[ Pobierz całość w formacie PDF ] . Jasne, zgadza się przyznał Cohen. Niespotykany fenomen! Wojownicy wynurzający się z ziemi!Kratery połączyły się ze sobą.Wydawało się, że i krople się łączą.Deszcz lałz nieba strumieniami. Nie wiem powiedział Cohen, obserwując uciekający obok rozbity plu-ton. Nigdy tu nie byłem.Może to się zdarza często. Przecież to jak w tym micie o człowieku, który zasiał smocze zęby i wyro-sły straszliwe walczące szkielety. W to nie wierzę oświadczył Caleb, gdy żołnierze przebiegli za Cohe-nem. Czemu? Po mojemu, jak zasiejesz smocze zęby, to powinny wyrosnąć smoki.A niewalczące szkielety.Co było na paczce? Nie wiem! Mit nie wspomina, że zęby były w paczkach. Powinno tam stać: Sadzonki smoków. Nie można wierzyć mitom odezwał się Cohen. Znam się na tym.Zaraz.tam jest. dodał, wskazując dalekiego jezdzca.231Na całej równinie zapanował chaos.Czerwoni wojownicy stanowili zaledwieprzyczynę.Sprzymierzenie pięciu wodzów było i tak kruche niby szkło, więc pa-niczna ucieczka została natychmiast zinterpretowana jako zdradziecki atak.Niktjuż nie zwracał uwagi na ordę nie miała przecież kolorowych proporców anigongów.Nie była tradycyjnym nieprzyjacielem.Poza tym gleba zmieniła się terazw błoto, błoto leciało na wszystkie strony i wszyscy od pasa w dół nosili te samebarwy.A poziom błota się podnosił. Co robimy, Dżyngis? zapytał Saveloy. Wracamy do pałacu. Dlaczego? Bo tam uciekł Hong. Ale tutaj mamy to zdumiewające. Słuchaj no, Ucz.Widziałem już chodzące drzewa, pajęczych bogów i wiel-kie zielone stwory z zębami.Nic nikomu nie przyjdzie z gapienia się i powtarzania zdumiewające.Mam rację, Truckle? Jasne.Wiecie, kiedy załatwiłem Pięciogłowego Kozła-Wampira ze Skundu,powiedzieli mi, że nie powinienem, bo to niby zagrożony gatunek.Ja im na to:Jasne, dzięki mnie.To ma być wdzięczność? No zgodził się Caleb. Po mojemu powinni ci dziękować, że dałeś imte wszystkie zagrożone gatunki, żeby mieli się o co martwić.W tył zwrot i wracajdo domu, żołnierzu!Grupa żołnierzy, uciekająca przed czerwonymi wojownikami, zahamowaław błocie, patrząc ze zgrozą na ordę.I natychmiast wystartowała w innym kie-runku.Truckle przystanął, by nabrać tchu.Deszcz spływał mu po brodzie. Nie wytrzymam tego biegania wyznał. I jeszcze pchania przez tobłoto wózka Hamisha.Zróbmy sobie przerwę. Co? Przerwę?! zawołał Cohen. Na bogów! Nie sądziłem, że tego docze-kam! Bohater, który odpoczywa? Czy Voltan Niezniszczalny robił sobie przerwy? Teraz ma przerwę, Dżyngis.Jest martwy oznajmił Caleb.Cohen zawahał się. Jak to? Stary Voltan? Nie wiedziałeś? I Nieśmiertelny Jenkins też. Jenkins żyje.Widziałem go w zeszłym roku. Ale teraz jest martwy.Wszyscy bohaterowie wymarli, oprócz nas.Zresztąco do siebie też nie jestem pewny.Cohen podszedł, chlapiąc błotem i złapał Caleba za koszulę. A co z Hrunem? Nie mógł zginąć! Jest dwa razy młodszy od nas! Ostatnio słyszałem, że znalazł pracę.Jest gdzieś sierżantem straży. Sierżantem straży? nie dowierzał Cohen. Za pieniądze?232 Tak. Ale.niby jak, za pensję? Mówił, że za rok może dosłuży się kapitana.Powiedział, że ta praca dajeemeryturę.Cohen zwolnił chwyt. Niewielu już nas zostało, Cohen westchnął Truckle.Cohen odwrócił się. No dobra! Nigdy nie było nas wielu! A ja jeszcze nie umieram! Nie wtedy,kiedy świat mogą przejąć tacy dranie jak Hong, którzy nie wiedzą nawet, co toznaczy wódz.Szumowiny.Tak nazwał swoich żołnierzy.Szumowiny.To jak tapiekielna cywilizowana gra, którą nam pokazałeś, Ucz. Szachy? Właśnie.Pionki są tam tylko po to, żeby wyrżnęła je druga strona! A królchowa się za ich plecami! Owszem, ale druga strona to ty, Dżyngis! Jasne! Jasne.no tak, wszystko się zgadza, to ja jestem wrogiem.Ale janie wypycham innych do przodu, żeby zginęli zamiast mnie.I nigdy nie używamani łuków, ani tych niby-psów.Kiedy kogoś zabijam, to z bliska.Sprawa osobista.Armie? Jakaś pieprzona taktyka? Jest tylko jeden sposób walki, to znaczy wszyscyszarżują naraz, wymachują mieczami i wrzeszczą! A teraz wstawać i biegniemyza nim! Mamy za sobą ciężki ranek, Dżyngis poskarżył się Mały Willie. Nie gadaj głupot! Poszedłbym do ubikacji.To przez ten deszcz. Najpierw dorwiemy Honga. Jak się schował w wychodku, to jestem za.Dotarli do bram miasta.Były zamknięte.Setki ludzi, zwykłych obywatelii gwardzistów, obserwowały ich z murów.Cohen pogroził im palcem. Nie będę powtarzał dwa razy ostrzegł. Wchodzę, jasne? Możemy tozałatwić po dobroci albo nie po dobroci.Beznamiętne twarze spoglądały w dół, na wychudłego starca, i wyżej, na rów-ninę, gdzie armie pięciu wodzów walczyły ze sobą, a także z przerażeniem przeciw terakotowym wojownikom.I znów w dół.I wyżej.Niżej.Wyżej. Dobrze mruknął Cohen. Tylko nie mówcie potem, że was nie ostrze-gałem.Wzniósł miecz i przygotował się do ataku. Zaczekaj powstrzymał go Saveloy. Posłuchaj.Zza muru rozległy się krzyki, kilka nerwowych rozkazów, a potem znowukrzyki.I jeszcze wrzaski.Wrota bramy rozchyliły się, ciągnięte przez dziesiątki mieszkańców.233Cohen opuścił miecz. Aha ucieszył się. Nabrali rozumu, co?Sapiąc nieco, ordyńcy powlekli się przez bramę.Tłum przyglądał się imw milczeniu.Kilku gwardzistów leżało martwych na ulicy.Większa ich liczbazdjęła hełmy i postanowiła doczekać nowej, świetlanej i cywilnej przyszłości,gdzie człowiek mniejszą ma szansę, by zostać pobity na śmierć przez gniewnytłum.Wszystkie oczy wpatrywały się w Cohena.Twarze obracały się za nim jakkwiaty za słońcem.On sam nie zwracał uwagi na ludzi. Crowdie Potężny? zwrócił się do Caleba. Nie żyje. Niemożliwe.Był okazem zdrowia, kiedy widziałem się z nim parę miesięcytemu.Wyruszał z nową misją i w ogóle. Nie żyje. Co się stało? Słyszałeś o Straszliwym Ludożerczym Leniwcu z Ciup? Ten, co podobno strzeże wielkiego rubinu szalonego boga węży? Ten sam.No więc.rzeczywiście był.Tłum rozstąpił się, by przepuścić ordę.Jedna czy dwie osoby próbowały kla-skać, ale szybko je uciszono.Taką ciszę Saveloy słyszał dotąd tylko w najbardziejpobożnych świątyniach24.Rozlegały się jednak szepty, wznoszące się wśród tego czujnego milczenianiczym bąble powietrza w garnku wody na ogniu.Brzmiały tak: Czerwona Armia.Czerwona Armia.Czerwona Armia. A jak tam Organdy Mozolny? Wciąż dobrze się miewa w Howondalandzie,jak słyszałem. Nie żyje.Zatrucie metalem. Jak? Trzy miecze w brzuch. Czerwona Armia!. Rębacz Mungo? Uznany za zabitego w Skundzie. Uznany? Wiesz, znalezli tylko jego głowę. Czerwona Armia!.24Jedynym dzwiękiem, jaki orda słyszała w świątyniach, były krzyki: Niewierny! Ukradł Dro-gocenne Oko naszego.twoja żona jest wielkim hipopotamem!.234Orda zbliżyła się do wewnętrznej bramy Zakazanego Miasta.Tłum podążał zanią w bezpiecznej odległości.Ta brama także była zamknięta, a przed nią stało dwóch potężnych gwardzi-stów.Wyraz twarzy mieli typowy dla ludzi, którym kazano pilnować bramy, więczamierzają pilnować bramy, choćby nie wiem co.Wojsko opiera się na takich,którzy pilnują bram, mostów lub przejść, choćby nie wiem co, i często powstająheroiczne poematy ku ich czci.Zwykle pośmiertne. Gosbar Przytomny? Umarł w łóżku, jak słyszałem. Nie stary Gosbar! Każdy musi się czasem przespać. I nie tylko to musi wtrącił Mały Willie. Naprawdę potrzebuję dowychodka. No, stoisz przecież przed murem. Ale wszyscy patrzą.To by.nie było cywilizowane.Cohen podszedł do gwardzistów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|