[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwadzieścia minut później Wayne'owi zamknęły się oczy i zasnął.Lloyd odczekał jeszcze kilka chwil, by pozwolić mu zapaść w głębszy sen.Potem cicho podszedł i wyjął mu spomiędzy nieruchomych palców na wpół wypalone cygaro.Poszedł do kuchni i zadzwonił do Sylvii Cuddy.Czekając, aż Sylvia podniesie słuchawkę, włączył przenośny telewizorek, stojący obok półeczki z przyprawami, i z dźwiękiem ściszonym do minimum obejrzał reklamę gumy do żucia Wrigleya.Sylvia odebrała telefon.W tle słychać było operę Verdiego puszczoną na cały regulator.- Sylvia? Mówi Lloyd.- Och, Lloyd! Czekałam, kiedy się odezwiesz! Właśnie miałam wychodzić.- W takim razie nie przeszkadzam.- Wcale nie przeszkadzasz.Poczekaj, niech to tylko przyciszę.Nie słyszę własnych myśli.Leonard Katzmann zabiera mnie do Maria na kolację, jak gdybym nie miała dość opery jak na jeden dzień.Albo dość Leonarda, jeśli już o to chodzi.Jak się czujesz, mój skarbie? To musiało być dla ciebie straszne przeżycie.Straszne? Jak można oddać słowami przeraźliwą grozę tych rozdziawionych nozdrzy, tych ściągniętych skurczem warg, tych zetlałych włosów? Tej pięknej twarzy, która przemieniła się w poczerniałą maskę śmierci voodoo?- No cóż - odparł starając się nadać słowom rzeczowy ton - szczerze mówiąc, nie było to łatwe.To była najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiałem zrobić w życiu.- Lloyd, mój kochany, tak mi przykro.Nawet nie wiesz, jak bardzo ci wszyscy współczujemy.- Dziękuję, Sylvio.Posłuchaj.Jutro porozmawiam z tobą o pogrzebie i wszystkich tego rodzaju sprawach.Lekarz sądowy jeszcze nie zezwolił na przekazanie zwłok przedsiębiorcy pogrzebowemu.Okazuje się, że istnieje przepis, iż w przypadku samobójstwa zawsze należy przeprowadzić sekcję zwłok.- Nie ma pośpiechu, Lloyd.Jeśli chcesz, jutro wpadnę.- Oczywiście.Byłoby świetnie.Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym cię zapytać.- Pytaj, o cokolwiek zechcesz.- A zatem.nie znasz może przypadkiem kogoś z opery o imieniu Otto?Nastąpiła pauza.- Otto? Nie znam takiego.Nie masz jego nazwiska?- Otto to wszystko, co wiem.Być może to niezupełnie członek zespołu operowego, lecz tylko przyjaźni się z kilkoma spośród nich.Jest związany z jakimś zgromadzeniem religijnym.- Nie powiem, bym kiedykolwiek słyszała o jakimś Ottonie.Ale jeśli ci na tym zależy, popytam wśród znajomych.Może Don go zna.- Zawahała się i po chwili dodała: - Czy to chodzi o ciebie, Lloyd? Znam wspaniałego kapłana, do którego mógłbyś się zwrócić, księdza Bernarda.- Nie, to tylko.tylko ktoś, o kim kiedyś wspomniała mi Celia.Sądzę, że powinienem powiadomić go, co się stało.- Och, z pewnością.Cóż, popytam.Nie wiesz o nim nic bliższego?- Tylko tyle, że Celia uważała go za coś pośredniego pomiędzy Jezusem Chrystusem a Robertem Redfordem.- Doprawdy? No cóż, wiedząc, jaka była wybredna, muszę przyznać, iż wygląda na mężczyznę, którego chciałabym dostać w swoje ręce.Popytam się, dobrze? Dobranoc, Lloyd, i uważaj na siebie.Lloyd odłożył słuchawkę na widełki, kiedy w telewizji rozpoczęli nadawanie wieczornych wiadomości.W następnej chwili ujrzał niestabilny, filmowany z ręki obraz poczerniałego spalonego autobusu, stojącego gdzieś na pustyni.Tego samego autobusu, który miał zbadać sierżant Houk.Lloyd wcisnął przycisk pilota i usłyszał głos reportera w pół zdania.-.dzisiejszego ranka przez dwu funkcjonariuszy Patrolu Drogowego podczas rutynowego objazdu Parku Stanowego Pustyni Anza-Borrego.Lloyd obserwował, jak kamery telewizyjne krążą wokół wraku autobusu.-.jedynym dotychczas świadkiem jest niewidomy indiański chłopiec, który utrzymuje, iż w pobliżu autobusu bezpośrednio przed jego spaleniem słyszał głosy, ale.Kamera odjechała do tyłu, by pokazać trzy karetki zaparkowane na poboczu autostrady oraz rządek ułożonych na ziemi pokrowców na zwłoki.- Zaledwie dwie ofiary - mówił reporter - doczekały się jak na razie pozytywnej identyfikacji.Pierwszą z nich jest pan Ronald Kershow, sprzedawca dywanów z Escondido.Druga to pani Marianna Gomes, scenograf Opery San Diego.Lloyd spoglądał na ekran telewizora z uczuciem strachu i podniecenia.A wiec nie ma żadnego związku pomiędzy śmiercią tych wszystkich ludzi ze spalonego autobusu w Parku Stanowym Pustyni Anza-Borrego a samobójstwem Celii na Rosecrans Street, czyż nie tak, sierżancie Houk? Lecz jak pan sądzi, jakie jest prawdopodobieństwo, by dwie kobiety z zespołu Opery San Diego zginęły przypadkowo w płomieniach w ciągu dwóch następujących po sobie dni? Miliard do jednego?Lloyd spotkał kiedyś Mariannę Gomes.Przypominał sobie żywą ciemnoskórą dziewczynę w czerwonej bluzce z falbankami.Czerwone wargi, czarne oczy, biodra, które kołysały się w niemym rytmie salsy.W żadnym razie nie typ samobójczyni - nie bardziej niż Celia.Pamiętał również, co powiedziała mu o Mariannie Celia: „Jest taka bystra i utalentowana, a przy tym ma szalone poczucie humoru”.Kilka razy, gdy Celia późno wróciła do domu, mówiła mu, że razem z Marianną „były czymś zajęte” i że „straciły poczucie czasu”.Czy tym właśnie były razem zajęte? Wspólnym samobójstwem w płomieniach?Lloyd dokończył drinka.Jego umysł rozbrzmiewał zgiełkiem obrazów, przypuszczeń, urywków zapamiętanych rozmów.„Pracowałyśmy nad tym pomysłem wspólnie z Marianną.zdaje się, że trochę się to przeciągnęło.”Był teraz w stanie przywołać Celię z pamięci, ubraną w kożuszek, odwracającą się od drzwi z kluczem w ręku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl