[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chłopie, mógłbym naprawdę używać wiele takich jak ta! - wysunął rękę i złapał ją za wysmukłe ramię.Tym razem Millie miała powód, by krzyknąć.Ciało Dora przejęło kontrolę.Lewą ręką złapał za łuk Mundańczyka, kiedy prawa powędrowała za plecy, żeby wyrwać miecz z futerału.Nagle dwóch Mundańczyków zostało osaczonych.- Zostawcie ją w spokoju! - krzyknął Dor.Millie odwróciła się do niego zaskoczona i zadowolona,- Dlaczego? Dor, nie wiedziałam, że cię obchodzę!- Ja też nie wiedziałem - wymamrotał.I wiedział, że było to kłamstwo.Przyrzekł sobie, że przestanie kłamać, ale wydawało się, że to dzieje się jakby wbrew jego woli w chwilach takich, jak ta.Czy stanowiło to również część dorastania, czy nauczył się kłamstwa towarzyskiego? Zawsze lubił Millie, ale nie wiedział, jak to wyrazić.Jedynie bezpośrednie zagrożenie skłania go do działania.- Nie wyjdziesz z tego! - powiedział ze złością Joe.- Mamy wszędzie dookoła oddziały, plądrują tutaj.Dor przemówił do maczugi, która zwisała u pasa tego mężczyzny.- Czy to prawda, maczugo?- Prawda - powiedziała maczuga.- To przednia straż Piątej Mundańskiej Fali.Maszerują od wybrzeża, przez Rozpadlinę, potem przetną głąb kraju.Są zupełnie odporni na perswazje.Wszystko, czego chcą, to zdrowych kobiet i łatwego życia w zmienionym porządku.Uciekaj, jeśli możesz!Pierwszy Mundańczyk rozdziawił usta.- Magia! On naprawdę zna magię!Dor cofnął się, a za nim Millie.Był to błąd taktyczny.W jednej chwili dwóch Mundańczyków znalazło się poza zasięgiem miecza i zdążyło wyciągnąć własną broń.I od razu podnieśli krzyk.- Wróg ucieka! Odciąć mu drogę!Jakiś kształt opadł z góry: Skoczek.Wylądował prawie na dwóch Mundańczykach i oplatał ich, zanim zrozumieli, co się dzieje.Ale alarm został już ogłoszony i wokół słychać było odgłosy zbliżających się ludzi.- Lepiej skorzystajmy z wyższych gałęzi - zaświergotał Skoczek.- Mundańczycy nie będą ścigali nas tu w górze.- Ale mogą strzelać do nas z łuków! - zaprotestował Dor.- Może nas nie wypatrzą.- Skoczek umocował linki zabezpieczające Dora i Millie, i wspięli się po pniu drzewa.Pojawili się Mundańczycy.Ci obcy mężczyźni gorsi byli od goblinów! Dor szybko się wspinał, dziękując swojemu ciału za potężne muskuły, ale Millie opóźniała ucieczkę.Z pewnością mogli ją złapać.- Odciągnę ich uwagę! - zaświergotał Skoczek i spuścił się nisko na swojej kotwicznej lince.Dor czekał, aż Millie dołączy do niego potem razem wspięli się wysoko.Właśnie, kiedy dotarli do odpowiedniej kryjówki, Mundańczycy skupili się wokół drzewa.Skoczek zaświergotał do nich i popłynął ku następnemu drzewu.- Łapać tego robaka! - krzyknął jakiś Mundańczyk i puścił się w pogoń za Skoczkiem, ale chybił, ponieważ pająk szybko podciągnął się o kilka stóp na lince.Skoczek mógłby potem im uciec podnosząc się bardzo wysoko, lub po prostu przeskakując nad Mundańczykami, ale Dor wciąż borykał się z odholowaniem Millie w bezpieczne miejsce.Więc bohaterski pająk kołysał się nisko, świergocząc coś, co brzmiało wyzywająco i obraźliwie nawet bez tłumaczenia.Inny Mundańczyk skoczył - i chybił.Mundańczycy po prostu nie przywykli do wroga wznoszącego się nagle do góry.Ale było ich zbyt wielu.Teraz pająk nie miał gdzie skoczyć.Jeden z Mundańczyków wpadł na pomysł, by przeciąć linkę mieczem, i uszkodził niewidoczną przędzę.Skoczek upadł na ziemię.Mężczyźni natychmiast rzucili się nań, łapiąc za każdą nogę, bardziej skutecznie niż gobliny.Był więc bezradny.Ludzie i gobliny.Czy naprawdę były wielkie między nimi różnice? Mundańczycy byli więksi, ale.Dor miał już zawrócić, by pomóc przyjacielowi, ale jedno z jego ośmiu oczu wyśledziło go.- Nie zaprzepaść mojego wysiłku! - zaświergotał wiedząc, że nikt poza Dorem go nie rozumie.- Wracaj do Mistrza Zombich.To jedyne miejsce, gdzie możesz zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo.Dor nie pomyślał o tym.Mistrz Zombich nie mógł być przyjazny, ale przynajmniej nie bardziej wrogi.To najlepsze miejsce do czasu, aż przejdzie mundańska horda.Wspiął się do góry, poza ochronną warstwę liści, podciągając Millie.Ostatnim spojrzeniem omiótł Skoczka.Mężczyźni powalili pająka na ziemię, waląc w jego miękkie ciało brutalnie pięściami.Nie próbowali go zabić, próbowali go zranić, sprawić, żeby ich wróg cierpiał najdłużej, jak to możliwe, przed końcem.Ponieważ Skoczek udaremnił im złapanie dziewczyny - i ponieważ Skoczek był inny.Dor drgnął, czując ból uderzeń we własnym żołądku.Co oni zrobią jego przyjacielowi?Skoczek pozostawił sieć jedwabnych linek rozciągniętych ponad wyższym listowiem, prowadzących Dora i Millie i uniemożliwiających im szybkie poruszanie się od jednego dużego drzewa do drugiego.Zdumiewające było to, jak wiele zdziałał w tak krótkim czasie, kiedy byt w górze, i jak wiele przewidział.Dor nigdy nie pomyślał, że przyjaciel go opuści - ale również nie przypuszczał, jakiego poświęcenia Skoczek dokona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl