[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Daniel obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.Chłopcy wyprężyli się, stając w miejscuz rozstawionymi stopami i rękami w kieszeniach. Zapadła cisza.Daniel słyszał jedynie szum w uszach. Jakiś problem?  To Peter się odezwał.Szczękę przekrzywił w bok i przymrużył oczy,czekając, aż Daniel zacznie. Ani słowa więcej o niej, zrozumiałeś? O, albo co? Albo cię spiorę. Ta? Ty i czyja armia?Potem wszystko potoczyło się tak, jak wtedy.Daniel rzucił się na chłopaka, uderzając gogłową w brzuch.Przeciwnik wciąż był od niego wyższy.Trafił go pięścią prostow żebra.Danielowi z bólu aż zaparło dech w piersiach.Usłyszał, jak pozostali dwaj skandują: Dołóż mu, Pete! Dołóż mu!.Daniel przypomniał sobie, jak bił się kiedyś z konkubentem mamy, tym samym, którypodniósł go z podłogi za włosy.Poczuł uderzenie wściekłości, szybkie, jasne i perfekcyjne, przezcałe ciało.To był wzmacniający, oczyszczający cios.Uderzył Petera, obalając go na ziemię,a potem kopał go w twarz, aż chłopak się odwrócił.Wtedy rzucili się na niego pozostali, ale Daniel był wciąż upojony walką i nie czuł ich pięścina ramionach ani na klatce piersiowej.Trafił Matta w nos i poczuł trzask rozchodzący się echempo kostkach dłoni, a potem kopnął Liama w jądra.Odszedł, zataczając się.Piekła go pięść.Spojrzał na nią i zobaczył, że skóra na kostkach jegodłoni jest rozcięta, ale kiedy jej dotknął, zdał sobie sprawę, że to krew Matta.Obrócił się w stronętorów, żeby jeszcze raz spojrzeć w twarz przeciwnikom. Jeszcze jedno słowo na jej temat i nie żyjecie!Słowa  nie żyjecie wystrzeliły z jego ust niczym kule.Odbiły się echem po otwartej łące.Ptaki rozpierzchły się spłoszone.Skryci w wysokiej trawie chłopcy się nie odezwali.Daniel odszedł spokojnym krokiem, aleznów przesadnie kołysząc ramionami.Powiał wiatr, zdzbła trawy pochyliły się w jego stronę,jakby chciały oddać mu hołd.Wiedział, że chłopcy będą chcieli się zemścić, ale krocząc w stronę gospodarstwa, czuł sięzadowolony z siebie.Jego kroki były lekkie.Teraz dwa razy się zastanowią, zanim zaczną z niejszydzić.Była teraz jego mamą; będzie jej bronił.Gdy dotarł do gospodarstwa, na podwórzu panowała cisza.Kury bezgłośnie dreptały dokołai dziobały ziemię, a kozlęta piły mleko z wymion, od których miały zostać odpędzonewieczorem.Stokrotki w trawie opierały się przed wiatrem.Minnie rozmrażała lodówkę.Od razu po przyjściu Daniel pobiegł do łazienki.Umył ręcei spojrzał w lustro.Podniósł podkoszulek, aby obejrzeć żebra.Nie miał ani jednego zadrapania.Minnie nie domyśli się, że przed chwilą jej bronił, bił się o nią i wygrał.Nie mógł się powstrzymać, aby nie wyprężyć mocniej piersi.Minnie stała w kuchni w kaloszach i uderzała drewnianą łopatką w oblodzony zamrażalnik. Matko Boska, to już ta godzina?  wykrzyknęła, gdy chłopiec wszedł do kuchni. Byłamprzekonana, że jest dopiero po drugiej! Pewnie czekasz na kanapki, a ja ich jeszcze nie zrobiłam!Daniel wytarł nos i czoło rękawem, czekając, aż Minnie rozsmaruje plasterki bananów naświeżym białym chlebie i naleje mu szklankę świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy.Wypiłcały sok i połknął pół kanapki, zanim zapytał: Po co to robisz?  Wskazał ręką na otwartą lodówkę. To jak ze wszystkim w życiu, Danny.Raz na jakiś czas trzeba wyciągnąć młotek i zacząćwszystko od nowa.Chłopiec nie był pewien, co kobieta ma na myśli.Nadgryzł drugą połówkę kanapki.Okna były otwarte i do środka wpadał zapach nawozu z sąsiedniego gospodarstwa.Minnie jednymhaustem wypiła herbatę, a potem wzięła do ręki młotek i łopatkę.Aupała lód głośnymi, mocnymiciosami. Dostałem dzisiaj piątkę z klasówki z historii!  krzyknął do niej.Minnie przerwała swójatak na zamrażarkę i mrugnęła do niego. Ty mój mądralo.Mówiłam ci, jesteś naprawdę bystry.Wystarczy, że przyłożysz się choćodrobinę, a wszystkich ich wykosisz.Mówiłam ci.Blitz wyślizgnął się do drugiego pokoju, uciekając przed łomotem.Po kuchennej podłodześlizgały się kawałki lodu, ciche i łzawe jak skrucha.Daniel skończył kanapkę i rozsiadł się na krześle, oblizując palce.Wiedział, że Minnie goobserwuje z młotkiem w dłoni.Otarła czoło ramieniem i odłożyła narzędzia do zamrażarki.Usiadła obok Daniela i położyła czerwoną dłoń na jego udzie. No co?  zaczął chłopiec, znów wycierając nos rękawem. Rozmawiałam z Tricią.Kuchnia wypełniona koralikami światła, zapachami tostów i ciepłem nagle napięła sięniczym struna skrzypiec.Leżący w przedpokoju pies oparł nos na łapach.Daniel czekałwyprostowany.Ciężka dłoń Minnie wciąż spoczywała na jego nodze.Zaczęła go głaskać.Poczułciepło przenikające przez spodnie szkolnego mundurka. Nie wiem, jak ci to powiedzieć, Danny.Bóg mi świadkiem, że chciałabym oszczędzić ciwięcej cierpienia, ale prosiłeś, żebym się dowiedziała. O co chodzi? Mama jest znowu w szpitalu? %7ładen moment nie będzie właściwy, więc po prostu ci powiem.Dowiedziałam się dzisiaj.Zagryzła wargę. Jest w szpitalu, mam rację? Znowu jest chora. Tym razem gorzej, rybko. Kobieta spojrzała na niego nieruchomym wzrokiem, jakbyoczekując, że Daniel domyśli się sam. Co się stało? Kochanie, twoja mama nie żyje.Zwiat stał się bardzo cichy i bardzo głośny zarazem.Wszystko wokół zdawało się stanąćw miejscu.Daniel poczuł tę pauzę, tę ciszę.Dzwoniło mu w uszach.Czuł się tak, jak przedniedawną bójką.Jakby na sekundę albo dwie stracił równowagę.Szum w uszach sprawił, żezaczął wątpić w to, co usłyszał, ale czując smak przerażenia w gardle  kwaśny, czarny wiedział, że nie jest w stanie znieść tego ponownie.Wstał od stołu i od razu poczuł na ramionach ciepłe dłonie Minnie. Już dobrze, kochanie  szepnęła. Nie uciekaj przed tym.Ja zawszę będę tu, jeśli będzieszmnie potrzebować.Po latach, przypominając sobie te słowa, Daniel zawsze miał ochotę pobiec jeszcze szybciej.To był szok, a jednocześnie osobliwa ulga.Poczuł nagły wstrząs, jakby ktoś szarpnął nimalbo go uderzył, ale potem przeszywającą i dziwną ekscytację.Serce mu waliło, język przylgnąłdo podniebienia, oczy miał rozszerzone i suche.Nie żyje?Powietrze uwięzło mu w ustach, jakby ktoś podciął mu gardło.Nie żyje.Spojrzał w dół i zobaczył na swoim ramieniu dłoń Minnie; jej ciepłe palce, tak pewniejsze oddłoni jego matki.Były mocne jak lina, tak pewna, że mógłby zeskoczyć ze skały, wiedząc, że goprzytrzyma  zawieszona w czasie i w przestrzeni  że udzwignie jego ciężar wbrew silegrawitacji. Nie żyje.Wtulił się w Minnie.Nie prosiła go o to.Nie przyciągnęła go do siebie, ale on i tak się w niąwtulił, jak liść, który zwija się jesienią, gdy ucieknie z niego cała energia. No już  powiedziała. No już, moje kochanie, mój wspaniały chłopcze.Wiem, że teraztego nie czujesz, ale jesteś teraz wolny  jesteś już wolny.Nie czuł się wolny, ale czuł się niczym niezwiązany i strach przed tym uczuciem sprawił, żejeszcze mocniej przycisnął się do Minnie, po raz pierwszy naprawdę się jej oddając  prosząc jąo miłość.Jakiś czas pózniej zrobiła mu herbatę, a on miał do niej mnóstwo pytań. Jak umarła? Znowu przedawkowała, kochanie.Sporo.Wziął kubek w dwie ręce i pociągnął łyk herbaty. Czy mogę pojechać ją zobaczyć? Pochowali ją gdzieś? Nie, skarbie, została skremowana.Ale zawsze będziesz mieć jej naszyjnik i możesz myślećo niej, kiedy tylko chcesz. Powinienem być przy niej.Mogłem zadzwonić po karetkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl