[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkąd zasiadła Abassa u stołu kalifa naprzeciw Giafara, bar-dziej głos truchlał w jej koralowych ustach i mocniej biło serce w jej łabędzich piersiach, imniej się otwierała zrenica jej niebieskiego oka.I spostrzegł się kalif, że Giafar płonął do Abassy, a Abassa drżała do Giafara.I przy końcupewnej biesiady, w czasie której sok winny lał się obficie wokoło, odezwał się do nich w tesłowa: Abasso! tyś od dziś żoną Giafara! Giafarze! tyś od dziś mężem Abassy!Ale słuchajcie i pamiętajcie! Tak jak w tym dniu wszystko troje razem, złączeni przyjazniogniwy, jak bracia i siostry żyjemy, tak będziem żyć przez wszystkie czasy.A ty, Giafarze,nigdy gdzie indziej, jak przy mym stole nie ujrzysz Abassy; a ty, Abasso, nigdy gdzie indziejnie ujrzysz Giafara!Taka jest wola kalifa! a biada temu, kto na nią jest głuchy!Zadrżały z radości serca kochanków, a sądząc, że ten warunek jest tylko natchnieniem so-ku winnego, przystali na wszystko, aby tylko zbliżyć szczęśliwą chwilę, w której ich kalifpołączy.I nadeszła ta chwila z wschodzącym słońcem, a Damas słało kwiaty i pienia szczę-śliwej parze.I przyszedł po ślubie Giafar do Haruna, i rzekł klękając u stopni jego tronu: O wielki kalifie! przeprowadziłeś sługę twego przez sześć niebios do dnia wczorajszego,pozwól mu dzisiaj otworzyć wrota siódmego! Jakże chcesz, ażeby żyć ze słońcem, a zawszew cieniu? Mieć różę w swym ogrodzie, a nie skosztować jej zapachu? Mieć dzielnego rumakaw swoim namiocie, a nie dosiąść grzbietu jego! Ach, pozwól.!A kalif na to: Taka jest wola kalifa! a biada temu, kto na nią jest głuchy!I spuścił czoło Giafar zdziwiony, i obłoczek przyćmił oczko Abassy, i zbladły wkrótce ichlica, i więdli oboje jako kwiatki bez rosy! A przy ucztach brzmiały wesoło zawsze ich głosy.i fałszywy uśmiech zdobił ich lica.A kalif szczęśliwy, że ich miał przy sobie, nie czuł ichbólu! On, co miał tysiąc sułtanek w haremie!I sześć razy księżyc wrócił do dawnej postaci, a kalif nie zmienił swej okrutnej woli!49 Abassa taki list pisała do Giafara:  Chciałam uwięzić moją miłość w sercu, ale nieposłusz-na rwie pęta, które na nią wkładam.Jeśli nie zadowolnisz jej żądzy, moja wstydliwość zginiez moją tajemnicą.Ale jeśli odrzucisz jej prośby, ocalisz nam, przez swą moc, życie!W każdym razie przynajmniej nie umrę nie pomszczoną, gdyż śmierć moja dowiedzie, ktobył moim zabójcą! 15I zapomniał o wszystkim Giafar w tej chwili, i rozogniła się jego zrenica jak sztaba rozpa-lona w płomieniach, i narażając się na tysiąc niebezpieczeństw znalazł sposób rzucenia się donóg swej małżonce.A przy ucztach brzmiały zawsze wesołe ich głosy! a prawdziwy uśmiech zdobił ich lice; akalif szczęśliwy, że ich miał przy sobie, nie czuł ich radości; on, co miał tysiąc sułtanek wharemie!I dziewięć razy od tej chwili księżyc wrócił do dawnej postaci, a kalif zawsze sądził, że nicsię pomiędzy nimi trojgiem nie zmieniło.Dziewięć razy księżyc zmienił swą postać, a dąb wypuścił nowy korzeń i pierwszy pączekwyrósł z łona róży! A rzadko brakowało Abassy przy biesiadach!A zawsze rumiane były jej lica, a uśmiech i śpiew był na jej ustach, choć ból i trwoga w jejłonie!A za dziesiątą zmianą księżyca Giafar unosił tuląc do serca niemowlę bielsze od śniegu, arumak jego leciał przez pustynię i niósł go błyskawicą do murów miasta świętego.Nic się nie zmieniło na dworze kalifa! Wrócił Giafar i znowu w pałacu brzmiały wesołebiesiady.Pokój był z nimi przez długie lata, a kalif powtarzał na prośby Giafara: Taka jest wola kalifa! a biada temu, kto na nią głuchy!Lecz była żmija na dworze kalifa.! Podły niewolnik z rodu czarnych bestii.Doniósł tenszatan, co podsłyszał swymi czarnymi uszami; i zmarszczył brwi, i ścisnął pięści rozżarzonykalif, ale przytłumił na chwilę ogień swej zemsty, aby pożar wszystko mógł za jednymdmuchnięciem pochłonąć; i pocałował jak zwykle swą siostrę w czoło, dosiadł swej ulubionejbiałej klaczy i udał się z dworem w pielgrzymkę do miasta świętego.Ale serce ojca czulsze od kozuniu16.Nim kalif stanął u progów Mekki, już młody Ali byłw Balsorze.A rozgniewany kalif wyciąć kazał cały ród Bermicydów i wygnać w puszczęAbassę!I błądziła po puszczy Abassa! Błądziła przez lat dwadzieścia! A litujące się gazele przy-chodziły lizać jej obnażone nogi.A przelatujące orły rzucały jej swoje pierze, a niewinne ja-gnięta kładły u nóg jej swe niewinne główki.A ta księżniczka, siostra najpotężniejszego kali-fa, co miała trzysta niewolnic na usługi, posiadała teraz dwie baranie skóry za całą odzież iozdobę i szkielet wielbłąda za przytułek.A naród płakał nad zagubą cnotliwych Bermicydów; a ten czyn splamił sławę kalifa, gdyżten ród szlachetny więcej uczynił dobrego ludzkości, niż Allach rozsiał gwiazd na niebie.Ziemia była jego małżonką, po jego śmierci stała się jego wdową17.Zpiewak skończył.! Araby jeszcze słuchają.! Na ich twarzach maluje się smutek spowo-dowany nieszczęściem Abassy! Kiwają poważnie głowami i smoktają ustami.15Ten list autentyczny jest cytowanym przez historyka Ben-Abu-Agellaha (p.a.).16Kozuń, roślina zamykająca się za zbliżeniem (p.a.).17Z autorów: El-Macin i Abul-Ferug (p.a.).50  Cóż mówisz o tej poezji? To poezja obrazów.! Ale są też gdzieniegdzie myśli i uczu-cia.A te uczucia wywierają wrażenie na słuchaczach, gdyż są odpowiednie ich wyobraże-niom i malują w naturalnych farbach to, czego każdy z nich doznaje w tym życiu.!Teraz będzie półgodzinna przerwa, podczas której nikt nie przemówi słowa.Same tylkokłęby dymu z tych niemych ust wydobywać się będą.Cóż to znowu za wrzawa w oddaleniu? Cóż za turkotanie niezwyczajne.? Wyjdzmy tro-chę spod namiotu i zobaczmy, co to się dzieje.Patrz! co za łuna.! Patrz! pożar.! Jan-gheuwar! Jangheuwar.!18Lećmy w tę stronę.Widzisz, jak wiele ludu tam ciągnie.! Myślisz, że lecą ratować.?Gdzie tam.! Lecą patrzyć.!Bez wątpienia, piękna to okropność pożar w Kairze lub w Stambule.Ale są to dwa wi-dowiska dość różne! W Stambule domy jak zapałki.! Tu także jedne o cal odległe od drugichi wiele z nich drewnianych, ale co do widoku, jaki przedstawiają w płomieniach, jest jednakróżnica.Architektura Kairu jest piękniejszą bez wątpienia od architektury Stambułu, a przezto samo światła i odcienia fantastyczniejsze!Otóż ulice zapchane.! zewsząd wynoszą kufry, piernaty, poduszki.Płacz, zgiełk izgrzytanie zębów.!Abas-basza na koniu, z zaspanymi oczyma, rozdziawił usta i patrzy! Domy się palą; orygi-nalne pokoje wschodnie pięter wyższych widać jak w transparencie.Te haremy zakazane oczom.! Otóż je widzimy teraz!Czasami widać w ogniu odważnego Araba, przecinającego belki siekierą, wyrzucającegoprzez okna drogie sprzęty lub unoszącego zemdlałą kobietę.Wszystko to przesuwa się przednaszymi oczyma jak cienie kamero-obskury! A dokoła jasno jak w niebie, a skwarno jak wpiekle!Lud wrzeszczy, kradnie, bije się; zabija czasami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl