bardzo nudno, bo żyłem wciąż.Mój związek z tą babą nie był też tak bardzo bezmyślny; chciałem wzruszyć piekło moją męczarnią i pohańbieniem i miałem pewne widoki, że czego nie zdziała najbardziej niezawodny środek na sprowadzenie śmierci, to jednak zdziałać potrafi kobieta.— Rozumowaniu temu niepodobna odmówić głębokiej bystrości…— Widzi pan! Jadłem cyjankali jak cukierki; kładłem się na relsach kolejowych i tylko wykolejałem pociągi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl