[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Folko bojaźliwie rozglądał się na boki, a krasnolud chrapliwie klął przez zęby.Wsiadając na kuca, trącił podkutym butem w worek z karzełkiem.Z worka dobiegło ciche pochlipywanie.Wkrótce dotarli do skraju parowu, którego dnem płynął niewielki strumyk; nad nim przerzucono kamienny mostek.W oddali widać było jakieś budowle.Wędrowcy przeszli przez most.Dokoła rozciągały się uprawne pola, wzdłuż drogi pojawiły się płoty z żerdzi, na prawo i lewo odchodziły od niej polne ścieżki.Wkrótce pojawił się przed nimi czarny częstokół okalający miasteczko Bree.Droga kończyła się u zamkniętych z powodu nocnej pory wrót; w wieżyczce strażnika pełgał słaby ognik.Krasnolud sięgnął w zanadrze i zaczął mruczeć:- Nas dwóch.i dwa kuce.dwie ćwierciny myta jak nic.Od głównego traktu odbijała w lewo jeszcze jedna mało widoczna ścieżka, biegnąca wzdłuż częstokołu gdzieś na południe.Ponad ostrokołem z okutych bali można było dostrzec kryte gontami dachy.Gdzieś rozszczekały się psy.Krasnolud podjechał pod same wrota i wyciągnąwszy zza pasa topór, głośno zastukał obuchem.Przez pewien czas trwała cisza, potem uchyliło się okienko i ktoś zachrypniętym od snu głosem zapytał:- Kogo znów wilkołaki w zębach przyniosły? Do rana poczekać nie możesz?- Gdzież tam do rana! - rozzłościł się Torin.- Na drodze mamy spać czy co? Masz tu myto za dwóch i otwieraj! - Wsunął w okienko pieniądze.- A wy kto?- Torin, syn Dartha, krasnolud z Gór Mglistych, wędrujący do Annuminas w sprawach handlowych! Wraz z nim Folko Brandybuck, syn Hemfasta, mój towarzysz i druh.Wpuść nas, szanowny panie!- Dobra, dobra, jacy to niecierpliwi.Zaraz odemknę.Wrota otworzyły się, za nimi widniała długa ciemna ulica.Leciwy strażnik, pomrukując pod nosem, pchnął ramieniem skrzydło bramy i założył zasuwę.Folko odetchnął z ulgą.Znaleźli się w Przygórzu.4LEKCJE W PRZYGÓRZUPrzeszli ciemną ulicą z solidnymi domami, które otaczały wysokie płoty, i zatrzymali się obok starego, na wieki osadzonego w ziemi budynku - słynnej przygórzańskiej oberży „Pod Rozbrykanym Kucykiem”.Jej ściany tworzyły grube dębowe bale, które u podstawy opierały się na omszałych głazach.Okna były jasno oświetlone, przez półotwarte drzwi dochodziły odgłosy ożywionej rozmowy.- Potrzymaj, pójdę dogadać się z gospodarzem.- Torin wcisnął w ręce hobbita wodze, zdjął worek z karzełkiem i skierował się w stronę bocznego wejścia.Dopiero teraz, już bezpieczny, Folko poczuł, jak bardzo jest zmęczony.Chciało mu się jednocześnie i spać, i jeść, ale chyba najpierw jeść! Zsiadł z wierzchowca i poprowadził oba kucyki w głąb ciemnego podwórza.Przywiązał je, dał owsa z worka i zatrzymał się, niepewny, co dalej robić.- A waszmościa hobbita najpokorniej proszę tutaj - rozległ się tuż obok czyjś pełen szacunku głos.Folko odwrócił się.Przed nim stał człowiek, niski, przysadzisty, ale nie gruby; szerokością ramion niewiele ustępował Torinowi.- Gospodarz jam tutejszy.Barlimanem mnie wołają.A oberża nasza już podczas Wielkiej Wojny gościła samego króla Elessara.- Niczym spiskowiec puścił do Folka oko.- Wtedy wszyscy znali go jako Aragorna, a zazwyczaj po prostu nazywali Włóczęgą! Och, zagadałem się, wielkodusznie wybaczcie mi, panie! Torin już zamówił kolację do oddzielnej izby, Nob ją przygotowuje.Czego sobie życzycie? Mięsa czy też coś lżejszego? Może jakieś warzywa?- I to, i to - oświadczył zdecydowanie Folko.- I proszę, nie zapomnijcie o piwie! Może też być gomółka sera; dobry byłby także pieróg jabłkowy, konfitury truskawkowe, miód.No i wszystko to szybko, bo inaczej sami kogoś zjemy! Dokąd mam iść?- Rozumiem, wszystko migiem będzie podane! - zapewnił gospodarz.- Kieruj się, panie.Jak cię mam zwać?- Mów do mnie po prostu Folko.Hobbit pchnął ciężkie, okute żelazem drzwi.Gospodarz, niewiarygodnie zręcznie okręciwszy się na pięcie, znalazł się przed nim i poprowadził w głąb domu, od czasu do czasu chwytając go za łokieć i mrucząc pod nosem: „Ostrożnie, stopnie tu są.A tu piwnica otwarta, Nob, nierób jeden.Wybaczcie, ja przywykłem do ciemności, panie, a krasnolud kazał zaprowadzić was bocznym wejściem.”.Folko posłusznie szedł za nim ciemnym, wypełnionym apetycznymi zapachami korytarzem.Od czasu do czasu gdzieś za ścianą rozlegały się głosy, śmiechy, brzęk kufli i wesołe śpiewy.Karczma, wypełniona ludźmi, zdawała się nie pamiętać o swym szacownym wieku.Barliman zatrzymał się przed drzwiami w przeciwległym końcu korytarza i grzecznie zastukał.- Wejść! - odpowiedział ze środka Torin.Folko znalazł się w niewielkim, bardzo przytulnym pokoju z niskim sufitem i okrągłym oknem zamkniętym na ciężkie okiennice.Po ścianach z belek pełgały czerwone rozbłyski płonącego w kominku ognia, w kutych świecznikach płonęły świece.W odległym kącie stało szerokie łoże, przed kominkiem ustawiono dwa drewniane krzesła i niewielki stół, pokryty ciemnym suknem.W kącie obok kominka leżały ich bagaże, a przodem do paleniska siedział krasnolud, już bez płaszcza.Pokój wypełniał znajomy aromat jego mocnego tytoniu.- Przyprowadziłem go, panie Torinie - pochylił głowę oberżysta.- Oto klucz od piwniczki.- Wyjął z kieszeni ciężki klucz z wymyślnie ciętym piórem.- Kolacja będzie już za momencik.Czy wszystko w porządku? Może jeszcze czymś mogę służyć?- Nie, dzięki, panie Barlimanie - odpowiedział krasnolud.- Wszystko jest w znakomitym porządku.Przekąsimy coś i prześpimy się.- Świetnie, świetnie - kiwał głową oberżysta.- A gdybyście mieli życzenie, prosimy do głównej sali, luda tam wiele, hałaśliwie i wesoło.Jeśli zaś nie chcecie, odpoczywajcie, śpijcie spokojnie; gdyby co było potrzebne, proszę dzwonić.- Wskazał wiszący obok drzwi sznur.- No to życzę przyjemnego wypoczynku.-Barliman ukłonił się.W progu zderzył się niemal z młodym hobbitem, który niósł tacę zastawioną garnkami i miskami.- Oto i kolacja.Spokojnej nocy!Tymczasem młody hobbit zręcznie rozstawiał na stole posiłek.Spod pokrywek dochodziły smakowite zapachy; Folko oblizał się.- Jak droga, czy nie ciężka? - zapytał sługa, zakończywszy swą pracę.- Wołają mnie Nob, syn Brego, ale mówcie po prostu Nob.Gdyby coś było potrzebne, proszę dzwonić, migiem się zjawię.- Droga w porządku - odpowiedział w roztargnieniu Torin, podnosząc do ust pierwszą łyżkę duszonych w przyprawach grzybów.- A u was? Spokój?- Jak by to powiedzieć.- Nob zamyślił się, ostrożnie przysiadając na wysokim progu.- W oberży sprawy idą najlepiej, jak można sobie wyobrazić, a i pola przygórzańskie rodzą obficie.Ale na drogach zrobiło się jakoś niespokojnie.Widać było, że Nob bardzo chętnie by porozmawiał.Folko zapraszająco skinął ręką.- Dlaczego stoisz na progu, przyjacielu? Zamknij drzwi i pogadajmy! Rzadko gdziekolwiek się wybieramy, dlatego niewiele wiemy.Nalał piwa do swojego kufla i podał Nobowi.- Dziękuję.- Sługa ukłonił się nisko.Pociągnął solidny łyk i mówił dalej: - Słuchy różne chodzą, niedobre.Że niby pojawili się u nas tacy ludzie, którzy tylko z rozboju żyją, grabią, palą i zabijają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl